30. "Przejściowa rozkosz..."

Rozdział przetłumaczony przez @DemStory.
Justin Bieber's POV:
Obudziłem się na dźwięk ćwierkania ptaków. Musiałem dwa razy się rozejrzeć, by zrozumieć, gdzie jestem. Na dworze nadal było ciemno, poza lekkim przebłyskiem słońca, które zaczynało wschodzić. Na prawo ode mnie była piękność, jej głowa oparta była na mojej piersi, a ramiona ciasno owinięte wokół mnie. Mimo tego, gdzie byliśmy, mimo tego, co miała na sobie, mimo śladów po makijażu pod jej oczami i tak wyglądała zjawiskowo. Westchnąłem do siebie. Od kiedy się tak rozczulałem? Co ta dziewczyna ze mną robi. Wpatrywałem się, jak oddycha, równomiernie ze śpiewem ptaków. Irytujące, małe gówna. Wilgotne powietrze wtargnęło do samochodu i zmusiło mnie do zamknięcia okien.
Nadal byłem w chuj zdezorientowany.
Powąchałem moją koszulkę, czując na niej znajomy zapach marihuany. Nie pamiętałem, że tutaj zasnęliśmy. Nie pamiętałem wielu rzeczy, które stały się ostatniej nocy, jeśli mam być szczery. Paliłem z Chloe, tylko kilka godzin temu. Uświadamiając sobie, że to jej ostatnie chwile ze mną, musiałem zrobić z nią wszystko co tylko mogłem w tak krótkim czasie. Musiałem być z nią, póki mogliśmy się widzieć. Odsuwając od siebie te myśli zaśmiałem się, przypominając sobie jak kaszlała po pierwszym zaciągnięciu. Taka niewinna. Kto by pomyślał, że ktoś taki jak ja skończy z kimś takim jak ona.
Nie wiem, jak bardzo ona będzie za mną tęsknić, ale w sercu wiedziałem, że ja na pewno będę tęsknił za nią. Prawdopodobnie za bardzo. Może ona pójdzie dalej w życiu, wróci do domu. Tam, gdzie należy. A ja, natomiast... Nie mogłem wyobrazić sobie spędzania dnia bez tej dziewczyny. Życie bez niej będzie straszne, praktycznie nie do zniesienia. Cholernie mnie przerażało. Myśl, że potrzebuję jej bardziej, niż ona mnie. Nie byłem do tego przyzwyczajony.
Spojrzałem na deskę rozdzielczą mojego samochodu i zobaczyłem, że jest 5:30. Westchnąłem do siebie wiedząc, że za kilka godzin będzie musiała mnie zostawić. Niezależnie od tego, nie miałem zamiaru pozwolić odejść jej bez walki. Za wiele dla mnie znaczyła, bym po prostu pozwolił jej odejść, jakby to nic dla mnie nie znaczyło. Nie mogłem pozwolić, by mnie zostawiła. Nie mogłem... Nadal układałem plan w głowie, by ją przy sobie zatrzymać. Biorąc głęboki oddech spojrzałem na Chloe, zachwycony jej pięknem. Lubiłem oglądać, jak śpi. To była jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakich kiedykolwiek można było dostarczyć. I znowu się rozczulałem. Szczerze mówiąc, jak do cholery jasnej mogłem być takim szczęśliwcem? Dlaczego ktoś taki jak ona chciałby kiedykolwiek mieć coś do czynienia z kimś takim jak ja? Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będzie chciała, ale nie mógłbym być bardziej wdzięczny. Napawałem się jej nieskazitelnym pięknem, jeszcze raz zerkając na zegarek i uświadamiając sobie, że muszę odwieźć ją do hotelu zanim Brad się posra, jak po obudzeniu nie będzie jej w łóżku. Co za jebany chuj.
Pobyt w tym samochodzie całą noc był ucieczką - przerwą od świata zewnętrznego.
Ale teraz był czas na powrót do sytuacji, w której obecnie byliśmy, albo rzeczywistość nas dogoni - i to szybko.
- Kochanie? - zawołałem. Nie odpowiedziała od razu. W sumie, nadal była nieprzytomna. Zacząłem potrząsać nią lewą ręką - Chloe, budź się!
Nie poruszyła się. Uśmiechnąłem się, myśląc o innym sposobie na obudzenie jej. Zacząłem składać wilgotne pocałunki na jej twarzy i szyi. Suwałem językiem w przypadkowych miejscach, obserwując jak przekręca się w fotelu.
- Justin... - jęknęła Chloe, próbując mnie odepchnąć, po czym cicho chichocząc.
- Odpłynęłaś, maleńka. - zaśmiałem się - Nie, żebym ciebie winił. - uśmiechnąłem się przypominając sobie, co się działo kilka godzin temu.
- Co? - spytała zdezorientowana Chole, pocierając oczy. Spojrzała w dół na swoje półnagie ciało w połowie leżące na moim, po czym powąchała moją koszulkę nasiąkniętą zapachem trawki. Zmarszczyła nos gdy zrozumiała, co się działo.
- Co działo się ostatniej nocy? - spytała Chloe z poczuciem winy, przygryzając dolną wargę i odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Uśmiechnąłem się na wspomnienie całej nocy i wpatrywałem się w nią, aż znowu zwróciła się w moim kierunku. Rzuciłem jej jedno z tych spojrzeń, wiedząc, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co się działo.
- Justin! - uderzyła mnie w prawe ramię, starając się powstrzymać śmiech.
- Wydaje mi się, że oboje wiemy, co stało się ostatniej nocy. Nie jest tak, skarbie? - zachichotałem, cofając samochód.
- O mój Boże! Nienawidzę cię! Skończ! - zniesmaczona zakryła twarz, chowając nos w fotelu, bym nie był w stanie jej widzieć.
Szybko narzuciła na siebie swoją białą bluzkę, chowając okryte stanikiem piersi. Pochyliła się, sięgając po swoją bluzę i narzuciła ją, zapijając ją do połowy.
- Chcę umyć zęby. - wymamrotała myśląc, że jej nie usłyszę. Zaśmiałem się głośno przez jej głupi komentarz, coś, do czego nie byłem przyzwyczajony.
- A dlaczego? - spytałem, rozbawiony poruszając brwiami.
- Czuję się brudna, właśnie dlatego, Justin! - jęknęła, odwracając się ode mnie. Szybko mogłem stwierdzić, że starała się ukryć uśmiech.
- Mimo wszystko świetnie ci poszło. Nie widzę, w czym problem. -  gwałtownie skręciłem z parkingu, próbując sobie przypomnieć, gdzie położony był hotel.
- Kto powiedział, że jest jakiś problem? - mruknęła, opierając podbródek na kolanach, zanim skierowała wzrok na ciemność, nadal obecną na wczesnym, porannym niebie.
- Nigdy nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie, Chlo. - po raz kolejny zaśmiałem się przypominając sobie, jak odważna była - Tak bardzo mnie chciałaś. - zaśmiałem się ponownie, widząc jej zdziwienie - Nie powiedziałem, że mi się nie podobało, zrobiłem tak, kochanie?  - mrugnąłem.
- Czy możesz już przestać? - spytała, zawstydzona chowając twarz.
- Kochasz mnie. - uśmiechnąłem się, pędząc drogą.
- Chciałabyś. - zaczęła okręcać włosy na palcach, jeden z jej nawyków, których nie lubiłem.
- Cokolwiek pomoże ci spać w nocy, kochanie. - pieściłem jej nogę sunąc dłonią w górę, aż doszedłem do jej granic.
- O Boże, Justin. Chcesz, bym opuściła auto? Bo mogę to zrobić. - położyła dłoń na klamce, tak, jakby chciała wysiąść. Jej twarz poczerwieniała ze wstydu, wyraźnie nie było jej spieszno o tym mówić.
- Nie, zostań! Wiesz, że tylko żartuję. - pokręciłem głową, całą uwagę skupiając na drodze. W zasięgu mojego wzroku były drzewa, które zbliżały się wraz z ruchem auta. Jechałem najwolniej jak się dało, nie chciałem oddawać Chloe jej bratu. Nie wierzyłem, że jest gotowa na konsekwencje, jakie na nią czekały. Żadne z nas nie było. Cisza obecna w samochodzie przypominała nam o tym, z czym będziemy musieli sobie poradzić.
- Czemu nie powiedziałeś mi, że wyglądam jak gówno, Justin? - jęknęła, przerywając cichą jazdę. Spojrzała na siebie w lustrze, wycierając nadmiar makijażu pod oczami. Jej usta rozchylone były w pełnym skupieniu.
- Dlaczego zawsze tak mówisz? Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak piękna jesteś. - pokręciłem głową, zaciskając szczękę przez jej niepewności.
- Przestań. Jesteś dla mnie zbyt miły. - jęknęła, relaksując się w siedzeniu. Nie miała na sobie pasa bezpieczeństwa. Zaczęła rysować serduszka na zamglonej szybie, wilgotnej nadal od porannej mgły. Wyciągnęła swoje długie nogi, opierając je na desce rozdzielczej.
- Jestem dla ciebie miły, bo na to zasługujesz. - przejechałem wilgotnym językiem po ustach - Zasługujesz na cały świat, kochanie. - splotłem palce z jej, składając pocałunek na jej dłoni. Zarumieniła się przez to, jak poważny byłem i odwróciła głowę w kierunku okna.
Reszta drogi była cicha. Spokojna i cicha. Żadne z nas nie było w stanie powiedzieć, co czuje. Obydwoje wiedzieliśmy, co nadchodzi, ale żadne z nas nie chciało tego zaakceptować. Jak mogliśmy to zaakceptować? To była nasza ostatnia wspólna przejażdżka, wiedziałam, że nie chciałem spędzać jej w ten sposób. Czułem, że Chloe jest zmęczona jak diabli przez brak snu, więc dałem jej spokój. W czasie drogi słońce w pełni wzeszło, przez co słońce przez okno wpadało do środka i odbijało się w złoto-brązowych włosach Chloe. Spoglądając na nią wiedziałem, że wcale nie byłem gotowy na to, by odpuścić. W rzeczywistości, chciałbym cofnąć się w czasie.
Minuty mijały, a ja wjechałem na parking hotelowy. Zaparkowałem na wolnym miejscu, jak najdalej od drzwi wejściowych budynku. Chciałem mieć pewność, że Brat nie będzie w stanie nam przeszkodzić w naszym ostatnim pożegnaniu. Do tego dodałem nam trochę czasu na dostanie się do drzwi. Im więcej czasu miałem z tą dziewczyną, tym lepiej. Wyłączyłem silnik, nie słyszałem nic poza ciszą. Spojrzałem w prawo i zobaczyłem Chloe przygryzającą wargi na wszystko, co się działo. Wreszcie znalazłem siłę, by przełamać siłę.
- Wiesz jak bardzo mi na tobie zależy, prawda? - schowałem wargi w ustach, zwilżając je. Upewniłem się, że cały czas patrzyłem mojej dziewczynie w oczy, tak czule, jak tylko się dało. Chciałem by czuła pewność w moich słowach. Potrzebowałem tego.
- Wiesz, jak bardzo mi zależy na tobie, prawda? - spytała to samo, dotykając swoim nosem mojego, a po chwili zjeżdżając nim w dół mojej szyi.
- Tak, wydaje mi się, że wiem. - odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się, kiedy złożyła mokry pocałunek nad moim obojczykiem - Chciałbym, byśmy przetrwali bardzo bardzo długo, Chloe. - złapałem jej dłoń i lekko ją ścisnąłem - Nie chcę, by to był ostatni czas razem. Tak wiele dla mnie znaczysz i koch...
