Obudziłem
się na dźwięk ćwierkania ptaków. Musiałem dwa razy się rozejrzeć, by zrozumieć,
gdzie jestem. Na dworze nadal było ciemno, poza lekkim przebłyskiem słońca,
które zaczynało wschodzić. Na prawo ode mnie była piękność, jej głowa oparta
była na mojej piersi, a ramiona ciasno owinięte wokół mnie. Mimo tego, gdzie
byliśmy, mimo tego, co miała na sobie, mimo śladów po makijażu pod jej oczami i
tak wyglądała zjawiskowo. Westchnąłem do siebie. Od kiedy się tak rozczulałem?
Co ta dziewczyna ze mną robi. Wpatrywałem się, jak oddycha, równomiernie ze
śpiewem ptaków. Irytujące, małe gówna. Wilgotne powietrze wtargnęło do
samochodu i zmusiło mnie do zamknięcia okien.
Nadal
byłem w chuj zdezorientowany.
Powąchałem
moją koszulkę, czując na niej znajomy zapach marihuany. Nie pamiętałem, że
tutaj zasnęliśmy. Nie pamiętałem wielu rzeczy, które stały się ostatniej nocy,
jeśli mam być szczery. Paliłem z Chloe, tylko kilka godzin temu. Uświadamiając
sobie, że to jej ostatnie chwile ze mną, musiałem zrobić z nią wszystko co
tylko mogłem w tak krótkim czasie. Musiałem być z nią, póki mogliśmy się
widzieć. Odsuwając od siebie te myśli zaśmiałem się, przypominając sobie jak
kaszlała po pierwszym zaciągnięciu. Taka niewinna. Kto by pomyślał, że ktoś
taki jak ja skończy z kimś takim jak ona.
Nie wiem,
jak bardzo ona będzie za mną tęsknić, ale w sercu wiedziałem, że ja na pewno
będę tęsknił za nią. Prawdopodobnie za bardzo. Może ona pójdzie dalej w życiu,
wróci do domu. Tam, gdzie należy. A ja, natomiast... Nie mogłem wyobrazić sobie
spędzania dnia bez tej dziewczyny. Życie bez niej będzie straszne, praktycznie
nie do zniesienia. Cholernie mnie przerażało. Myśl, że potrzebuję jej bardziej,
niż ona mnie. Nie byłem do tego przyzwyczajony.
Spojrzałem
na deskę rozdzielczą mojego samochodu i zobaczyłem, że jest 5:30. Westchnąłem
do siebie wiedząc, że za kilka godzin będzie musiała mnie zostawić. Niezależnie
od tego, nie miałem zamiaru pozwolić odejść jej bez walki. Za wiele dla mnie
znaczyła, bym po prostu pozwolił jej odejść, jakby to nic dla mnie nie
znaczyło. Nie mogłem pozwolić, by mnie zostawiła. Nie mogłem... Nadal układałem
plan w głowie, by ją przy sobie zatrzymać. Biorąc głęboki oddech spojrzałem na
Chloe, zachwycony jej pięknem. Lubiłem oglądać, jak śpi. To była jedna z najpiękniejszych
rzeczy, jakich kiedykolwiek można było dostarczyć. I znowu się rozczulałem.
Szczerze mówiąc, jak do cholery jasnej mogłem być takim szczęśliwcem? Dlaczego
ktoś taki jak ona chciałby kiedykolwiek mieć coś do czynienia z kimś takim jak
ja? Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będzie chciała, ale nie mógłbym być
bardziej wdzięczny. Napawałem się jej nieskazitelnym pięknem, jeszcze raz
zerkając na zegarek i uświadamiając sobie, że muszę odwieźć ją do hotelu zanim
Brad się posra, jak po obudzeniu nie będzie jej w łóżku. Co za jebany chuj.
Pobyt w
tym samochodzie całą noc był ucieczką - przerwą od świata zewnętrznego.
Ale teraz
był czas na powrót do sytuacji, w której obecnie byliśmy, albo rzeczywistość
nas dogoni - i to szybko.
-
Kochanie? - zawołałem. Nie odpowiedziała od razu. W sumie, nadal była
nieprzytomna. Zacząłem potrząsać nią lewą ręką - Chloe, budź się!
Nie
poruszyła się. Uśmiechnąłem się, myśląc o innym sposobie na obudzenie jej.
Zacząłem składać wilgotne pocałunki na jej twarzy i szyi. Suwałem językiem w
przypadkowych miejscach, obserwując jak przekręca się w fotelu.
-
Justin... - jęknęła Chloe, próbując mnie odepchnąć, po czym cicho chichocząc.
-
Odpłynęłaś, maleńka. - zaśmiałem się - Nie, żebym ciebie winił. - uśmiechnąłem
się przypominając sobie, co się działo kilka godzin temu.
- Co? - spytała zdezorientowana Chole,
pocierając oczy. Spojrzała w dół na swoje półnagie ciało w połowie leżące na
moim, po czym powąchała moją koszulkę nasiąkniętą zapachem trawki. Zmarszczyła
nos gdy zrozumiała, co się działo.
- Co
działo się ostatniej nocy? - spytała Chloe z poczuciem winy, przygryzając dolną
wargę i odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Uśmiechnąłem się na wspomnienie
całej nocy i wpatrywałem się w nią, aż znowu zwróciła się w moim kierunku.
Rzuciłem jej jedno z tych spojrzeń, wiedząc, że doskonale zdaje sobie sprawę z
tego, co się działo.
- Justin!
- uderzyła mnie w prawe ramię, starając się powstrzymać śmiech.
- Wydaje
mi się, że oboje wiemy, co stało się ostatniej nocy. Nie jest tak, skarbie? -
zachichotałem, cofając samochód.
- O mój
Boże! Nienawidzę cię! Skończ! - zniesmaczona zakryła twarz, chowając nos w
fotelu, bym nie był w stanie jej widzieć.
Szybko
narzuciła na siebie swoją białą bluzkę, chowając okryte stanikiem piersi.
Pochyliła się, sięgając po swoją bluzę i narzuciła ją, zapijając ją do połowy.
- Chcę
umyć zęby. - wymamrotała myśląc, że jej nie usłyszę. Zaśmiałem się głośno przez
jej głupi komentarz, coś, do czego nie byłem przyzwyczajony.
- A
dlaczego? - spytałem, rozbawiony poruszając brwiami.
- Czuję
się brudna, właśnie dlatego, Justin! - jęknęła, odwracając się ode mnie. Szybko
mogłem stwierdzić, że starała się ukryć uśmiech.
- Mimo
wszystko świetnie ci poszło. Nie widzę, w czym problem. - gwałtownie skręciłem
z parkingu, próbując sobie przypomnieć, gdzie położony był hotel.
- Kto
powiedział, że jest jakiś problem? - mruknęła, opierając podbródek na kolanach,
zanim skierowała wzrok na ciemność, nadal obecną na wczesnym, porannym niebie.
- Nigdy
nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie, Chlo. - po raz kolejny zaśmiałem
się przypominając sobie, jak odważna była - Tak bardzo mnie chciałaś. -
zaśmiałem się ponownie, widząc jej zdziwienie - Nie powiedziałem, że mi się nie
podobało, zrobiłem tak, kochanie? - mrugnąłem.
- Czy
możesz już przestać? - spytała, zawstydzona chowając twarz.
- Kochasz
mnie. - uśmiechnąłem się, pędząc drogą.
-
Chciałabyś. - zaczęła okręcać włosy na palcach, jeden z jej nawyków, których
nie lubiłem.
-
Cokolwiek pomoże ci spać w nocy, kochanie. - pieściłem jej nogę sunąc dłonią w
górę, aż doszedłem do jej granic.
- O Boże,
Justin. Chcesz, bym opuściła auto? Bo mogę to zrobić. - położyła dłoń na
klamce, tak, jakby chciała wysiąść. Jej twarz poczerwieniała ze wstydu,
wyraźnie nie było jej spieszno o tym mówić.
- Nie,
zostań! Wiesz, że tylko żartuję. - pokręciłem głową, całą uwagę skupiając na
drodze. W zasięgu mojego wzroku były drzewa, które zbliżały się wraz z ruchem
auta. Jechałem najwolniej jak się dało, nie chciałem oddawać Chloe jej bratu.
Nie wierzyłem, że jest gotowa na konsekwencje, jakie na nią czekały. Żadne z
nas nie było. Cisza obecna w samochodzie przypominała nam o tym, z czym
będziemy musieli sobie poradzić.
- Czemu
nie powiedziałeś mi, że wyglądam jak gówno, Justin? - jęknęła, przerywając
cichą jazdę. Spojrzała na siebie w lustrze, wycierając nadmiar makijażu pod
oczami. Jej usta rozchylone były w pełnym skupieniu.
-
Dlaczego zawsze tak mówisz? Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak piękna
jesteś. - pokręciłem głową, zaciskając szczękę przez jej niepewności.
-
Przestań. Jesteś dla mnie zbyt miły. - jęknęła, relaksując się w siedzeniu. Nie
miała na sobie pasa bezpieczeństwa. Zaczęła rysować serduszka na zamglonej
szybie, wilgotnej nadal od porannej mgły. Wyciągnęła swoje długie nogi,
opierając je na desce rozdzielczej.
- Jestem
dla ciebie miły, bo na to zasługujesz. - przejechałem wilgotnym językiem po
ustach - Zasługujesz na cały świat, kochanie. - splotłem palce z jej, składając
pocałunek na jej dłoni. Zarumieniła się przez to, jak poważny byłem i odwróciła
głowę w kierunku okna.
Reszta
drogi była cicha. Spokojna i cicha. Żadne z nas nie było w stanie powiedzieć,
co czuje. Obydwoje wiedzieliśmy, co nadchodzi, ale żadne z nas nie chciało tego
zaakceptować. Jak mogliśmy to zaakceptować? To była nasza ostatnia wspólna
przejażdżka, wiedziałam, że nie chciałem spędzać jej w ten sposób. Czułem, że
Chloe jest zmęczona jak diabli przez brak snu, więc dałem jej spokój. W czasie
drogi słońce w pełni wzeszło, przez co słońce przez okno wpadało do środka i
odbijało się w złoto-brązowych włosach Chloe. Spoglądając na nią wiedziałem, że
wcale nie byłem gotowy na to, by odpuścić. W rzeczywistości, chciałbym cofnąć
się w czasie.
Minuty
mijały, a ja wjechałem na parking hotelowy. Zaparkowałem na wolnym miejscu, jak
najdalej od drzwi wejściowych budynku. Chciałem mieć pewność, że Brat nie
będzie w stanie nam przeszkodzić w naszym ostatnim pożegnaniu. Do tego dodałem
nam trochę czasu na dostanie się do drzwi. Im więcej czasu miałem z tą
dziewczyną, tym lepiej. Wyłączyłem silnik, nie słyszałem nic poza ciszą.
Spojrzałem w prawo i zobaczyłem Chloe przygryzającą wargi na wszystko, co się
działo. Wreszcie znalazłem siłę, by przełamać siłę.
- Wiesz
jak bardzo mi na tobie zależy, prawda? - schowałem wargi w ustach, zwilżając
je. Upewniłem się, że cały czas patrzyłem mojej dziewczynie w oczy, tak czule,
jak tylko się dało. Chciałem by czuła pewność w moich słowach. Potrzebowałem
tego.
- Wiesz, jak
bardzo mi zależy na tobie,
prawda? - spytała to samo, dotykając swoim nosem mojego, a po chwili zjeżdżając
nim w dół mojej szyi.
- Tak,
wydaje mi się, że wiem. - odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się, kiedy złożyła mokry
pocałunek nad moim obojczykiem - Chciałbym, byśmy przetrwali bardzo bardzo
długo, Chloe. - złapałem jej dłoń i lekko ją ścisnąłem - Nie chcę, by to był
ostatni czas razem. Tak wiele dla mnie znaczysz i koch...
- Nie
zasługuję na ciebie. - wymamrotała, przerywając mi. Nie spodziewała się, że to
usłyszę, po czym gwałtownie się odwróciła, bym nie był w stanie widzieć jej
twarzy.
- Słuchaj
mnie. - ścisnąłem jej dłoń. Gdy nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, postanowiłem
kontynuować - Kochanie, spójrz
na mnie. - złapałem jej twarz, gdy ponownie nie odpowiedziała - Zasługujesz
na cały świat. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wspaniała jesteś i jakim
szczęśliwcem jestem, mając ciebie. Dzięki tobie wszystko jest lepsze. Obiecuję
ci, Chloe.
- Nie
jestem gotowa, by ciebie zostawić, Justin. Nie wiem czego mam oczekiwać, gdy
wysiądziemy z auta i to sprawia, że cholernie się boję. - przygryzła dolną
wargę.
- Słuchaj
kochanie, ufasz mi, prawda? - zamknąłem oczy z nadzieją, że przytaknie.
-
Obydwoje znamy odpowiedź na to pytanie, Justin. - odpowiedziała, cicho chichocząc.
-
Dobra... Mam asa w rękawie. - przyznałem, nieśmiało się uśmiechając. Było to
coś wymyślonego na szybko, ale musiałem spróbować. Coś, z na co Brad nigdy by
się nie zgodził. Chciałem zadziwić Chloe, zabierając ją z lotniska. Nie
chciałem jej mówić; było za wcześnie.
- Co masz
na myśli? - spytała niepewnie, zaskoczona, że faktycznie miałem jakiś plan.
- Jeśli
mi ufasz, to musisz poczekać. Nie pozwolę ci mnie opuścić. - mruknąłem,
zsuwając dłoń po jej plecach.
-
Obiecujesz? - wymamrotała w moją szyję, dłonie trzymając na moim brzuchu.
- Obiecuję. - zapewniłem ją.
Odsunęła się ode mnie, patrząc w moje oczy swoimi chłodnymi, niebieskimi
tęczówkami - Chodź tu, piękna. - poklepałem moje kolana pokazując jej, by na
nich usiadła. Wykonała moje polecenie, przenosząc się na moje kolana.
Przejechałem palcami po jej lekko potarganych włosach, czułem jej leciutkie
ciało na swoim. Zjechałem dłońmi na jej twarz, po czym na pas, przyciągając ją
bliżej. Wsunęła palce w moje włosy i przycisnęła moją twarz do swojej, by nasze
usta się styknęły. Temperatura w samochodzie natychmiast wzrosła, gdy
delikatnie trąciłem jej usta mokrym językiem, błagając o dostęp. Nasze języki
złączyły się w spólnym tańcu, gdy Chloe zaczęła wiercić się na moich kolanach
sprawiając, że mój przyjaciel stanął. Rozłączyłem nasze usta, nerwowo
chichocząc.
-
Powinniśmy, uh, powinniśmy iść do środka. Nie chciałbym, by ten chuj dowiedział
się i wkurwił. - warknąłem, starając się zakryć krocze dłonią. Zarumieniłem
się, moje policzki oblały się czerwienią.
- Tak,
tak. Okej, tak, masz rację. - skinęła bez tchu, zakrywając twarz włosami,
zszokowana swoim zachowaniem. Była teraz bardziej napaloną w naszym związku,
chciała się dalej posunąć. Jeśli mam być szczery, nie przeszkadzało mi to. Ani
trochę.
Otworzyłem
drzwi pozwalając jej, by zeskoczyła z moich kolan i stanęła na parkingu.
Zrobiłem to samo, starając się stłumić w sobie uczucia. Ciężko było wiedzieć,
że za kilka godzin będzie musiała mnie odpuścić. Jeśli mój plan nie wypali,
będę musiał zostać ze wspomnieniami. Zabawnymi zdjęciami, które zrobiłem
telefonem. Jedyny sposób na porozmawianie z nią byłby przez telefon. Nie
mógłbym jej pocałować, przytulić, pokazać, jak bardzo mi na niej zależy. Co
jeśli zapomnę, jak brzmi jej śmiech? Jak smakują jej pocałunki? To było
najgorsze uczucie na świecie, jak złamane serce, prawie.