- Nie zasługuję na ciebie. - wymamrotała, przerywając mi. Nie spodziewała się, że to usłyszę, po czym gwałtownie się odwróciła, bym nie był w stanie widzieć jej twarzy.
- Słuchaj mnie. - ścisnąłem jej dłoń. Gdy nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, postanowiłem kontynuować - Kochanie, spójrz na mnie. - złapałem jej twarz, gdy ponownie nie odpowiedziała - Zasługujesz na cały świat. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wspaniała jesteś i jakim szczęśliwcem jestem, mając ciebie. Dzięki tobie wszystko jest lepsze. Obiecuję ci, Chloe.
- Nie jestem gotowa, by ciebie zostawić, Justin. Nie wiem czego mam oczekiwać, gdy wysiądziemy z auta i to sprawia, że cholernie się boję. - przygryzła dolną wargę.
- Słuchaj kochanie, ufasz mi, prawda? - zamknąłem oczy z nadzieją, że przytaknie.
- Obydwoje znamy odpowiedź na to pytanie, Justin. - odpowiedziała, cicho chichocząc.
- Dobra... Mam asa w rękawie. - przyznałem, nieśmiało się uśmiechając. Było to coś wymyślonego na szybko, ale musiałem spróbować. Coś, z na co Brad nigdy by się nie zgodził. Chciałem zadziwić Chloe, zabierając ją z lotniska. Nie chciałem jej mówić; było za wcześnie.
- Co masz na myśli? - spytała niepewnie, zaskoczona, że faktycznie miałem jakiś plan.
- Jeśli mi ufasz, to musisz poczekać. Nie pozwolę ci mnie opuścić. - mruknąłem, zsuwając dłoń po jej plecach.
- Obiecujesz? - wymamrotała w moją szyję, dłonie trzymając na moim brzuchu.
- Obiecuję. - zapewniłem ją. Odsunęła się ode mnie, patrząc w moje oczy swoimi chłodnymi, niebieskimi tęczówkami - Chodź tu, piękna. - poklepałem moje kolana pokazując jej, by na nich usiadła. Wykonała moje polecenie, przenosząc się na moje kolana. Przejechałem palcami po jej lekko potarganych włosach, czułem jej leciutkie ciało na swoim. Zjechałem dłońmi na jej twarz, po czym na pas, przyciągając ją bliżej. Wsunęła palce w moje włosy i przycisnęła moją twarz do swojej, by nasze usta się styknęły. Temperatura w samochodzie natychmiast wzrosła, gdy delikatnie trąciłem jej usta mokrym językiem, błagając o dostęp. Nasze języki złączyły się w spólnym tańcu, gdy Chloe zaczęła wiercić się na moich kolanach sprawiając, że mój przyjaciel stanął. Rozłączyłem nasze usta, nerwowo chichocząc.
- Powinniśmy, uh, powinniśmy iść do środka. Nie chciałbym, by ten chuj dowiedział się i wkurwił. - warknąłem, starając się zakryć krocze dłonią. Zarumieniłem się, moje policzki oblały się czerwienią.
- Tak, tak. Okej, tak, masz rację. - skinęła bez tchu, zakrywając twarz włosami, zszokowana swoim zachowaniem. Była teraz bardziej napaloną w naszym związku, chciała się dalej posunąć. Jeśli mam być szczery, nie przeszkadzało mi to. Ani trochę.
Otworzyłem drzwi pozwalając jej, by zeskoczyła z moich kolan i stanęła na parkingu. Zrobiłem to samo, starając się stłumić w sobie uczucia. Ciężko było wiedzieć, że za kilka godzin będzie musiała mnie odpuścić. Jeśli mój plan nie wypali, będę musiał zostać ze wspomnieniami. Zabawnymi zdjęciami, które zrobiłem telefonem. Jedyny sposób na porozmawianie z nią byłby przez telefon. Nie mógłbym jej pocałować, przytulić, pokazać, jak bardzo mi na niej zależy. Co jeśli zapomnę, jak brzmi jej śmiech? Jak smakują jej pocałunki? To było najgorsze uczucie na świecie, jak złamane serce, prawie.
Stojąc obok mnie, odrzuciła do tyłu swoje długie, brązowe włosy i związała w wysokim kucyku. Okazało się, że miała malinki na całej szyi i piersi. Podnieciłem się na myśl o tym, że to ja jej je zrobiłem.
- Co? - wpatrywała się we mnie głupio, a ja zaśmiałem się z tej sytuacji - O mój Boże. Wiem, że wyglądam źle, ale jest aż tak źle?
- Kochanie... Spójrz na swoją szyję. - przygryzłem dolną wargę, przykładając pięść do ust, starając się powstrzymać śmiech. Spojrzała na siebie, w szoku powstrzymując oddech.
- O mój boże, Justin! Co ty mi zrobiłeś? - ponownie spojrzała w dół z obrzydzeniem, pocierając malinki tak, jakby miały zejść.
- Wczoraj w nocy nie narzekałaś, kiedy ci je robiłem. - uśmiechnąłem się, idąc w kierunku drzwi hotelu.
- Brad mnie zabije, co teraz kurwa mać, Justin? - z niedowierzaniem wyrzuciła ręce w powietrze.
- Ja też je mam! - odkrzyknąłem, po spojrzeniu w dół zauważając dwie fioletowe ślady po obydwóch stronach mojej szyi.
- Nie pokrywają twojego całego pieprzonego ciała, Justin! O mój boże, wyglądam, jakbym została poturbowana przez niedźwiedzia! - zawołała, nie mogąc się kontrolować. Zatrzymałem się na środku parkingu i zakryłem twarz, by się zaśmiać - I kurwa cuchnę trawką. - zaczęła, wąchając bluzę - Justin, mam przesrane.
- Uspokój się. - pomasowałem jej ramię, starając się ją uspokoić - Dowie się jedynie, jeśli damy mu do tego powód. Po prostu zachowuj się tak, jakby nic nie było źle. Przestań wariować, kochanie.
- Okej, okej, masz rację. - wzięła głęboki oddech, po czym weszła do hotelu.
- Chlo... Ja zawsze mam rację. - uśmiechnąłem się, składając pocałunek na jej policzku. Dziewczyna żartobliwie przewróciła oczami. Staliśmy na środku martwego holu hotelowego, nie mając pojęcia, co zrobić. To miejsce było praktycznie opustoszałe. Zapach starego dywanu dostał się do mojego nosa, przez co pomyślałem, jak gówniany jest ten hotel. Chciałem, by jak najlepiej wykorzystać nasz wspólny czas. Wiedziałem, że ten był ograniczony.
- Usiądź ze mną, kochanie. Chcę cię trzymać w ramionach, aż będę musiał zaprowadzić cię do tego kutasa. - poprowadziłem ją do kanapy, gdzie spotkaliśmy się poprzedniej nocy, by się wymknąć. Pociągnąłem ją na miejsce obok mnie. Spojrzałem w jej smutne oczy i ścisnąłem jej dłonie, nigdy nie chcąc ich puszczać. Czas tykał. W jej oczach rósł ból, nie chciała odrywać wzroku od mojego. Nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, jak wiele dla mnie znaczy. Czas zaczął mijać, kiedy zaczęła się bawić każdym z moich palców i starała się zapamiętać każdy centymetr mojego ciała, zanim wyjedzie z miasta, pozostawiając mnie tu. Palcami przesunęła w górę mojego ramiona, śledząc moje liczne tatuaże, nosem delikatnie trąciła moją twarz. Zatrzymała się na tatuażu znajdującym się na moim ramieniu, gdzie widniało moje imię "Jay". Rozchyliła usta, jakby chciała zadać pytanie, jednak od razu znowu je zamknęła.
- Co jest, kochanie? - spytałem. Skrzywiła się na fakt, że znałem ją tak dobrze i od razu mogłem stwierdzić, co ma na myśli.
- Chciałam cię zapytać o coś, co zawsze mnie zastanawiało. - wymamrotała, jakby była przestraszona.
- O co? - spytałem ostrożnie. Pieściła tatuaż palcem, rysując wokół niego serce.
- Dlaczego wolisz być nazywany Jay, zamiast Justin? - mruknęła, opuściła głowę, po chwili niepewnie na mnie spoglądając. Wypuściłem głębokie westchnięcie i chwyciłem ją w pasie, po czym już drugi raz dzisiejszego dnia posadziłem ją na swoich kolanach. Głęboko wpatrywałem się w jej oczy, przygotowując się do opowiedzenia jej ciemnej historii kryjącej się za moim mało znanym pseudonimem. Zamknąłem oczy, biorąc kolejny głęboki oddech.
- Chloe, znasz takie sekrety, które trzymasz dla siebie, nawet jeśli jesteś bliska powiedzenia o nich każdemu dookoła siebie, ale boisz się, że będą traktować cię inaczej? - zacisnąłem zęby, widząc wspomnienie mojego ostatniego projektu.
- Tak... Doskonale wiem, co masz na myśli. - wyszeptała, starając się nie oderwać naszych oczu.
- Nie bawię się w bycie sympatycznym. Kryje się we mnie wiele gówna. Ufam ci na tyle, że mogę ci opowiedzieć historię kryjącą się za moim nickiem. Będzie to nasz mały sekret. - skinąłem głową.
- Nasz mały sekret. - powtórzyła, szepcząc do siebie. Z powodu jej szczerości, złożyłem pocałunek na jej czole, przygotowując się na opowiedzenie jej historii. Historii, która nadal mnie prześladowała.
- Wiem, że nie za często o nim mówię, ale kiedy byłem młodszy, Chloe, mój tata nazywał mnie Jay. Nienawidziłem tego. Bałem się tego. Um.. - przełknąłem ślinę, zanim zacząłem mówić dalej - On.. on był dla mnie bardzo ostry, krzywdził mnie za każdą najmniejszą rzecz. - spojrzałem na jej twarz, usta miała rozchylone - Czułem, że go rozczarowuję, we wszystkim co robię. Wiesz, jakbym nie był wystarczająco dobry? Za każdym jebanym razem, gdy słyszałem słowo Jay wiedziałem, że będę się nienawidził bardziej, niż ostatnim razem. - zacisnąłem zęby, widząc bolesne wspomnienia w mojej głowie, gdy pojedyncza łza wypłynęła z prawego oka Chloe - Był czas, kiedy chciałem by zniknął z powierzchni ziemi, a gdy obydwoje z moją matką umarli przed moimi oczami... - ponownie przełknąłem ślinę - Czułem się, jakby to była moja wina. To była moja wina. Wierzę, że jeśli modlisz się o coś bardzo długo i mocno, to to się stanie. I myśl, że... modliłem się o śmierć mojego własnego ojca? Może na to zasługiwałem. - pokiwałem głową, czując gule w gardle. Spojrzałem w oczy Chloe, głęboko się koncentrując, pamiętałem każdy szczegół; ból kryjący się za tym wszystkim - Po ich śmierci myślałem, że bardziej efektownie będzie nazywać się Jay, zamiast Justin. Czułem, jakbym był mu to winny, za te wszystkie razy gdy go zawiodłem, jak byłem młodszy. Nawet, jeśli mój ojciec mnie źle traktował, i tak chciałem być wystarczająco dobry dla niego, aż do teraz. Nawet jeśli przez większość czasu i tak nie jestem, nadal próbuję.