Stojąc
obok mnie, odrzuciła do tyłu swoje długie, brązowe włosy i związała w wysokim
kucyku. Okazało się, że miała malinki na całej szyi i piersi. Podnieciłem się
na myśl o tym, że to ja jej je zrobiłem.
- Co? -
wpatrywała się we mnie głupio, a ja zaśmiałem się z tej sytuacji - O mój Boże.
Wiem, że wyglądam źle, ale jest aż tak źle?
-
Kochanie... Spójrz na swoją szyję. - przygryzłem dolną wargę, przykładając
pięść do ust, starając się powstrzymać śmiech. Spojrzała na siebie, w szoku
powstrzymując oddech.
- O mój
boże, Justin! Co ty mi zrobiłeś? - ponownie spojrzała w dół z obrzydzeniem,
pocierając malinki tak, jakby miały zejść.
- Wczoraj
w nocy nie narzekałaś, kiedy ci je robiłem. - uśmiechnąłem się, idąc w kierunku
drzwi hotelu.
- Brad
mnie zabije, co teraz kurwa mać, Justin? - z niedowierzaniem wyrzuciła ręce w
powietrze.
- Ja też
je mam! - odkrzyknąłem, po spojrzeniu w dół zauważając dwie fioletowe ślady po
obydwóch stronach mojej szyi.
- Nie
pokrywają twojego całego pieprzonego ciała, Justin! O mój boże, wyglądam,
jakbym została poturbowana przez niedźwiedzia! - zawołała, nie mogąc się
kontrolować. Zatrzymałem się na środku parkingu i zakryłem twarz, by się
zaśmiać - I kurwa cuchnę trawką. - zaczęła, wąchając bluzę - Justin, mam
przesrane.
- Uspokój
się. - pomasowałem jej ramię, starając się ją uspokoić - Dowie się jedynie,
jeśli damy mu do tego powód. Po prostu zachowuj się tak, jakby nic nie było
źle. Przestań wariować, kochanie.
- Okej,
okej, masz rację. - wzięła głęboki oddech, po czym weszła do hotelu.
- Chlo...
Ja zawsze mam rację. - uśmiechnąłem się, składając pocałunek na jej policzku.
Dziewczyna żartobliwie przewróciła oczami. Staliśmy na środku martwego holu
hotelowego, nie mając pojęcia, co zrobić. To miejsce było praktycznie
opustoszałe. Zapach starego dywanu dostał się do mojego nosa, przez co
pomyślałem, jak gówniany jest ten hotel. Chciałem, by jak najlepiej wykorzystać
nasz wspólny czas. Wiedziałem, że ten był ograniczony.
- Usiądź
ze mną, kochanie. Chcę cię trzymać w ramionach, aż będę musiał zaprowadzić cię
do tego kutasa. - poprowadziłem ją do kanapy, gdzie spotkaliśmy się poprzedniej
nocy, by się wymknąć. Pociągnąłem ją na miejsce obok mnie. Spojrzałem w jej
smutne oczy i ścisnąłem jej dłonie, nigdy nie chcąc ich puszczać. Czas tykał. W
jej oczach rósł ból, nie chciała odrywać wzroku od mojego. Nigdy nie będzie w
stanie zrozumieć, jak wiele dla mnie znaczy. Czas zaczął mijać, kiedy zaczęła
się bawić każdym z moich palców i starała się zapamiętać każdy centymetr mojego
ciała, zanim wyjedzie z miasta, pozostawiając mnie tu. Palcami przesunęła w
górę mojego ramiona, śledząc moje liczne tatuaże, nosem delikatnie trąciła moją
twarz. Zatrzymała się na tatuażu znajdującym się na moim ramieniu, gdzie
widniało moje imię "Jay". Rozchyliła usta, jakby chciała zadać
pytanie, jednak od razu znowu je zamknęła.
- Co
jest, kochanie? - spytałem. Skrzywiła się na fakt, że znałem ją tak dobrze i od
razu mogłem stwierdzić, co ma na myśli.
-
Chciałam cię zapytać o coś, co zawsze mnie zastanawiało. - wymamrotała, jakby
była przestraszona.
- O co? -
spytałem ostrożnie. Pieściła tatuaż palcem, rysując wokół niego serce.
-
Dlaczego wolisz być nazywany Jay, zamiast Justin? - mruknęła, opuściła głowę,
po chwili niepewnie na mnie spoglądając. Wypuściłem głębokie westchnięcie i
chwyciłem ją w pasie, po czym już drugi raz dzisiejszego dnia posadziłem ją na
swoich kolanach. Głęboko wpatrywałem się w jej oczy, przygotowując się do
opowiedzenia jej ciemnej historii kryjącej się za moim mało znanym pseudonimem.
Zamknąłem oczy, biorąc kolejny głęboki oddech.
- Chloe,
znasz takie sekrety, które trzymasz dla siebie, nawet jeśli jesteś bliska
powiedzenia o nich każdemu dookoła siebie, ale boisz się, że będą traktować cię
inaczej? - zacisnąłem zęby, widząc wspomnienie mojego ostatniego projektu.
- Tak...
Doskonale wiem, co masz na myśli. - wyszeptała, starając się nie oderwać
naszych oczu.
- Nie
bawię się w bycie sympatycznym. Kryje się we mnie wiele gówna. Ufam ci na tyle,
że mogę ci opowiedzieć historię kryjącą się za moim nickiem. Będzie to nasz
mały sekret. - skinąłem głową.
- Nasz
mały sekret. - powtórzyła, szepcząc do siebie. Z powodu jej szczerości,
złożyłem pocałunek na jej czole, przygotowując się na opowiedzenie jej
historii. Historii, która nadal mnie prześladowała.
- Wiem,
że nie za często o nim mówię, ale kiedy byłem młodszy, Chloe, mój tata nazywał
mnie Jay. Nienawidziłem
tego. Bałem się tego. Um.. - przełknąłem ślinę, zanim zacząłem mówić dalej - On..
on był dla mnie bardzo ostry, krzywdził mnie za każdą najmniejszą rzecz. -
spojrzałem na jej twarz, usta miała rozchylone - Czułem, że go rozczarowuję, we
wszystkim co robię. Wiesz, jakbym nie był wystarczająco dobry? Za każdym
jebanym razem, gdy słyszałem słowo Jay wiedziałem, że będę się nienawidził
bardziej, niż ostatnim razem. - zacisnąłem zęby, widząc bolesne wspomnienia w
mojej głowie, gdy pojedyncza łza wypłynęła z prawego oka Chloe - Był czas,
kiedy chciałem by zniknął z powierzchni ziemi, a gdy obydwoje z moją matką
umarli przed moimi oczami... - ponownie przełknąłem ślinę - Czułem się, jakby
to była moja wina. To była moja wina. Wierzę, że jeśli modlisz się o coś bardzo
długo i mocno, to to się stanie. I myśl, że... modliłem się o śmierć mojego własnego
ojca? Może na to zasługiwałem. - pokiwałem głową, czując gule w gardle.
Spojrzałem w oczy Chloe, głęboko się koncentrując, pamiętałem każdy szczegół;
ból kryjący się za tym wszystkim - Po ich śmierci myślałem, że bardziej
efektownie będzie nazywać się Jay,
zamiast Justin. Czułem, jakbym był mu to winny, za te wszystkie razy gdy go
zawiodłem, jak byłem młodszy. Nawet, jeśli mój ojciec mnie źle traktował, i tak
chciałem być wystarczająco dobry dla niego, aż do teraz. Nawet jeśli przez
większość czasu i tak nie jestem, nadal próbuję.
Pochyliłem
głowę ze wstydu, wiedząc w głębi serca, że jestem pieprzonym dzieckiem,
dzieckiem bez przyszłości. To była wyłącznie moja wina, że moi rodzice zostali
zabici. Modliłem się każdej jebanej nocy, by mój tata zniknął i moje życzenie
się spełniło. Nie wiedziałem, czy tam na górze był Bóg, czy nie, ale byłem
cholernie pewien, że coś spełniło moje życzenie. Mimo wszystko zabiłbym się
teraz, by odzyskać rodziców. Zabiłbym się, by Damien nie miał nade mną
kompletnej kontroli. Zabiłbym się, by ta osoba, która potrafi sprawić, by
wszystkie bolesne wspomnienia odeszły została w moich ramionach na zawsze.
Potrafiła to naprawić. Ale wiedziałem cholernie dobrze, że pisałem się na całe
to gówno, jak tylko zostali zamordowani. Ten sekret był bezpieczny ze mną i
Chloe, u nikogo innego. Nawet u Damiena nie był.
Bezgranicznie
ufałem Chloe. Nikt nie zrozumie, dlaczego. Cholera, nawet ja nie jestem w
stanie zrozumieć, dlaczego. Moja przeszłość była niczym czarna dziura, a
historia, którą dopiero co opowiedziałem nie była nawet połową. Chloe
wpatrywała się we mnie, starając się dowiedzieć, co myślę.
- Czy ty słyszysz, co mówisz, Justin? - nazwała mnie prawdziwym imieniem,
celowo - Jesteś najsilniejszym i najmilszym człowiekiem, jakiego znam. Wiem, że
sprawiasz, że jest dumny każdego dnia i wiem, że nadal będziesz to robił. Kłóć
się ze mną ile chcesz, ale wiem, że patrzy na ciebie z uśmiechem. - ścisnąłem
jej dłoń, starając się przetworzyć to, co mówiła - Jesteś jego synem, i nawet
jeśli wciągnął cię w to gówno, kochał cię. Nadal cię kocha.
Kolejna
łza spłynęła po policzku Chloe, a ta odwróciła głowę nie chcąc, bym to
zauważył. Wiedząc, że powiedziała mi to, co czuła w sercu uśmiechnąłem się
lekko, przyciągając jej twarz do mojej. Ostrożnie scałowałem jej łzę.
- Nie
musisz używać imienia którego nie lubisz tylko po to, by zaimponować swojemu
tacie. - głośno wciągnęła powietrze - Sprawiasz, że jest dumny każdego dnia. -
powtórzyła odchylając głowę i wpatrując się w sufit, by powstrzymać łzy - To
sprawia, że jest mi strasznie smutno, Justin, gdy mówisz o sobie tak, jakby
ciebie to nie obchodziło. Nie widzisz siebie tak, jak ja ciebie widzę, Justin.
Dlaczego? Jesteś taki wyjątkowy, Justin. - wyszeptała, ocierając kolejną łzę.
Nie
zrozumcie mnie źle. Miło było usłyszeć to, co właśnie do mnie powiedziała, ale
wiedziałem, że to nie jest prawda. Nigdy nie udało mi się zrobić nic dobrze i
już nauczyłem się to akceptować. Nigdy nie umiałem zatrzymać dziewczyny, do
której miałem mocne uczucia, bez kogoś wpierdalającego się, by to zepsuć. Ta
sytuacja była kolejnym przykładem. To było wiele pierdolenia. Nie byłem niczym
wyjątkowym. Byłem sierotą, która zabijała ludzi, by mieć za co żyć. Wiedziałem,
że wiele czasu zajmie polepszenie się mojej sytuacji, ale za każdym razem, gdy
już wydawało się być lepiej, całe szczęście odchodziło.
Mój czas
z Chloe. To była chwilowa
przyjemność.
- Ale
dlaczego mówisz, że mu imponuję? Nadal psuję wsz…
- Nigdy
nie zawiodłeś mnie. - spojrzała w moje oczy, kiwając głową. Palcem wskazującym
przejechała po mojej piersi i zatrzymała go nad pępkiem.
- Ale
Chloe, ja…
- Nadal
żyję, prawda? - przerwała
mi, rzucając mi najbardziej intensywne spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziałem
z jej oczu.
- Tak,
tak, żyjesz. - pokiwałem głową. Miło było mieć kogoś, kto był przy mnie,
wdzięczny za najmniejsze rzeczy w życiu. Nie chciała umierać. To było jedyne,
czego ode mnie chciała. Nigdy nie oczekiwała związku w takiej sytuacji, jak
nasza. To był szok dla nas obu.
Nie jestem perfekcyjny.
Wiedziała
o tym.
Nie
oczekiwała tego.
Akceptowała to.
- Czyli,
to znaczy, że nigdy mnie nie zawiodłeś. - stuknęła swoim nosem mój i
zachichotała cicho. Każdy ruch który wykonywała, wydawało się jakby starała się
sprawić, by to było niezapomniane dla nas obojga. Jej dotyk był taki delikatny.
Jej działania były tak zapierające dech i obce, że miałem ochotę skakać. Mój
brzuch był wypełniony rojem motyli. Wszystkie jej ruchy sprawiały, że chciałem
dzielić z nią jeszcze więcej. Chciałem powiedzieć jej wszystko. Chciałem mówić
do niej godzinami, dzieląc każdy najmniejszy szczegół mojego życia, pomimo
tego, jak popieprzone było.
Przypominała
mi kogoś z mojej przeszłości. Kogoś bardzo, bardzo mi bliskiego.
Oblizałem usta,
wyczuwając jak moje oczy ciemnieją w koncentracji, coraz bardziej zatracałem
się w ciemnej dziurze wspomnień.
- Moja
mama, bardzo kochałem moją mamę. Mieliśmy najlepsze kontakty. - uśmiechnąłem
się pamiętając cały dobry czas, który razem spędziliśmy - Tylko kiedy ojciec
zaczął mnie bić i tak dalej, nie chciała się z nim o to kłócić, bo bo bała się,
że ją skrzywdzi. Mój tata, o-on był alkoholikiem. - zająknąłem się, zszokowany,
że pozwoliłem wspomnieniom się wydostać - Broniła mnie, ale tylko pogarszała
sytuację. Tak bardzo za nią tęsknię. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak
bardzo za nią tęsknię. - wziąłem jej rękę i przejechałem opuszkami palców po
cyfrach rzymskich tuż nad moim obojczykiem. I
IX VII V. - Widzisz tą datę? To rok, w którym moja mama się urodziła. Tak
wiele dla mnie znaczyła. - Chloe po raz kolejny przejechała palcami po dacie,
pociągając nosem. - Chloe, ja… - zacząłem, po czym przerwałem.
- Ty co?
- z jej oka wypłynęła kolejna łza, spadając na bluzę.
- Lubię,
kiedy nazywasz mnie Justin. Potrzebowałem kogoś jak ty w życiu, kto będzie
nazywał mnie moim prawdziwym imieniem, tak jak moja mama. - moje usta
wykrzywiły się w uśmiechu - Moja mama zawsze była przy mnie, gdy jej
potrzebowałem. Ty też zawsze tu jesteś. Przypominasz mi ją. Masz jej oczy,
wiesz? - położyłem palce na jej policzku, uśmiechając się tak szeroko, jak
jeszcze nigdy wcześniej.
- Naprawdę?
- spytała zszokowana. Miały dokładnie taki sam odcień niebieskiego. Byłem
zdziwiony, że wcześniej tego nie zauważyłem.
- Tak,
naprawdę. - złączyłem oczy z jej w adoracji, wspomnieniami wracając do chwil,
kiedy moja mama na mnie patrzyła.
- Justin?
- spytała w zamyśleniu, po raz kolejny przesuwając palcami po moich tatuażach.
- Tak,
kochanie? - odpowiedziałem, wpatrując się w osobę, która znaczyła dla mnie
wszystko.
-
Chciałabym… Chciałabym
ich odwiedzić… Kiedyś. - pieściła palcami moją szyję, a ja podskoczyłem
przez jej dotyk.
- Co masz
na myśli? - przełknąłem ślinę marszcząc brwi, zdezorientowany przez to, co do
cholery właśnie powiedziała.
- Twoich
rodziców. Chciałabym odwiedzić ich… i-ich groby,
kiedyś. - wyjąkała, starając się złożyć słowa, nie przywracając bolesnych
wspomnień. Zatraciłem się w myślach, głęboko. Co ja zrobię, pójdę odwiedzić
groby moich rodziców? Sama myśl o tym sprawiała, że czułem się winny.