Pochyliłem głowę ze wstydu, wiedząc w głębi serca, że jestem pieprzonym dzieckiem, dzieckiem bez przyszłości. To była wyłącznie moja wina, że moi rodzice zostali zabici. Modliłem się każdej jebanej nocy, by mój tata zniknął i moje życzenie się spełniło. Nie wiedziałem, czy tam na górze był Bóg, czy nie, ale byłem cholernie pewien, że coś spełniło moje życzenie. Mimo wszystko zabiłbym się teraz, by odzyskać rodziców. Zabiłbym się, by Damien nie miał nade mną kompletnej kontroli. Zabiłbym się, by ta osoba, która potrafi sprawić, by wszystkie bolesne wspomnienia odeszły została w moich ramionach na zawsze. Potrafiła to naprawić. Ale wiedziałem cholernie dobrze, że pisałem się na całe to gówno, jak tylko zostali zamordowani. Ten sekret był bezpieczny ze mną i Chloe, u nikogo innego. Nawet u Damiena nie był.
Bezgranicznie ufałem Chloe. Nikt nie zrozumie, dlaczego. Cholera, nawet ja nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego. Moja przeszłość była niczym czarna dziura, a historia, którą dopiero co opowiedziałem nie była nawet połową. Chloe wpatrywała się we mnie, starając się dowiedzieć, co myślę.
- Czy ty słyszysz, co mówisz, Justin? - nazwała mnie prawdziwym imieniem, celowo - Jesteś najsilniejszym i najmilszym człowiekiem, jakiego znam. Wiem, że sprawiasz, że jest dumny każdego dnia i wiem, że nadal będziesz to robił. Kłóć się ze mną ile chcesz, ale wiem, że patrzy na ciebie z uśmiechem. - ścisnąłem jej dłoń, starając się przetworzyć to, co mówiła - Jesteś jego synem, i nawet jeśli wciągnął cię w to gówno, kochał cię. Nadal cię kocha.
Kolejna łza spłynęła po policzku Chloe, a ta odwróciła głowę nie chcąc, bym to zauważył. Wiedząc, że powiedziała mi to, co czuła w sercu uśmiechnąłem się lekko, przyciągając jej twarz do mojej. Ostrożnie scałowałem jej łzę.
- Nie musisz używać imienia którego nie lubisz tylko po to, by zaimponować swojemu tacie. - głośno wciągnęła powietrze - Sprawiasz, że jest dumny każdego dnia. - powtórzyła odchylając głowę i wpatrując się w sufit, by powstrzymać łzy - To sprawia, że jest mi strasznie smutno, Justin, gdy mówisz o sobie tak, jakby ciebie to nie obchodziło. Nie widzisz siebie tak, jak ja ciebie widzę, Justin. Dlaczego? Jesteś taki wyjątkowy, Justin. - wyszeptała, ocierając kolejną łzę.
Nie zrozumcie mnie źle. Miło było usłyszeć to, co właśnie do mnie powiedziała, ale wiedziałem, że to nie jest prawda. Nigdy nie udało mi się zrobić nic dobrze i już nauczyłem się to akceptować. Nigdy nie umiałem zatrzymać dziewczyny, do której miałem mocne uczucia, bez kogoś wpierdalającego się, by to zepsuć. Ta sytuacja była kolejnym przykładem. To było wiele pierdolenia. Nie byłem niczym wyjątkowym. Byłem sierotą, która zabijała ludzi, by mieć za co żyć. Wiedziałem, że wiele czasu zajmie polepszenie się mojej sytuacji, ale za każdym razem, gdy już wydawało się być lepiej, całe szczęście odchodziło.
Mój czas z Chloe. To była chwilowa przyjemność.
- Ale dlaczego mówisz, że mu imponuję? Nadal psuję wsz…
- Nigdy nie zawiodłeś mnie. - spojrzała w moje oczy, kiwając głową. Palcem wskazującym przejechała po mojej piersi i zatrzymała go nad pępkiem.
- Ale Chloe, ja…
- Nadal żyję, prawda? - przerwała mi, rzucając mi najbardziej intensywne spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziałem z jej oczu.
- Tak, tak, żyjesz. - pokiwałem głową. Miło było mieć kogoś, kto był przy mnie, wdzięczny za najmniejsze rzeczy w życiu. Nie chciała umierać. To było jedyne, czego ode mnie chciała. Nigdy nie oczekiwała związku w takiej sytuacji, jak nasza. To był szok dla nas obu.
Nie jestem perfekcyjny.
Wiedziała o tym.
Nie oczekiwała tego.
Akceptowała to.
- Czyli, to znaczy, że nigdy mnie nie zawiodłeś. - stuknęła swoim nosem mój i zachichotała cicho. Każdy ruch który wykonywała, wydawało się jakby starała się sprawić, by to było niezapomniane dla nas obojga. Jej dotyk był taki delikatny. Jej działania były tak zapierające dech i obce, że miałem ochotę skakać. Mój brzuch był wypełniony rojem motyli. Wszystkie jej ruchy sprawiały, że chciałem dzielić z nią jeszcze więcej. Chciałem powiedzieć jej wszystko. Chciałem mówić do niej godzinami, dzieląc każdy najmniejszy szczegół mojego życia, pomimo tego, jak popieprzone było.
Przypominała mi kogoś z mojej przeszłości. Kogoś bardzo, bardzo mi bliskiego.
Oblizałem usta, wyczuwając jak moje oczy ciemnieją w koncentracji, coraz bardziej zatracałem się w ciemnej dziurze wspomnień.
- Moja mama, bardzo kochałem moją mamę. Mieliśmy najlepsze kontakty. - uśmiechnąłem się pamiętając cały dobry czas, który razem spędziliśmy - Tylko kiedy ojciec zaczął mnie bić i tak dalej, nie chciała się z nim o to kłócić, bo bo bała się, że ją skrzywdzi. Mój tata, o-on był alkoholikiem. - zająknąłem się, zszokowany, że pozwoliłem wspomnieniom się wydostać - Broniła mnie, ale tylko pogarszała sytuację. Tak bardzo za nią tęsknię. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo za nią tęsknię. - wziąłem jej rękę i przejechałem opuszkami palców po cyfrach rzymskich tuż nad moim obojczykiem. I IX VII V. - Widzisz tą datę? To rok, w którym moja mama się urodziła. Tak wiele dla mnie znaczyła. - Chloe po raz kolejny przejechała palcami po dacie, pociągając nosem. - Chloe, ja… - zacząłem, po czym przerwałem.
- Ty co? - z jej oka wypłynęła kolejna łza, spadając na bluzę.
- Lubię, kiedy nazywasz mnie Justin. Potrzebowałem kogoś jak ty w życiu, kto będzie nazywał mnie moim prawdziwym imieniem, tak jak moja mama. - moje usta wykrzywiły się w uśmiechu - Moja mama zawsze była przy mnie, gdy jej potrzebowałem. Ty też zawsze tu jesteś. Przypominasz mi ją. Masz jej oczy, wiesz? - położyłem palce na jej policzku, uśmiechając się tak szeroko, jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Naprawdę? - spytała zszokowana. Miały dokładnie taki sam odcień niebieskiego. Byłem zdziwiony, że wcześniej tego nie zauważyłem.
- Tak, naprawdę. - złączyłem oczy z jej w adoracji, wspomnieniami wracając do chwil, kiedy moja mama na mnie patrzyła.
- Justin? - spytała w zamyśleniu, po raz kolejny przesuwając palcami po moich tatuażach.
- Tak, kochanie? - odpowiedziałem, wpatrując się w osobę, która znaczyła dla mnie wszystko.
- Chciałabym… Chciałabym ich odwiedzić… Kiedyś. - pieściła palcami moją szyję, a ja podskoczyłem przez jej dotyk.
- Co masz na myśli? - przełknąłem ślinę marszcząc brwi, zdezorientowany przez to, co do cholery właśnie powiedziała.
- Twoich rodziców. Chciałabym odwiedzić ich… i-ich groby, kiedyś. - wyjąkała, starając się złożyć słowa, nie przywracając bolesnych wspomnień. Zatraciłem się w myślach, głęboko. Co ja zrobię, pójdę odwiedzić groby moich rodziców? Sama myśl o tym sprawiała, że czułem się winny.
- Wiesz, tak naprawdę nigdy nie chciałem tam iść. Zawsze sprawiało to, że byłem taki załamany… ale myślę… myślę, że chcę iść. Nigdy nie chciałem stanąć w twarz z problemami, jakie pojawiły się z ich śmiercią, ale z tobą u mojego boku… myślę, że chcę iść. - wymamrotałem, mocno obejmując ją w pasie i spoglądając na podłogę, sam zdziwiony przez swoją reakcję.
- To będzie dla ciebie dobre, tak myślę. - zaczęła, splatając nasze palce.
- Dziękuję. - pocałowałem jej czoło, wtulając twarz w jej włosy. Nie mogłem powstrzymać się przed chichotem przez to, że pachniała trawką. Nigdy nie wiedziałem, że moja dziewczyna jest ćpunem - Jesteś wyjątkowa. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty w całym moim życiu.
- Nie jestem wyjątkowa, Justin. - odpowiedziała. Chwyciłem jej ciało i zmusiłem ją do spojrzenia na mnie tak bardzo jak było to możliwe, rzucając jej ostre spojrzenie.
- Nie mów tak. Nie zdajesz sobie sprawy, jak piękna, jak wyjątkowa, jak idealna jesteś? Każdego dnia uświadamiasz mi, jakim szczęściarzem jestem, mając ciebie w moim życiu i jestem strasznie wdzięczny, że jesteś tu ze mną. - ciągnąłem, zdesperowany by wiedziała, jak wiele dla mnie znaczy - Nie mam jebanego pojęcia, czy tam na górze jest Bóg, ale jeśli jest to wiem, że zostałaś zesłana do mnie z jakiegoś powodu. Ludzie jak ty nie pojawiają się w kogoś życiu bez powodu… przyszłaś do mnie z jakiegoś powodu, Chloe. Jesteś dla mnie tak, tak wyjątkowa i… - szybko odwróciła głowę ode mnie, przerywając mi.
- Przestań. - wyszeptała. Zmarszczyłem brwi, zdezorientowany, dlaczego tak reaguje - Justin, ja… ja nie mogę ciebie zostawić. Nie mogę. - wykrztusiła przed odwróceniem się do mnie, jej pełne łez ozy pokazywały mi każdą emocję, którą czuła.
- Ja tym bardziej nie chcę, byś odchodziła, kochana. - zaczęła płakać w zagłębienie mojej szyi - Nie płacz. Nic się między nami nie zmieni, nie pozwolę mu nic zmienić. Zawsze będziesz moja i nie uda się mu nas rozdzielić. - odgarnąłem włosy z jej twarzy, biorąc jedną z jej dłoni i delikatnie ją całując. Chciałem się upewnić, że zdaje sobie sprawę z tego, jak poważny jestem.
- Dziękuję. Naprawdę, po prostu dziękuję za wszystko. - wymamrotała, nie będąc w stanie wykrztusić z siebie nic więcej. Opuściła głowę, kładąc ją na moim ramieniu. Zacząłem scałowywać jej łzy, odsuwając włosy do tyłu, bym miał lepszy dostęp do jej twarzy. Rzuciliśmy sobie szczere spojrzenia, po czym skierowała usta na moje, na początku niepewnie. Każda sekunda wzbudzała pośpiech, powodowała, że nie chciałem jej puścić. Nigdy. Otarła wilgotnym językiem o moje wargi, po czym złączyła nasze języki w nierównym tańcu. Uśmiechnąłem się w pocałunku, zauważając jak delikatna była. Ten pocałunek był smutny, ale… troskliwy; tak, jakby był to nasz ostatni pocałunek. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy mieli się nigdy więcej nie zobaczyć. To cholernie mnie przerażało. Zacząłem napawać się każdą chwilą, czułem jej ciepłe ręce wokół mojej szyi. Nie byłem gotowy, by to zakończyć.