- Wiesz,
tak naprawdę nigdy nie chciałem tam iść. Zawsze sprawiało to, że byłem taki załamany…
ale myślę… myślę, że chcę iść. Nigdy nie chciałem stanąć w twarz z problemami,
jakie pojawiły się z ich śmiercią, ale z tobą u mojego boku… myślę, że chcę
iść. - wymamrotałem, mocno obejmując ją w pasie i spoglądając na podłogę, sam
zdziwiony przez swoją reakcję.
- To
będzie dla ciebie dobre, tak myślę. - zaczęła, splatając nasze palce.
-
Dziękuję. - pocałowałem jej czoło, wtulając twarz w jej włosy. Nie mogłem
powstrzymać się przed chichotem przez to, że pachniała trawką. Nigdy nie
wiedziałem, że moja dziewczyna jest ćpunem - Jesteś wyjątkowa. Nigdy nie
spotkałem kogoś takiego jak ty w całym moim życiu.
- Nie
jestem wyjątkowa, Justin. - odpowiedziała. Chwyciłem jej ciało i zmusiłem ją do
spojrzenia na mnie tak bardzo jak było to możliwe, rzucając jej ostre
spojrzenie.
- Nie mów
tak. Nie zdajesz sobie sprawy, jak piękna, jak wyjątkowa, jak idealna jesteś?
Każdego dnia uświadamiasz mi, jakim szczęściarzem jestem, mając ciebie w moim
życiu i jestem strasznie wdzięczny, że jesteś tu ze mną. - ciągnąłem, zdesperowany
by wiedziała, jak wiele dla mnie znaczy - Nie mam jebanego pojęcia, czy tam na
górze jest Bóg, ale jeśli jest to wiem, że zostałaś zesłana do mnie z jakiegoś
powodu. Ludzie jak ty nie pojawiają się w kogoś życiu bez powodu… przyszłaś do
mnie z jakiegoś powodu, Chloe. Jesteś dla mnie tak, tak wyjątkowa i… - szybko
odwróciła głowę ode mnie, przerywając mi.
-
Przestań. - wyszeptała. Zmarszczyłem brwi, zdezorientowany, dlaczego tak
reaguje - Justin, ja… ja nie mogę ciebie zostawić. Nie mogę. - wykrztusiła przed odwróceniem się do
mnie, jej pełne łez ozy pokazywały mi każdą emocję, którą czuła.
- Ja tym
bardziej nie chcę, byś odchodziła, kochana. - zaczęła płakać w zagłębienie
mojej szyi - Nie płacz. Nic się między nami nie zmieni, nie pozwolę mu nic
zmienić. Zawsze będziesz moja i nie uda się mu nas rozdzielić. - odgarnąłem
włosy z jej twarzy, biorąc jedną z jej dłoni i delikatnie ją całując. Chciałem
się upewnić, że zdaje sobie sprawę z tego, jak poważny jestem.
-
Dziękuję. Naprawdę, po prostu dziękuję za wszystko. - wymamrotała, nie będąc w
stanie wykrztusić z siebie nic więcej. Opuściła głowę, kładąc ją na moim
ramieniu. Zacząłem scałowywać jej łzy, odsuwając włosy do tyłu, bym miał lepszy
dostęp do jej twarzy. Rzuciliśmy sobie szczere spojrzenia, po czym skierowała
usta na moje, na początku niepewnie. Każda sekunda wzbudzała pośpiech,
powodowała, że nie chciałem jej puścić. Nigdy. Otarła wilgotnym językiem o moje
wargi, po czym złączyła nasze języki w nierównym tańcu. Uśmiechnąłem się w pocałunku,
zauważając jak delikatna była. Ten pocałunek był smutny, ale… troskliwy; tak,
jakby był to nasz ostatni pocałunek. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy mieli się
nigdy więcej nie zobaczyć. To cholernie mnie przerażało. Zacząłem napawać się
każdą chwilą, czułem jej ciepłe ręce wokół mojej szyi. Nie byłem gotowy, by to
zakończyć.
Nagle
usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi windy, a po nich kroki. Otworzyłem oczy i
rozłączyłem nasze wargi, zauważając wściekły wzrok tego dupka, brata Chloe,
idącego w naszym kierunku. Chloe wtuliła głowę w moją szyję, całując ją.
Przysunąłem usta do jej ucha wiedząc, że Brad widział nasz namiętny uścisk.
- Chloe,
kochanie… Nie odwracaj się za szybko, ale twój brat stoi za tobą. - ostrzegłem
ją, czując jak jej malutkie ciało zastyga i drży w moich ramionach, nadal mocno
zaciśniętych wokół niej - Nie chcę, by coś się teraz stało, więc jeśli naprawdę
mi ufasz, pozwól mi mówić. - ścisnąłem jej dłoń w taki sposób, że Brad nie był
w stanie tego zobaczyć, starałem się ja tym uspokoić. Zjechała dłonią do zamka
od bluzy, po czym zapięła ją do samego końca, by Brad nie mógł zobaczyć
malinek. Biorąc głęboki oddech odwróciła się w jego kierunku, zeskakując z
moich kolan.
- Brad,
ja… - zamarła, zostawiając usta otwarte.
- Czy ty
sobie ze mnie teraz kurwa żartujesz? - przerwał jej, warcząc w taki sposób, że
tylko my mogliśmy go usłyszeć. Chloe ciężko odetchnęła, robiąc krok do tyłu -
Nie, ale naprawdę sobie ze mnie teraz żartujesz? Co to kurwa, czy to zapach
trawki, który od ciebie wyczuwam?
- Brad,
ja…
-
Odpowiedz na to jebane pytanie. - wysyczał, łapiąc ją za ramie.
- Nawet
nie pozwalasz mi mó…
- To jest
czy nie jest trawka, Chloe? - warknął jej w twarz. Pochyliła głowę w
zakłopotaniu.
- Tak. -
wyszeptała. Zacisnąłem pięści, biorąc głęboki oddech przed podejściem do nich.
-
Słuchaj, nie…
- Kim do
cholery myślisz, że jesteś, że nastawiasz moją siostrę przeciwko jej własnemu
bratu? Dlaczego ją stawiasz w takiej sytuacji? - warknął na mnie i przechylił
głowę w kierunku Chloe - Chloe, kurwa, nawet nie chcę na ciebie patrzeć. Jestem
taki oburzony! Nawet już nie wiem, kim jesteś. Idź do pieprzonego pokoju
spakować swoje gówniane rzeczy i bądź gotowa za 10 minut. Wyjeżdżamy,
wyjeżdżamy już teraz. - mruknął, popychając Chloe w kierunku windy. Mruknąłem
do siebie, nie chcąc wywołać sceny.
- Brad,
nie… Ja… - wyjąkała, próbując się bronić.
- Zamknij
się i idź! - wyszeptał szorstko, rzucając jej spojrzenie, które mogło zabijać.
-
Przepraszam. - wyszeptała do mnie, idąc w kierunku windy. Po chwili odwróciła
się do mnie tyłem i szła szybciej, po czym biegiem pokonała ostatni kawałek i
zniknęła za rogiem. Wpatrywałem się w nią, aż zniknęła z mojego pola widzenia.
Pokręciłem
głową, wchodząc w kontakt wzrokowy z ciemnymi oczami Brada. Nie miałem mu nic
do powiedzenia. Jego zachowanie mówiło za niego. Patrzyłem gdziekolwiek, byle
nie na jego ciemne, zimne oczy, nie chcąc mieć z nim nic do czynienia. Chciałem
tylko wydostać się z tego miejsca i pojechać na lotnisko z moimi planami na
uratowanie mojej dziewczyny.
- Chodź
ze mną, Bieber. - rozkazał mi Brad, idąc do automatycznych drzwi hotelu.
Poszedłem za nim, jedynie w celu dostania się do mojego samochodu i pojechania
na lotnisko, zanim skończy mi się czas.
-
Słuchaj, po prostu pozwól mi odejść… - wychrypiałem głęboko, wsuwając ręce w
kieszenie spodni i skupiając się na swoich sprawach. Nie chciałem już walczyć.
Nie chciałem bijatyk z jej bratem, które zmusiłyby mnie do skrzywdzenia jej
bardziej, niż w przeszłości. Musiałem ignorować jego zaczepki i nie pozwolić
złości przejąć nade mną kontrolę, bym nie musiał żyć w winie.
Kierując
się do samochodu, wyciągnąłem klucze z kieszeni. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem,
jak znowu się zamykają. Odwróciłem się i zobaczyłem Brada stojącego przede mną.
Chwytając mnie za ramiona, popchnął mnie na samochód. Czułem jak moje mięśnie
napinają się w naturalnym odruchu, starałem się nie walczyć.
- Gdzie
ci się kurwa wydaje, że idziesz? Wydaje ci się, że to okej nie pożegnać się z
moją siostrą, którą kochasz... czy powinienem powiedzieć, że kochasz tak bardzo
ruchać? Powiedziałem ci, byś się ze mną przeszedł. - syknął, popychając mnie
jeszcze raz.
- Nie mam
zamiaru się z nią żegnać, bo to
nie jest pożegnanie. - pokiwałem głową - I nie mam zamiary się z tobą teraz
bić, Brad. Po prostu mnie puść. - westchnąłem, drżąc na wietrze, które zaczął
mocniej wiać.
To był
dla mnie przełom. Zanim cokolwiek się stało, zanim zakochałem się w Chloe,
pobiłbym go na śmierć, tu i teraz. Mimo wszystko, Brad był ostatnią osobą z
rodziny Chloe, która nadal żyła i bez względu na to, jak bardzo go nie lubiła,
nie miałem zamiaru go ranić. W głębi duszy martwiła się o niego. Był jej
bratem. Nawet nie myślałem o położeniu na nim jednego palca. Nie mogłem. Nie
ważne, jak bardzo mnie wkurwiał, musiałem go szanować jako jej rodzinę. Nie
chciałem już niczego z nim rozpoczynać. To nie było warte. Może dlatego tak
bardzo mną gardził, dałem mu złe wrażenie. Może zasłużyłem, by zostać pobitym
za to, że jestem takim dupkiem.
- Oh, co
się stało z panem Twardzielem,
co? Boi się stawić czoła problemom, które spowodował? - złapał mnie za kołnierz
i odciągnął od samochodu.
- Nic z
tego nie było jej winą, więc proszę, nic jej nie mów. - potrząsnąłem głową,
zrzucając na siebie winę za pozwolenie, by się wymsknęła. Obarczał ją za to
całą winą.
- Wiesz,
to jest kurwa zabawne, że bronisz mojej siostry, jak sam używasz jej jako
króliczka do ruchania, a teraz prawie ją zostawiłeś. Boże, jak tylko pomyślę, co
robiliście ostatniej nocy! Obrzydzasz mnie, prawie jak tamo jak ona, pozwalając
takiemu chujowi jak ty dostać się do jej ciała. - jego ucisk na moim kołnierzu
stał się mocniejszy.
- Nie
chciałem dostać się do jej ciała. Nigdy bym nie mógł. - prychnąłem, starając
się złapać powietrze i jakoś kontrolować mój gniew, wiedząc, że będę żałował,
jeśli dam Bradu to, co chciał.
- Więc
nazywasz ją dziwką? - spytał Brad, irracjonalnie - Słuchaj, Bieber. Zabieram
moją siostrę i kiedy tak zrobię, nigdy więcej jej nie zobaczysz. Rozumiesz? To
nie powinno zajść tak daleko i ja zadbam o to, by nie zaszło dalej. - wypuścił
mnie z uścisku, idąc z powrotem w przeciwnym kierunku, w stronę hotelu.
- Nie
znasz nas. - stwierdziłem, zaciskając szczękę.
- Wiem
wystarczająco dużo, kutasie. - wymamrotał pod nosem, dalej odchodząc.
- Nie,
nie wiesz. - powiedziałem
- Nie wiesz nic o nas. W sumie, nie wiesz ile razem przeszliśmy.
- Po
chuja mówisz gówna w stylu Romeo
i Julii? - zatrzymał się w pół kroku, odwracając głowę w moim kierunku -
Ona się tobą nie przejmuje, Bieber. Po prostu nas zostaw. Jest jej lepiej bez
ciebie.
- Być
może to prawda, ale nie możesz jej ode mnie odebrać. Słuchaj, wiem, że mnie nie
lubisz i ja jestem jak diabli
pewien, że nie lubię ciebie, ale to ja byłem przy twojej siostry, kiedy
ciebie nie było. -
wymamrotałem, podchodząc do niego - I czy ci się to podoba, czy nie, zawsze
będę częścią życia twojej siostry. Czy zdajesz sobie sprawę, przez jak wiele
gówna przez ciebie przeszła? To była twoja decyzja, by puścić ją na tą
wycieczkę. Mógłbyś ją powstrzymać, ale tego nie
zrobiłeś. Chcesz wiedzieć, dlaczego przyjechała do Stratford? By się od
ciebie do cholery uwolnić, Brad. Jak myślisz, dlaczego woli zostać ze mną, niż
wrócić z tobą? Jak myślisz, dlaczego wymknęła się ostatniej nocy, by być ze
mną? Myślisz, że płakała cały poranek, bo chciała wrócić do ciebie? Nie wydaje
mi się, Romano. Powinieneś mi dziękować za bycie tu dla niej, kiedy ciebie nie było. - warknąłem, starając
się nie stracić nerwów. Chciałbym tylko, by to przemyślał i zdał sobie sprawę,
że Chloe naprawdę na mnie zależało.
-
Widziałem te jebane malinki i czułem zapach jebanej trawki. Myślisz, że tego
nie zauważyłem? - powiedział, unikając moich pytań, na które nie miał
odpowiedzi, co wywołało u mnie uśmiech.
-Pominąłeś
fakt, że była w Stratford, przebywając ze mną przez tygodnie. Dobrze wreszcie
wiedzieć, że tu jesteś, Romano. - stwierdziłem ponuro, wsuwając ręce w
kieszenie.
- Chyba
chcesz, bym ciebie zabił. - jęknął, jego twarz była czerwona z wściekłości -
Prosisz się o to.
-
Myślisz, że mnie to ruszy? - zaśmiałem się do siebie - Jestem pewien, że
wkurwiłbyś swoją siostrę bardziej, niż już jest. Już wystarczająco ją
skrzywdziłeś, nie myślisz? Obydwoje już wiemy, po kogo jest stronie. -
uśmiechnąłem się, krzyżując ręce na piersi.
- Zajmę
się moją siostrą później za to, że była taką dziwką przez tak długi czas. Ale
teraz, musisz nauczyć się, że nie jesteś tak dobry, jak ci się wydaje i kurwa
nie wejdziesz między mnie i moją siostrę. Gówno dla kogoś znaczysz. -
skrzyżował ramiona, naśladując mnie.
Przełknąłem
ślinę, jego słowa uderzyły w mój czuły punkt. Kiedyś czułem się, jakbym gówno
dla kogokolwiek znaczył. Myślałem, że jestem nikim, bez przyjaciół, poza Violet
i Nickiem. Byli wszystkim co miałem, aż przyszła Chloe. Pomimo tego, jak
popieprzone wszystko było, Chloe i tak ze mną została, co było faktem, którego
nigdy nie zrozumiałem. Wiedziała, że jestem potworem, w ciele osiemnastolatka.
Nie miałem żadnych granic. Wszystko co chciałem robić od kiedy się tu znalazła
było sprawianie, by była szczęśliwa. Sprawiała, że zapominałem o wszystkim,
coś, czego nikt inny nie potrafił.
- Po
prostu się odpierdol, Brad. - pokiwałem głową, napinając mięśnie.
- Co ty
do mnie właśnie powiedziałeś? - uniósł brwi, wpatrzony we mnie.