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi windy, a po nich kroki. Otworzyłem oczy i rozłączyłem nasze wargi, zauważając wściekły wzrok tego dupka, brata Chloe, idącego w naszym kierunku. Chloe wtuliła głowę w moją szyję, całując ją. Przysunąłem usta do jej ucha wiedząc, że Brad widział nasz namiętny uścisk.
- Chloe, kochanie… Nie odwracaj się za szybko, ale twój brat stoi za tobą. - ostrzegłem ją, czując jak jej malutkie ciało zastyga i drży w moich ramionach, nadal mocno zaciśniętych wokół niej - Nie chcę, by coś się teraz stało, więc jeśli naprawdę mi ufasz, pozwól mi mówić. - ścisnąłem jej dłoń w taki sposób, że Brad nie był w stanie tego zobaczyć, starałem się ja tym uspokoić. Zjechała dłonią do zamka od bluzy, po czym zapięła ją do samego końca, by Brad nie mógł zobaczyć malinek. Biorąc głęboki oddech odwróciła się w jego kierunku, zeskakując z moich kolan.
- Brad, ja… - zamarła, zostawiając usta otwarte.
- Czy ty sobie ze mnie teraz kurwa żartujesz? - przerwał jej, warcząc w taki sposób, że tylko my mogliśmy go usłyszeć. Chloe ciężko odetchnęła, robiąc krok do tyłu - Nie, ale naprawdę sobie ze mnie teraz żartujesz? Co to kurwa, czy to zapach trawki, który od ciebie wyczuwam?
- Brad, ja…
- Odpowiedz na to jebane pytanie. - wysyczał, łapiąc ją za ramie.
- Nawet nie pozwalasz mi mó…
- To jest czy nie jest trawka, Chloe? - warknął jej w twarz. Pochyliła głowę w zakłopotaniu.
- Tak. - wyszeptała. Zacisnąłem pięści, biorąc głęboki oddech przed podejściem do nich.
- Słuchaj, nie…
- Kim do cholery myślisz, że jesteś, że nastawiasz moją siostrę przeciwko jej własnemu bratu? Dlaczego ją stawiasz w takiej sytuacji? - warknął na mnie i przechylił głowę w kierunku Chloe - Chloe, kurwa, nawet nie chcę na ciebie patrzeć. Jestem taki oburzony! Nawet już nie wiem, kim jesteś. Idź do pieprzonego pokoju spakować swoje gówniane rzeczy i bądź gotowa za 10 minut. Wyjeżdżamy, wyjeżdżamy już teraz. - mruknął, popychając Chloe w kierunku windy. Mruknąłem do siebie, nie chcąc wywołać sceny.
- Brad, nie… Ja… - wyjąkała, próbując się bronić.
- Zamknij się i idź! - wyszeptał szorstko, rzucając jej spojrzenie, które mogło zabijać.
- Przepraszam. - wyszeptała do mnie, idąc w kierunku windy. Po chwili odwróciła się do mnie tyłem i szła szybciej, po czym biegiem pokonała ostatni kawałek i zniknęła za rogiem. Wpatrywałem się w nią, aż zniknęła z mojego pola widzenia.
Pokręciłem głową, wchodząc w kontakt wzrokowy z ciemnymi oczami Brada. Nie miałem mu nic do powiedzenia. Jego zachowanie mówiło za niego. Patrzyłem gdziekolwiek, byle nie na jego ciemne, zimne oczy, nie chcąc mieć z nim nic do czynienia. Chciałem tylko wydostać się z tego miejsca i pojechać na lotnisko z moimi planami na uratowanie mojej dziewczyny.
- Chodź ze mną, Bieber. - rozkazał mi Brad, idąc do automatycznych drzwi hotelu. Poszedłem za nim, jedynie w celu dostania się do mojego samochodu i pojechania na lotnisko, zanim skończy mi się czas.
- Słuchaj, po prostu pozwól mi odejść… - wychrypiałem głęboko, wsuwając ręce w kieszenie spodni i skupiając się na swoich sprawach. Nie chciałem już walczyć. Nie chciałem bijatyk z jej bratem, które zmusiłyby mnie do skrzywdzenia jej bardziej, niż w przeszłości. Musiałem ignorować jego zaczepki i nie pozwolić złości przejąć nade mną kontrolę, bym nie musiał żyć w winie.
Kierując się do samochodu, wyciągnąłem klucze z kieszeni. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, jak znowu się zamykają. Odwróciłem się i zobaczyłem Brada stojącego przede mną. Chwytając mnie za ramiona, popchnął mnie na samochód. Czułem jak moje mięśnie napinają się w naturalnym odruchu, starałem się nie walczyć.
- Gdzie ci się kurwa wydaje, że idziesz? Wydaje ci się, że to okej nie pożegnać się z moją siostrą, którą kochasz... czy powinienem powiedzieć, że kochasz tak bardzo ruchać? Powiedziałem ci, byś się ze mną przeszedł. - syknął, popychając mnie jeszcze raz.
- Nie mam zamiaru się z nią żegnać, bo to nie jest pożegnanie. - pokiwałem głową - I nie mam zamiary się z tobą teraz bić, Brad. Po prostu mnie puść. - westchnąłem, drżąc na wietrze, które zaczął mocniej wiać.
To był dla mnie przełom. Zanim cokolwiek się stało, zanim zakochałem się w Chloe, pobiłbym go na śmierć, tu i teraz. Mimo wszystko, Brad był ostatnią osobą z rodziny Chloe, która nadal żyła i bez względu na to, jak bardzo go nie lubiła, nie miałem zamiaru go ranić. W głębi duszy martwiła się o niego. Był jej bratem. Nawet nie myślałem o położeniu na nim jednego palca. Nie mogłem. Nie ważne, jak bardzo mnie wkurwiał, musiałem go szanować jako jej rodzinę. Nie chciałem już niczego z nim rozpoczynać. To nie było warte. Może dlatego tak bardzo mną gardził, dałem mu złe wrażenie. Może zasłużyłem, by zostać pobitym za to, że jestem takim dupkiem.
- Oh, co się stało z panem Twardzielem, co? Boi się stawić czoła problemom, które spowodował? - złapał mnie za kołnierz i odciągnął od samochodu.
- Nic z tego nie było jej winą, więc proszę, nic jej nie mów. - potrząsnąłem głową, zrzucając na siebie winę za pozwolenie, by się wymsknęła. Obarczał ją za to całą winą.
- Wiesz, to jest kurwa zabawne, że bronisz mojej siostry, jak sam używasz jej jako króliczka do ruchania, a teraz prawie ją zostawiłeś. Boże, jak tylko pomyślę, co robiliście ostatniej nocy! Obrzydzasz mnie, prawie jak tamo jak ona, pozwalając takiemu chujowi jak ty dostać się do jej ciała. - jego ucisk na moim kołnierzu stał się mocniejszy.
- Nie chciałem dostać się do jej ciała. Nigdy bym nie mógł. - prychnąłem, starając się złapać powietrze i jakoś kontrolować mój gniew, wiedząc, że będę żałował, jeśli dam Bradu to, co chciał.
- Więc nazywasz ją dziwką? - spytał Brad, irracjonalnie - Słuchaj, Bieber. Zabieram moją siostrę i kiedy tak zrobię, nigdy więcej jej nie zobaczysz. Rozumiesz? To nie powinno zajść tak daleko i ja zadbam o to, by nie zaszło dalej. - wypuścił mnie z uścisku, idąc z powrotem w przeciwnym kierunku, w stronę hotelu.
- Nie znasz nas. - stwierdziłem, zaciskając szczękę.
- Wiem wystarczająco dużo, kutasie. - wymamrotał pod nosem, dalej odchodząc.
- Nie, nie wiesz. - powiedziałem - Nie wiesz nic o nas. W sumie, nie wiesz ile razem przeszliśmy.
- Po chuja mówisz gówna w stylu Romeo i Julii? - zatrzymał się w pół kroku, odwracając głowę w moim kierunku - Ona się tobą nie przejmuje, Bieber. Po prostu nas zostaw. Jest jej lepiej bez ciebie.
- Być może to prawda, ale nie możesz jej ode mnie odebrać. Słuchaj, wiem, że mnie nie lubisz i ja jestem jak diabli pewien, że nie lubię ciebie, ale to ja byłem przy twojej siostry, kiedy ciebie nie było. - wymamrotałem, podchodząc do niego - I czy ci się to podoba, czy nie, zawsze będę częścią życia twojej siostry. Czy zdajesz sobie sprawę, przez jak wiele gówna przez ciebie przeszła? To była twoja decyzja, by puścić ją na tą wycieczkę. Mógłbyś ją powstrzymać, ale tego nie zrobiłeś. Chcesz wiedzieć, dlaczego przyjechała do Stratford? By się od ciebie do cholery uwolnić, Brad. Jak myślisz, dlaczego woli zostać ze mną, niż wrócić z tobą? Jak myślisz, dlaczego wymknęła się ostatniej nocy, by być ze mną? Myślisz, że płakała cały poranek, bo chciała wrócić do ciebie? Nie wydaje mi się, Romano. Powinieneś mi dziękować za bycie tu dla niej, kiedy ciebie nie było. - warknąłem, starając się nie stracić nerwów. Chciałbym tylko, by to przemyślał i zdał sobie sprawę, że Chloe naprawdę na mnie zależało.
- Widziałem te jebane malinki i czułem zapach jebanej trawki. Myślisz, że tego nie zauważyłem? - powiedział, unikając moich pytań, na które nie miał odpowiedzi, co wywołało u mnie uśmiech.
-Pominąłeś fakt, że była w Stratford, przebywając ze mną przez tygodnie. Dobrze wreszcie wiedzieć, że tu jesteś, Romano. - stwierdziłem ponuro, wsuwając ręce w kieszenie.  
- Chyba chcesz, bym ciebie zabił. - jęknął, jego twarz była czerwona z wściekłości - Prosisz się o to.
- Myślisz, że mnie to ruszy? - zaśmiałem się do siebie - Jestem pewien, że wkurwiłbyś swoją siostrę bardziej, niż już jest. Już wystarczająco ją skrzywdziłeś, nie myślisz? Obydwoje już wiemy, po kogo jest stronie. - uśmiechnąłem się, krzyżując ręce na piersi.
- Zajmę się moją siostrą później za to, że była taką dziwką przez tak długi czas. Ale teraz, musisz nauczyć się, że nie jesteś tak dobry, jak ci się wydaje i kurwa nie wejdziesz między mnie i moją siostrę. Gówno dla kogoś znaczysz. - skrzyżował ramiona, naśladując mnie.
Przełknąłem ślinę, jego słowa uderzyły w mój czuły punkt. Kiedyś czułem się, jakbym gówno dla kogokolwiek znaczył. Myślałem, że jestem nikim, bez przyjaciół, poza Violet i Nickiem. Byli wszystkim co miałem, aż przyszła Chloe. Pomimo tego, jak popieprzone wszystko było, Chloe i tak ze mną została, co było faktem, którego nigdy nie zrozumiałem. Wiedziała, że jestem potworem, w ciele osiemnastolatka. Nie miałem żadnych granic. Wszystko co chciałem robić od kiedy się tu znalazła było sprawianie, by była szczęśliwa. Sprawiała, że zapominałem o wszystkim, coś, czego nikt inny nie potrafił.
- Po prostu się odpierdol, Brad. - pokiwałem głową, napinając mięśnie.
- Co ty do mnie właśnie powiedziałeś? - uniósł brwi, wpatrzony we mnie.
- Ja... - westchnąłem, wskazując na swoje ciało - Powiedziałem... Ci... - kontynuowałem, wskazując jego kipiące ze złości ciało - byś się odpierdolił. - westchnąłem czując, że wreszcie skończyłem tą rozmowę. Skończyłem z tymi bzdurami. Zacząłem iść do mojego samochodu, kładąc dłoń na drzwiach. W ciągu kilku sekund poczułem, jak uderzam w samochód z ogromną siłą.
- Jesteś skończony, Bieber. - usłyszałem syk Brada za mną. Chwycił mnie za ramiona, uderzając moją twarzą o samochód. Byłem sztywny jak deska, nie chcąc, by Chloe po wyjściu zobaczyła, jak biję się z jej bratem. Wkręcanie się w to wydawało mi się dziecinne. Nie mógłbym skrzywdzić Chloe, włączając się w to, nie mógłbym.
Mocno chwycił mnie za kołnierz, kilka razy uderzając mnie w twarz. Czułem krwawienie z nosa od siły jego mocnego uderzenia. Zatrzymał się na chwilę, pozwalając mi wytrzeć krew. To nie było dla mnie nic nowego. Byłem przyzwyczajony radzić sobie z bólem.
Brad zaczął uderzać mnie w brzuch kolanem, kilkakrotnie, nie przestając. Mruknąłem do siebie, spadając na kolana, by złapać oddech. Prychnąłem, próbując zrozumieć, gdzie się znalazłem. Spojrzałem w górę na Brada, psychicznie błagając, by przestał mnie bić. Był wyraźnie zaciekawiony i rozbawiony faktem, że nie robiłem nic, by siebie obronić. Wszystko dookoła się kręciło, jakbym się roztrzaskał i był w środku piekła. Moje ciało był wiątkie, nie chciało dłużej znosić tego bólu. Zacząłem wykaszliwać nadmiar krwi w gardle i poczułem, jak Brad kopie mnie na ziemię, bez wstydu depcząc po moim nieruchomym ciele.
Zaczął rozkazywać mi, bym wstał z ziemi. Mój widok był rozmazany jak diabli. Nie wiedziałem, co się dzieje w tym momencie. Kiedy nie odpowiedziałem chwycił mnie za ramiona, jeszcze raz uderzając mnie kolanem w żołądek. Z trudem złapałem powietrze, starając się do wszystko przetworzyć.
- I mówię serio kiedy mówię, że masz się kurwa trzymać z dala od mojej siostry. - trzymał mnie blisko swojej twarzy. Chciałem na niego splunąć. Czułem, jak moje usta puchną. Czułem, jakby mój żołądek był rozrywany. Byłem rozjebany, oficjalnie.
Chloe's Pov:
Z torbami w rękach wyszłam z windy.  Pociągnęłam nosem widząc pusty korytarz. Gdzie był Brad? Gdzie był Justin? Byłam cholernie zdezorientowana.
Wyglądając przez wielkie okno, zobaczyłam ich obu, stojących na parkingu, wyglądali jakby rozmawiali. Może Justin przekonywał Brada, bym została? Justin był bardzo przekonującą osobą i byłam pewna, że Brad nabierze się na jego sztuczki… Prawda?
Zaczęłam wychodzić przez automatyczne drzwi, przechodząc przez parking, ciekawa co się dzieje. Nie widziałam już Justina. Wyglądało to, jakby tylko Brad stał przy aucie zupełnie bez celu.
- Co się dzieje? - mruknęłam, próbując zobaczyć co jest za Bradem, który opierał się o auto Justina. Słyszałam jedynie głośne dyszenie zza niego. Coś na pewno było nie tak.
- Miałem tutaj miłą rozmowę z Bieberem. Wszystko już jest okay, prawda, Jay? - Brad uśmiechnął się, sygnalizując że Justin jest za nim.
-Tak. Wszystko jest okay, Chloe. - powiedział Justin nienaturalnym, słabym głosem.
- Co jest? - niepewnie zapytałam. Brad szybko przesunął się, przez co Justin był tuż przed moimi oczami. Cały był w siniakach i krwi, padł na kolana, trzymając się za brzuch - Justin! - z trudem złapałam powietrze, czując, że łzy zaczynają lecieć z moich oczu. Rzuciłam moje torby na ziemię, podbiegając do niego. Zobaczyłam strach w jego ciemnych oczach. Zobaczyłam ból. Próbował się trzymać, tylko z mojego powodu. - O mój Boże, Justin. O mój Boże. - zawołałam, biorąc jego twarz w ręce. - Co on ci zrobił? - szepnęłam, zapominając że Brad był obok nas.
- Chloe… - Justin wykaszlał, biorąc mnie za ręce. Głęboko patrzył się w moje oczy. Zauważyłam jak zbiera się w nich woda. Albo z powodu bólu, albo z powodu beznadziejności tej sytuacji, nie miałam pojęcia. Słyszałam ból w jego głosie. Krew spływała z jego nosa, a on próbował mi pokazać, żebym go zostawiła. Przejechałam swoimi palcami po jego włosach, całując go w sczerniały policzek, czując ciepło łez spływających po mojej twarzy. Brad agresywnym ruchem wziął moje torby z podłogi i delikatnie zacisnął ręce na moim ramieniu, odciągając mnie od Justina.
- Idziemy. Pożegnaj się z tym chujem, bo więcej go nie zobaczysz. - syknął, ciągnąc mnie przez parking. Próbowałam się wyrwać z uścisku jego ręki, aby z powrotem wrócić do Justina.
Podbiegłam do niego, a ten chwycił mnie za talię. Złączył swoje usta z moimi z ogromną siłą. Łzy cały czas ciekły po mojej twarzy, jakby to był nasz ostatni pocałunek. Czarne chmury uformowały się wokół nas. Zaczęło lać jak z cebra, a on przesunął ręce i oplótł nimi moją szyję, przyciągając mnie bliżej. Wiedzieliśmy, że Brad to wszystko widzi. Może Justin próbował pokazać Bradowi, jak bardzo się o mnie troszczy. Dołączyłam do planu i pieszczotliwie objęłam jego zranione policzki.
- Ohydne. - usłyszałam głos zza siebie, zostając gwałtownie wyrwana z ramion Justina po raz ostatni. Biorąc mnie w swoje ramiona, Brad przeniósł mnie przez parking. Zaczęłam kopać, krzyczeć i wić się w jego ramionach.
- Nienawidzę cię! - kopałam nogami - Cholernie cię nienawidzę! Puść mnie! Przestań! - zaczęłam szlochać, próbując podrapać twarz Brada. Agresywnie szarpnął za drzwi auta, wrzucając mnie na siedzenie pasażera. Zatrzasnął je za mną, zmuszając mnie do poddania się. Obróciłam głowę w kierunku auta Justina. Nie było go.
Zapięłam się, płacząc sama do siebie. W moim umyśle była pustka. Dźwięk Brada, który wrzucał moje torby na tylne siedzenie doszedł do moich uszu, chwile potem usłyszałam zamykające się drzwi. Wsiadł na siedzenie kierowcy, zamykając drzwi i odpalając auto. Spuściłam głowę, nie mając niczego do roboty, oprócz szlochania przez piekło, w jakie zmieniło się moje życie. Dlaczego to wszystko się działo?
- Jesteś cholernie żałosna. Widzisz się teraz? Płaczesz przez nic nie warte gówno, jak on? On cię nie kocha, Chloe. Byłaś dla niego bezużyteczną dziwką. Spójrz tylko. Ten idiota już sobie poszedł. - zachichotał, wskazując na pusty już parking. Brad zaczął odjeżdżać. Wzięłam głęboki oddech otwierając usta, chcąc się obronić.
- To nie prawda. Nigdy nie uprawialiśmy seksu. Nigdy nic nie robiliśmy. Obchodziłam go! Nic nie wiesz, Brad. - wyrzuciłam z siebie, kręcąc głową.
- Znowu to gówno o Romeo i Julii? Co to jest? Zamknij się. Nic dla niego nie znaczysz i możesz być pewna, że dla mnie też już nic nie znaczysz.  - przyśpieszył, kierując się w stronę lotniska. Podniosłam głowę wiedząc, że wszystko co powiedział teraz i tutaj, nie jest prawdą. Nie mogło być.
- Co ty powiedziałeś? - złączyłam brwi i zacisnęłam usta.
- Słyszałaś mnie. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego i lepiej wiedz, że mama i tata też by nie chcieli. Nie tylko przyniosłaś mi wstyd, przyniosłaś też wstyd swoim rodzicom. Jestem pewien, że teraz są tak zniesmaczeni jak ja. Jesteś niczym dla naszej całej rodziny. Zniszczyłaś wszystko. Mam nadzieję, że zapamiętasz każdy z tych cholernych dni! - uderzył pięścią w tablicę rozdzielczą, zmuszając mnie do jeszcze większego szlochu. Zaczynałam mieć problemy z oddychaniem, mój mózg próbował przetworzyć to co mój własny brat do mnie mówił.
- Brad, p… proszę przestań. Nie wiesz co d… do mnie mówisz. - złapałam oddech, próbując się uspokoić. W rzeczywistości, nie mogłam. To co mówił nie mogło być prawdą.
- Wiem co mówię i jeśli chcesz żyć jako porażka, proszę cię bardzo. Nie wiem czemu zadałem sobie tyle trudu, przyjeżdżając tutaj i ratując twój nic nie warty tyłek. Nie jesteś tego warta. Zatrzymam auto i pozwolę ci wrócić do tego co robiłaś. Ale nie mieszaj mnie w to i nie dzwoń, kiedy będziesz mnie potrzebować, kiedy to wszystko do ciebie dotrze. - wrzasnął, zatrzymując auto w środku dzielnicy, przez którą jechał. Wziął moje rzeczy z tyłu i rzucił je we mnie - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Wynoś się. – rozkazał mi. Posłuchałam jego rozkazu i rzuciłam moje torby na chodnik, próbując wymyślić, co powiedzieć.
- Brad, ja tylko chc…
Przerwał mi, łapiąc za drzwi i zamykając je tak szybko, że nie miałam czasu na przetworzenie co się dzieje. Przyśpieszył, nawet się ze mną nie żegnając. Patrzyłam jak auto znika, nie wiedziałam, gdzie mam iść.
Rozglądnęłam się, zauważając że jestem kilka bloków od mieszkania Justina, dzięki Bogu. Kiedy słońce zaczęło grzać, zaczęłam iść w dół ulicy, histerycznie płacząc. Byłam mentalnie niestabilna. Co jeśli wszystko co Brad powiedział o Justinie było prawdą? Co jeśli go nie obchodziłam? Co jeśli powiedział to wszystko, bym znalazła się w miejscu, w którym mnie chciał?
W jego łóżku.
Przechodząc koło ostatniego bloku, otarłam łzy, widząc dom Justina jakieś sto metrów ode mnie. Próbowałam zatrzymać zimną krew. Dysząc przeciągnęłam się, a moje torby dotknęły ziemi. Czułam się tak beznadziejnie, jak jeszcze nigdy. Myśl o zobaczeniu Justina mnie przerażała. Widok jego auta na podjeździe zmusił mnie do ogarnięcia się. Chwilę potem, miałam okazję, by przejść pod jego drzwi wejściowe, próbując być spokojną. Zapukałam w dobrze mi znane białe drzwi, znowu zaczynając płakać. Zaczynałam ryczeć, myśląc o wszystkich wspomnieniach. Myśląc o wszystkim.
Otworzenie drzwi chwilę mu zajęło. Nikogo nie słyszałam. Nie widziałam żadnego ruchu w domu. Co jeśli nie chciał otworzyć drzwi, bo naprawdę go nie obchodziłam? Co jeśli Brad miał rację? Naprawdę byłam bezużyteczna, tak jak powiedział Brad? Wszystkie te pytania wypełniły mój umysł, zmuszając mnie do płakania nawet bardziej. Schowałam twarz w dłoniach, zauważając, że się trzęsą.
Oparłam się o ścianę, histerycznie szlochając. Słyszałam dźwięk otwierających się drzwi, a zaraz potem znajomy głos.
- Chloe? - usłyszałam szept Justina. Szeroko otworzyłam oczy, rzucając toby na podłogę.
Wpadłam w jego ramiona, czując jak podskakuje - Potrzebuję cię. Potrzebuję cię. Potrzebuję cię. - powtarzałam w jego klatkę piersiową, czując, że zaczynam płakać jeszcze bardziej. Byłam oficjalnie i kompletnie załamana.