- Ja... -
westchnąłem, wskazując na swoje ciało - Powiedziałem... Ci... - kontynuowałem,
wskazując jego kipiące ze złości ciało - byś
się odpierdolił. -
westchnąłem czując, że wreszcie skończyłem tą rozmowę. Skończyłem z tymi
bzdurami. Zacząłem iść do mojego samochodu, kładąc dłoń na drzwiach. W ciągu
kilku sekund poczułem, jak uderzam w samochód z ogromną siłą.
- Jesteś
skończony, Bieber. - usłyszałem syk Brada za mną. Chwycił mnie za ramiona,
uderzając moją twarzą o samochód. Byłem sztywny jak deska, nie chcąc, by Chloe
po wyjściu zobaczyła, jak biję się z jej bratem. Wkręcanie się w to wydawało mi
się dziecinne. Nie mógłbym skrzywdzić Chloe, włączając się w to, nie mógłbym.
Mocno
chwycił mnie za kołnierz, kilka razy uderzając mnie w twarz. Czułem krwawienie
z nosa od siły jego mocnego uderzenia. Zatrzymał się na chwilę, pozwalając mi
wytrzeć krew. To nie było dla mnie nic nowego. Byłem przyzwyczajony radzić
sobie z bólem.
Brad
zaczął uderzać mnie w brzuch kolanem, kilkakrotnie, nie przestając. Mruknąłem
do siebie, spadając na kolana, by złapać oddech. Prychnąłem, próbując
zrozumieć, gdzie się znalazłem. Spojrzałem w górę na Brada, psychicznie
błagając, by przestał mnie bić. Był wyraźnie zaciekawiony i rozbawiony faktem,
że nie robiłem nic, by siebie obronić. Wszystko dookoła się kręciło, jakbym się
roztrzaskał i był w środku piekła. Moje ciało był wiątkie, nie chciało dłużej
znosić tego bólu. Zacząłem wykaszliwać nadmiar krwi w gardle i poczułem, jak
Brad kopie mnie na ziemię, bez wstydu depcząc po moim nieruchomym ciele.
Zaczął
rozkazywać mi, bym wstał z ziemi. Mój widok był rozmazany jak diabli. Nie
wiedziałem, co się dzieje w tym momencie. Kiedy nie odpowiedziałem chwycił mnie
za ramiona, jeszcze raz uderzając mnie kolanem w żołądek. Z trudem złapałem
powietrze, starając się do wszystko przetworzyć.
- I mówię
serio kiedy mówię, że masz się kurwa
trzymać z dala od mojej siostry. - trzymał mnie blisko swojej twarzy.
Chciałem na niego splunąć. Czułem, jak moje usta puchną. Czułem, jakby mój
żołądek był rozrywany. Byłem rozjebany, oficjalnie.
Chloe's
Pov:
Z torbami
w rękach wyszłam z windy. Pociągnęłam nosem widząc pusty korytarz. Gdzie
był Brad? Gdzie był Justin? Byłam cholernie zdezorientowana.
Wyglądając
przez wielkie okno, zobaczyłam ich obu, stojących na parkingu, wyglądali jakby
rozmawiali. Może Justin przekonywał Brada, bym została? Justin był bardzo
przekonującą osobą i byłam pewna, że Brad nabierze się na jego sztuczki… Prawda?
Zaczęłam
wychodzić przez automatyczne drzwi, przechodząc przez parking, ciekawa co się
dzieje. Nie widziałam już Justina. Wyglądało to, jakby tylko Brad stał przy
aucie zupełnie bez celu.
- Co się
dzieje? - mruknęłam, próbując zobaczyć co jest za Bradem, który opierał się o
auto Justina. Słyszałam jedynie głośne dyszenie zza niego. Coś na pewno było
nie tak.
- Miałem
tutaj miłą rozmowę z Bieberem. Wszystko już jest okay, prawda, Jay? - Brad uśmiechnął się, sygnalizując że
Justin jest za nim.
-Tak. Wszystko jest okay, Chloe. -
powiedział Justin nienaturalnym, słabym głosem.
- Co
jest? - niepewnie zapytałam. Brad szybko przesunął się, przez co Justin był tuż
przed moimi oczami. Cały był w siniakach i krwi, padł na kolana, trzymając się
za brzuch - Justin! - z trudem złapałam powietrze, czując, że łzy zaczynają
lecieć z moich oczu. Rzuciłam moje torby na ziemię, podbiegając do niego.
Zobaczyłam strach w jego ciemnych oczach. Zobaczyłam ból. Próbował się trzymać,
tylko z mojego powodu. - O mój Boże, Justin. O mój Boże. - zawołałam, biorąc
jego twarz w ręce. - Co on ci zrobił? - szepnęłam, zapominając że Brad był obok
nas.
- Chloe…
- Justin wykaszlał, biorąc mnie za ręce. Głęboko patrzył się w moje oczy.
Zauważyłam jak zbiera się w nich woda. Albo z powodu bólu, albo z powodu
beznadziejności tej sytuacji, nie miałam pojęcia. Słyszałam ból w jego głosie.
Krew spływała z jego nosa, a on próbował mi pokazać, żebym go zostawiła.
Przejechałam swoimi palcami po jego włosach, całując go w sczerniały policzek,
czując ciepło łez spływających po mojej twarzy. Brad agresywnym ruchem wziął
moje torby z podłogi i delikatnie zacisnął ręce na moim ramieniu, odciągając
mnie od Justina.
-
Idziemy. Pożegnaj się z tym chujem, bo więcej go nie zobaczysz. - syknął,
ciągnąc mnie przez parking. Próbowałam się wyrwać z uścisku jego ręki, aby z
powrotem wrócić do Justina.
Podbiegłam
do niego, a ten chwycił mnie za talię. Złączył swoje usta z moimi z ogromną
siłą. Łzy cały czas ciekły po mojej twarzy, jakby to był nasz ostatni
pocałunek. Czarne chmury uformowały się wokół nas. Zaczęło lać jak z cebra, a
on przesunął ręce i oplótł nimi moją szyję, przyciągając mnie bliżej.
Wiedzieliśmy, że Brad to wszystko widzi. Może Justin próbował pokazać Bradowi,
jak bardzo się o mnie troszczy. Dołączyłam do planu i pieszczotliwie objęłam
jego zranione policzki.
- Ohydne. - usłyszałam głos zza
siebie, zostając gwałtownie wyrwana z ramion Justina po raz ostatni. Biorąc
mnie w swoje ramiona, Brad przeniósł mnie przez parking. Zaczęłam kopać,
krzyczeć i wić się w jego ramionach.
-
Nienawidzę cię! - kopałam nogami - Cholernie cię nienawidzę! Puść mnie!
Przestań! - zaczęłam szlochać, próbując podrapać twarz Brada. Agresywnie
szarpnął za drzwi auta, wrzucając mnie na siedzenie pasażera. Zatrzasnął je za
mną, zmuszając mnie do poddania się. Obróciłam głowę w kierunku auta Justina.
Nie było go.
Zapięłam
się, płacząc sama do siebie. W moim umyśle była pustka. Dźwięk Brada, który
wrzucał moje torby na tylne siedzenie doszedł do moich uszu, chwile potem
usłyszałam zamykające się drzwi. Wsiadł na siedzenie kierowcy, zamykając drzwi
i odpalając auto. Spuściłam głowę, nie mając niczego do roboty, oprócz
szlochania przez piekło, w jakie zmieniło się moje życie. Dlaczego to wszystko
się działo?
- Jesteś
cholernie żałosna. Widzisz
się teraz? Płaczesz przez nic
nie warte gówno, jak on? On cię nie kocha, Chloe. Byłaś dla
niego bezużyteczną dziwką. Spójrz tylko. Ten idiota już sobie poszedł. - zachichotał, wskazując na pusty
już parking. Brad zaczął odjeżdżać. Wzięłam głęboki oddech otwierając usta,
chcąc się obronić.
- To nie
prawda. Nigdy nie uprawialiśmy seksu. Nigdy nic nie robiliśmy. Obchodziłam go!