Justin Bieber's POV:
Jej prosty dotyk sprawił, że poczułem straszny ból. Coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Odrzuciłem za siebie cały ból, trzymając moją dziewczynę, gdy jej ciało trzęsło się w moich ramionach. Trzymałem ją mocno, nie chcąc puścić. Miło było zobaczyć, że do mnie wróciła, ale była skrzywdzona. Skrzywdzona bardziej, niż mogłem to sobie wyobrazić.
- Jestem tu. Ciii, kochanie... Jestem właśnie tu. - mruknąłem do jej ucha, głaszcząc jej włosy. Nawet ze łzami wszędzie, wciąż udawało jej się wyglądać pięknie. Wtuliła się w moją zakrwawioną bluzkę, łkając w moje ramię i zostawiając łzy na mojej posiniaczonej skórze - Chodź tu, aniele. Mam cię. Nie pozwolę ci odejść, obiecuję ci. - próbowałem pociągnąć ją na kanapę, zapominając o własnym bólu.
- Gdybym ciebie straciła... Nie zasługuję na ciebie... Jesteś dla mnie taki idealny. - mruknęła w moją skórę, starając się uspokoić. Umierała od środka. Była taka wykończona, że zaczęła mówić rzeczy, które nie miały sensu. Jej myśli się plątały. Losowe słowa wydostawały się z jej ust, w pełnym bólu.
- Przepraszam kochanie. Tak bardzo przepraszam. - wychrypiałem, strasznie się o nią martwiąc. Dlaczego do mnie wróciła? Byłem taki beznadziejny, bo przeze mnie musiała przez to wszystko przejść. Wiedziałem jakie są konsekwencje jej ucieczki. Byłem na tyle głupi, by jej na to pozwalać. Domyślałem się, że obydwoje cierpieliśmy przez te konsekwencje. - Jestem taki popieprzony. Nie zasługujesz na to. Tak mi przykro... tak mi przykro.
- P... Proszę. - wyjąkała, drżąc na mojej klatce piersiowej - Nie przepraszaj.
- Przeze mnie przeszłaś przez tak wiele, Chloe. Dlaczego wróciłaś? Dlaczego? - wyciągnąłem jej ciało na kanapie, czując jak jej ubrania ocierają się o moje otwarte rany i siniaki.
- Potrzebuję cię, potrzebuję cię. - powtórzyła w moją szyję, mocniej ściskając moją bluzkę.
- Ja ciebie też. - mruknąłem, przyciągając jej ciało do mojego, oplatając ją rękami, kiedy płakała w moją szyję - Potrzebuję cię tak bardzo.
Stałem na środku salonu, pozwalając jej się wypłakać, co wydawało się być wiecznością. Nigdy w całym moim życiu nie widziałem, by ktoś aż tak się załamał. Nie byłem do tego przyzwyczajony. By pozbyć się problemów poszedłbym się kogoś pobić, najarałbym się albo po prostu ruchał dziewczyny. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, kiedy ktoś załamywał się przed moimi oczami. Chciałem, żeby to się zakończyło. Ona była tą osobą, która znaczyła dla mnie wszystko, i bardziej od słów bolał mnie jej widok w takim stanie. Chciałem, by wszystko znowu było dobrze.
- Chloe. - szepnąłem jej do ucha. Zignorowała mnie, nadal biadoląc - Chloe. - spróbowałem ponownie - Chloe, spójrz na mnie. - powiedziałem stanowczo. Pokręciła głową, przyciągając mnie bliżej.
- Tak bardzo, bardzo, bardzo mi przy... przykro, Justin. T... Ty nie powinieneś widzieć mnie w takim stanie. - wyjąkała, pociągając nosem.
- Nie przepraszaj, Chloe. Nie. Obiecywałem, że będziesz przy mnie bezpieczna i szczęśliwa. Proszę, po prostu na mnie spójrz. - powoli uniosła głowę i wpatrywała się we mnie, nawet nie zadając sobie trudu, by otrzeć łzy. Zacząłem je wycierać, ale było to praktycznie niemożliwe, ponieważ nadal wypływały z jej oczu - Wiem, że jestem wielką pomyłką i złoszczę się na ciebie i mówię na ci okropne rzeczy i... - przerwał mi jeszcze większy płacz.
- Skończ, proszę Justin, po prostu…
- Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam, że właśnie płaczesz i przepraszam, że zaliczam się do tego, przez co musiałaś przeze mnie przejść. Nigdy, nigdy nie zasługiwałaś na płacz i nie wiem co robię, że do mnie wracasz. Nie wiem, co ci zrobiłem, że tu ze mną jesteś. Wiem, że jest ciężko, kochanie, ale zostanę z tobą już zawsze, cokolwiek się nie stanie. Wiesz o tym, prawda?
Byłem popieprzonym, małym draniem. Zasługiwała na o wiele więcej, niż to. Zasługiwała na kogoś, kto miał przed sobą przyszłość. Byłem w stanie wyobrazić sobie ją z absolwentem, prawnikiem, lekarzem - kimś, kto miał przed sobą wspaniałe życie. Moje życie było gównem w porównaniu z tymi ludźmi... Wiedziała o tym. Wracała do mnie, bo chciała mnie za to, kim byłem. Nie rozumiałem, co kurwa zrobiłem, by chciała do mnie wrócić. Jestem chujem, który na nikogo nie zasługuje. Musiałem zrobić wszystko by utrzymać ją nietkniętą, ponieważ naprawdę się mną przejmowała i pragnęła mnie; nie ważne, jak wielkim dupkiem byłem.
Źle ją traktowałem, uderzyłem ją w twarz, wiele razy próbowałem zaciągnąć ją do łóżka. Zrobiłem wszystko, co przy dziewczynie można zrobić źle, a ona i tak do mnie wracała.
Dlaczego?
Może była tak samo popieprzona, jak ja.
- Ufasz mi, Chloe? - spytałem drugi raz tego dnia, potrzebując znać odpowiedź. Pewnie pokiwała głową, ponownie opadając na moją pierś.
- Jestem hańbą. Dlaczego wciąż mnie chcesz, Justin? Dlaczego… Dlaczego… Dlaczego… Dlaczego? - powtórzyła, szlochając w moją koszulkę i wycierając o nią nos.
- Nie, nie jesteś, Chloe. Nie mów tak. Jeśli ktoś, z jakiegoś powodu, na mnie zasługuje, zasługuje na moją pojebaną osobę, to ty. To zawsze będziesz ty, Chloe. - stwierdziłem stanowczo. Mocno chwyciła moje ramiona i zaczęła płakać mocniej, a ja objąłem ją, dłoń trzymając na jej głowie. Trzymałem ją w ramionach, nie wiedząc co zrobić i jak zatrzymać łzy. Wydawało się, jakby wszystko co mówię jeszcze bardziej doprowadzało ją do płaczu.
Położyliśmy się na podłodze przed kanapą. Ułożyłem ją na swoich kolanach, głaszcząc jej włosy. Wpatrzony w sufit zacząłem myśleć o tym, jak mogłem pozwolić, by moje życie się tak spieprzyło w tak krótkim czasie. Zaciskając szczękę poczułem, jak łzy spływają po mojej twarzy. Minuty mijały, łzy nadal wypływały z oczu Chloe. Żadna z tych rzeczy by się nie stała, gdyby nie ja. Dlaczego wszystko psułem?
Naprawdę płakałem. Coś, czego nie robiłem od śmierci moich rodziców. Najpierw zacząłem przygryzać moją dolną wargę, powstrzymując szloch, nie chcąc, by Chloe zauważyła, co robię. Wszystkie uczucia, które przychodziły z moim sposobem życia i które się we mnie zbierały, zaczęły przejmować kontrolę. Tak długo to w sobie trzymałem, nigdy nie myślałem, że ta ściana się zawali. Zacząłem się załamywać, razem z Chloe, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Z każdym skomleniem ścierałem łzy z twarzy, nie mogąc dłużej tego znieść. Czułem się bezradny wobec mojej dziewczyny. Jej niekończący się płacz miał na mnie emocjonalny wpływ, nigdy wcześniej przez coś takiego nie przechodziłem.
Nasze szlochy zaczęły się zlewać, aż zaczęła cichnąć i zrozumiałem, że płaczę mocniej niż ona. W ciągu kilku minut w pokoju zapadła kompletna cisza. Ciało Chloe się zrelaksowało, jej pierś powoli poruszała się w górę i dół. Zacząłem pociągać nosem i czkać przez wcześniejszy płacz. Głaskałem włosy Chloe aż upewniłem się, że zasnęła. Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że nigdy nie chcę jej stracić. Chciałem, by była moja, zawsze. Wytarłem ostatnie łzy z moich oczu, wpatrzony w jej załzawioną twarz.
- Kocham cię, Chloe. - stwierdziłem stanowczo, opierając głowę o kanapę za mną, by zapaść w głęboki, bardzo potrzebny mi sen z osobą, która znaczy dla mnie najwięcej. 

Mam nadzieję, że rozdział tłumaczony przeze mnie podoba się wam tak samo, jak wszystkie inne.
Jeśli zrobiłam jakieś błędy, cokolwiek jest inne niż normalnie - przepraszam, pierwszy raz tłumaczyłam Afterlight.
Kocham was, 
DemStory :)

edit. Hej kochani, z tej strony Daria. Chciałam dodać jeszcze coś od siebie. Myślę, że należą się wam ogromne przeprosiny. Naprawdę nie chciałam, żeby to wszystko wyglądało tak jak wygląda. Chodzi o to, że rozdziały są rzadko, ciągle nie mogę ich dodawać i tak dalej. Naprawdę jestem ogromnie wdzięczna wspaniałej DemStory i @rockmyheart69 za to, że przetłumaczyły dla was te oba rozdziały, kiedy ja niestety nie miałam takiej możliwości. Doprawdy OGROMNIE was przepraszam. Nie chciałam tego spieprzyć. W ramach przeprosin rozdziały będą teraz codziennie, jaki kiedyś. Przysięgam. Kocham was. Dziękuję wszystkim, którzy nadal czytają to tłumaczenie i czekali wytrwale na nowe rozdziały. 

69 komentarzy:

  1. wolę poczekać dłużej na rozdział, bo wolę twoje tłumaczenie

    OdpowiedzUsuń
  2. kochamy cię nadal, nie przejmuj się niczym

    OdpowiedzUsuń
  3. awww kocham Cię, nie martw się, nadal tu jesteśmy ;)
    czekam na Twoje tłumaczenie ;)
    @ShawtyManeJB98
    ps. piękny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. naprawdę ci dziękuję za to tłumaczenie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. o boże, ale długi rodział c:
    nie nawidzę Brada z całego serca, sukinsyn :c
    boże ile było romantycznych momentów, dsjbfisdjkvbgskdvgj
    nadal Cię kocham i dziękuję, że wgle. to tłumaczysz c:
    dziękuję też @DemStory za przetłumaczenie tego rozdziału, bo już nie mogłam sie odczekać, sjfbhsdhjkvbsdjk

    @roks_m ♥

    OdpowiedzUsuń


  6. Ale super nie umiałam się doczekać na kolejny! Nie było Żadnych błędów przetłumaczyłaś to perfekcyjnie <3 Dziękuje za tłumaczenie bo wiem że to jest trudne i potrzeba dużo czasu Więc dziękuje za poświęcenie <3

    OdpowiedzUsuń
  7. nie mogłam sie doczekać.
    ale nie przepraszaj. jesteś tylko człowiekiem, masz prawo :))))
    moim zdaniem zachowałaś się odpowiedzialnie załatwiając tłumacza.
    wielkie buziaki ode mnie kochana

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaki cudowny rozdział. nhdfghhhfyiknvgffdgkkkiuyt

    OdpowiedzUsuń
  9. HFDGSKFHKS JEŚLI ROZDZIAŁY BĘDĄ CODZIENNIE TO JA NIE WIEM, UMRĘ ZE SZCZĘŚCIA. ROZDZIAŁ JEST SUPER, I NIE MARTW SIĘ KAŻDEMU SIĘ ZDARZA, TO NIE TAKIE ŁATWE PRZETŁUMACZYĆ TYLE TEKSTU.

    OdpowiedzUsuń
  10. O matko! Co za rozdział :'(
    Warto było tak długo czekać :D

    Rozdziały codziennnie? O kurwa! Ale zajebiście :D
    No to czekam na następny :D

    @ameneris.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj tam warto bylo czekajc ;** nie martw sie xd

    OdpowiedzUsuń
  12. Popłakałam się.. rozdział cuudowny.. warto było czekać <333

    OdpowiedzUsuń
  13. ROZDZIAŁY CODZIENNIE? JA JEBIE OMG ORGAZM XD
    NIC SIE NIE STAŁO, WYTRWAŁAM JAKOŚ TE PARE DNI :D
    BYŁO WARTO!
    KOCHAM UWIELBIAM
    TO MÓJ ULUBIONY BLOG O JUSTINIE.
    :DDD

    OdpowiedzUsuń
  14. Najlepszy rozdział jaki moge sobie wyobrazic.............

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku jakie to słodkie:)
    PS. TEN BLOG JEST ZAJEBISTY :D
    xx

    OdpowiedzUsuń
  16. napisałaś raz zamiast Brad.. Burce xD
    poza tym świetne tłumaczenie i fajny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no co ty? kurde, to przez Dangers Back... przepraszam.

      Usuń
    2. Kocham Dangera! <3

      Usuń
  17. ŚWIETNE OPOWIADANIE ! Teraz nareszcie mogą być razem ! Czekamy na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  18. nie wierze że będą codziennie !!!! aaaale super :D ten rozdziałbył taki emocjonalny i długi :) warto było czekać na to :D nie mogę się doczekać jutra w takim razie <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  19. awqjgmytejmfeyw ! KOCHAM WAS OBY DWIE ! <3

    OdpowiedzUsuń
  20. to było piekne płacze cały czas.juz sie bałam że to koniec

    OdpowiedzUsuń
  21. Jejusiu :3 Popłakałam się <3 czekam nn :**

    OdpowiedzUsuń
  22. Kocham too <3 Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  23. o Boże, to jak Chloe przyszła do Justina po tym, jak Brad ją wyrzucił z samochodu, było zajebiste! ogółem ten rozdział jest chyba NAJLEPSZY ze wszystkich <3 <3 czekam na NN / laura.

    OdpowiedzUsuń
  24. oh, nie ważne czy często dodajesz, czy rzadko ! Ludzie to nie roboty.
    Wiem ze swojego doświadczenia ,że pisanie bloga to nie zawsze łatwizna ! Czekam na kolejny <3 @GrandMcBer

    OdpowiedzUsuń
  25. Świetny :D
    Czekam na nexta
    Doceniam waszą pracę i czas poświęcony temu tłumaczeniu <3

    OdpowiedzUsuń
  26. boże ryczę, piękny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  27. świetne tłumaczenie! :) na prawdę bardzo "przyjemnie" się czyta:D hahha, poryczałam się :'c kocham ich, są idealni. ♥ @mykidrauhllswag

    OdpowiedzUsuń
  28. Ryczeć się chce ... Niech m się w końcu wszystko ułoży. Kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  29. Normalnie zaraz się popłaczę, dlaczego im tak wszystko się komplikuje :c smutne jest tak na nich patrzeć, gdy oni są załamani...
    @hejtujbicz

    OdpowiedzUsuń
  30. prawie się popłakałam czytając ten rozdział oijuhgdshgdsfhs *___* @Justeliaa

    OdpowiedzUsuń
  31. nawet nie wiem co napisać... w tym rozdziale się tyle działo że woow *.*
    dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  32. świetny boze,popłakałam sie 3oiwejsdkfmxc KOCHAM CIE

    OdpowiedzUsuń
  33. Codziennie.?! Biebergaaazm :)
    Spokojnie, nic sie nie stalo, ze tak dlugo.
    Jest okay. :d
    @JerryJaraszMnie

    OdpowiedzUsuń
  34. edahIKCXJNJADhbfgdikvfbnzjcsni. BOŻEEEEE. JEZUS, MARIA. JA NIE WIEM CO MAM NAPISAĆ W TYM KOMENTARZU ... TO TAKIE ... PIĘKNE ? UGHHH. CUDOWNEE! Kocham Cię♥

    OdpowiedzUsuń
  35. Boże , jak ja się ciesz ,;) codziennie zaglądałam na bloga i nic, a teraz rano a tu jest i jeszcze jaki długi <3<3<3<3 kocham kocham koooocham <3<3<3<3<3

    @luvmynika

    + www.life-is-life-try-smile.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  36. cudowny rozdział! Popłakałam się.
    Miłego tłumaczenia :)
    @heartforbiebss

    OdpowiedzUsuń
  37. Kocham to ! Już się nie mogę następnego doczekać ! < 3

    OdpowiedzUsuń
  38. omg, cudowny rozdział! popłakałam się :c czekam na kolejny! @kejti_

    OdpowiedzUsuń
  39. mocno ryczę / @luuuuvjb

    OdpowiedzUsuń
  40. zajabisty *.*

    OdpowiedzUsuń
  41. nienawidzę Brada. nienawidzę go z całego serca.
    czekam na następny
    nie przejmuj się jesteśmy tu :*

    OdpowiedzUsuń
  42. OMG Z A J E B I S T Y *.* O F U C K :O NIE SPODZIEWALAM SIE . Nwm co napisac . Ale sie ciesze ze teraz bd codziennie :D Uuuuuuuuu czekam na nn ; *****

    OdpowiedzUsuń
  43. BOOOSKI *.* chyba jeden z moich ulubionyh :-)
    Tlumaczenie rownie dobre ! RYCZALAM JAK GLUPIA XDD :-*

    OdpowiedzUsuń
  44. Kocham cie <3

    OdpowiedzUsuń
  45. Jeśli postanowiłaś zmienić tło na takie to przynajmniej powinnaś zmienić czcionkę na ciemniejszą, bo się zlewa i trudno się czyta....

    OdpowiedzUsuń
  46. widze ze nie tylko ja sie poplakalam.
    nie wiem czy czytasz te wszystkie komentarze ale wiesz co Ci powiem?
    podziwiam Cie za te tlumacznie.
    Jestes wysmienita tlumaczka:)
    ostatni rozdział Danger'a i 30 rozdział afterlight, to jedyne rozdziały jakie doprowadziły mnie do takiego płaczu.
    żaden inny blog, żadne opowiadanie nie wywołało u mnie takiego wzruszenia.
    płakałam na rozdziałach nie raz, ale to nic w poruwnaniu do tego.

    OdpowiedzUsuń
  47. kompletnie nie wiem co mam napisać.... ryczę jak debil.

    OdpowiedzUsuń
  48. Świetny :D
    Czekam na nexta
    Doceniam twoją pracę i czas poświęcony temu tłumaczeniu <3

    OdpowiedzUsuń
  49. To było piękne... <3 Zaraz się rozrycze ;_; W końcu to powiedział! Kocham <33333

    OdpowiedzUsuń
  50. Jessssu kocham to opowiadanie i kocham ciebie powiem ci że warto czekać te kilka dni na nowy rozdział <3 <3
    @Nataleczka1655 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  51. Naprawdę już się bałam, że ona tam wyjedzie:(( Jak Brad mógł jej w ogóle coś takiego powiedzieć?:( Mam nadzieję, że teraz będą już szczęśliwi :3

    underworld-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  52. Ten Brad jest popaprany,nic do niego nie trafia,to co mówi, robi jak pierdole.... Naprawde do doceniam twoja prace i podziwiam,sama nawet nie potrafiłabym tego przetłumaczyc, zazdroszcze umiejetnosci. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  53. Cudowne ! :** Tłumacz dalej ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  54. To jest chyba najlepszy rozdział !!♥ Wspaniale tłumaczysz i nie masz za co przepraszać:) Kocham to i ryczałam przy tym jak głupia ;)

    OdpowiedzUsuń
  55. piękny rozdział. boże, tak płaczę że.... zaraz będę miała basem w pokoju.
    nie wiem co mam napisać, bo mam mętlik w głowie :'D
    @niallermyboss

    OdpowiedzUsuń
  56. swietne tlumaczenie,a rozdzial mega

    OdpowiedzUsuń
  57. nie moge doczekac sie nastepnego ! :)


    http://signedanonymousxx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  58. zawsze bede czekac <3

    OdpowiedzUsuń
  59. Tyle razy ryczałam na tym rozdziale...

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.