Nic nie wiesz, Brad. - wyrzuciłam z siebie, kręcąc głową.
- Znowu
to gówno o Romeo i Julii? Co to jest? Zamknij się. Nic dla niego
nie znaczysz i możesz być pewna, że dla mnie też już nic nie znaczysz. -
przyśpieszył, kierując się w stronę lotniska. Podniosłam głowę wiedząc, że
wszystko co powiedział teraz i tutaj, nie jest prawdą. Nie mogło być.
- Co ty
powiedziałeś? - złączyłam brwi i zacisnęłam usta.
-
Słyszałaś mnie. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego i lepiej wiedz, że mama i
tata też by nie chcieli. Nie tylko przyniosłaś mi wstyd, przyniosłaś też wstyd
swoim rodzicom. Jestem pewien, że teraz są tak zniesmaczeni jak ja. Jesteś
niczym dla naszej całej rodziny. Zniszczyłaś wszystko. Mam nadzieję, że
zapamiętasz każdy z tych cholernych dni! - uderzył pięścią w tablicę
rozdzielczą, zmuszając mnie do jeszcze większego szlochu. Zaczynałam mieć
problemy z oddychaniem, mój mózg próbował przetworzyć to co mój własny brat do
mnie mówił.
- Brad,
p… proszę przestań. Nie wiesz co d… do mnie mówisz. - złapałam oddech, próbując
się uspokoić. W rzeczywistości, nie mogłam. To co mówił nie mogło być prawdą.
- Wiem co
mówię i jeśli chcesz żyć jako porażka, proszę cię bardzo. Nie wiem czemu
zadałem sobie tyle trudu, przyjeżdżając tutaj i ratując twój nic nie warty tyłek. Nie jesteś tego warta.
Zatrzymam auto i pozwolę ci wrócić do tego co robiłaś. Ale nie mieszaj mnie w
to i nie dzwoń, kiedy będziesz mnie potrzebować, kiedy to wszystko do ciebie
dotrze. - wrzasnął, zatrzymując auto w środku dzielnicy, przez którą jechał.
Wziął moje rzeczy z tyłu i rzucił je we mnie - Nie chcę mieć z tobą nic
wspólnego. Wynoś się. – rozkazał mi. Posłuchałam jego rozkazu
i rzuciłam moje torby na chodnik, próbując wymyślić, co powiedzieć.
- Brad,
ja tylko chc…
Przerwał
mi, łapiąc za drzwi i zamykając je tak szybko, że nie miałam czasu na
przetworzenie co się dzieje. Przyśpieszył, nawet się ze mną nie żegnając.
Patrzyłam jak auto znika, nie wiedziałam, gdzie mam iść.
Rozglądnęłam
się, zauważając że jestem kilka bloków od mieszkania Justina, dzięki Bogu.
Kiedy słońce zaczęło grzać, zaczęłam iść w dół ulicy, histerycznie płacząc.
Byłam mentalnie niestabilna. Co jeśli wszystko co Brad powiedział o Justinie
było prawdą? Co jeśli go nie obchodziłam? Co jeśli powiedział to wszystko, bym
znalazła się w miejscu, w którym mnie chciał?
W jego
łóżku.
Przechodząc
koło ostatniego bloku, otarłam łzy, widząc dom Justina jakieś sto metrów ode
mnie. Próbowałam zatrzymać zimną krew. Dysząc przeciągnęłam się, a moje torby
dotknęły ziemi. Czułam się tak beznadziejnie, jak jeszcze nigdy. Myśl o
zobaczeniu Justina mnie przerażała. Widok jego auta na podjeździe zmusił mnie
do ogarnięcia się. Chwilę potem, miałam okazję, by przejść pod jego drzwi
wejściowe, próbując być spokojną. Zapukałam w dobrze mi znane białe drzwi,
znowu zaczynając płakać. Zaczynałam ryczeć, myśląc o wszystkich wspomnieniach.
Myśląc o wszystkim.
Otworzenie
drzwi chwilę mu zajęło. Nikogo nie słyszałam. Nie widziałam żadnego ruchu w
domu. Co jeśli nie chciał otworzyć drzwi, bo naprawdę go nie obchodziłam? Co
jeśli Brad miał rację? Naprawdę byłam bezużyteczna, tak jak powiedział Brad?
Wszystkie te pytania wypełniły mój umysł, zmuszając mnie do płakania nawet
bardziej. Schowałam twarz w dłoniach, zauważając, że się trzęsą.
Oparłam
się o ścianę, histerycznie szlochając. Słyszałam dźwięk otwierających się
drzwi, a zaraz potem znajomy głos.
- Chloe?
- usłyszałam szept Justina. Szeroko otworzyłam oczy, rzucając toby na podłogę.
Wpadłam w
jego ramiona, czując jak podskakuje - Potrzebuję cię. Potrzebuję cię.
Potrzebuję cię. - powtarzałam w jego klatkę piersiową, czując, że zaczynam
płakać jeszcze bardziej. Byłam oficjalnie i kompletnie załamana.
Justin Bieber's POV:
Jej
prosty dotyk sprawił, że poczułem straszny ból. Coś, czego nigdy wcześniej nie
doświadczyłem. Odrzuciłem za siebie cały ból, trzymając moją dziewczynę, gdy
jej ciało trzęsło się w moich ramionach. Trzymałem ją mocno, nie chcąc puścić.
Miło było zobaczyć, że do mnie wróciła, ale była skrzywdzona. Skrzywdzona
bardziej, niż mogłem to sobie wyobrazić.
- Jestem
tu. Ciii, kochanie...
Jestem właśnie tu. - mruknąłem do jej ucha, głaszcząc jej włosy. Nawet ze łzami
wszędzie, wciąż udawało jej się wyglądać pięknie. Wtuliła się w moją
zakrwawioną bluzkę, łkając w moje ramię i zostawiając łzy na mojej
posiniaczonej skórze - Chodź tu, aniele. Mam cię. Nie pozwolę ci odejść,
obiecuję ci. - próbowałem pociągnąć ją na kanapę, zapominając o własnym bólu.
- Gdybym
ciebie straciła... Nie zasługuję na ciebie... Jesteś
dla mnie taki idealny. - mruknęła w moją skórę, starając się uspokoić.
Umierała od środka. Była taka wykończona, że zaczęła mówić rzeczy, które nie
miały sensu. Jej myśli się plątały. Losowe słowa wydostawały się z jej ust, w
pełnym bólu.
-
Przepraszam kochanie. Tak bardzo przepraszam. - wychrypiałem, strasznie się o
nią martwiąc. Dlaczego do mnie wróciła? Byłem taki beznadziejny, bo przeze mnie
musiała przez to wszystko przejść. Wiedziałem jakie są konsekwencje jej
ucieczki. Byłem na tyle głupi, by jej na to pozwalać. Domyślałem się, że
obydwoje cierpieliśmy przez te konsekwencje. - Jestem taki popieprzony. Nie
zasługujesz na to. Tak mi przykro... tak mi przykro.
- P... Proszę. - wyjąkała, drżąc na mojej klatce
piersiowej - Nie przepraszaj.
- Przeze
mnie przeszłaś przez tak wiele, Chloe. Dlaczego wróciłaś? Dlaczego? - wyciągnąłem jej ciało na kanapie,
czując jak jej ubrania ocierają się o moje otwarte rany i siniaki.
-
Potrzebuję cię, potrzebuję cię. - powtórzyła w moją szyję, mocniej ściskając
moją bluzkę.
- Ja
ciebie też. - mruknąłem, przyciągając jej ciało do mojego, oplatając ją rękami,
kiedy płakała w moją szyję - Potrzebuję cię tak bardzo.
Stałem na
środku salonu, pozwalając jej się wypłakać, co wydawało się być wiecznością.
Nigdy w całym moim życiu nie widziałem, by ktoś aż tak się załamał. Nie byłem
do tego przyzwyczajony. By pozbyć się problemów poszedłbym się kogoś pobić,
najarałbym się albo po prostu ruchał dziewczyny. Nigdy nie byłem w takiej
sytuacji, kiedy ktoś załamywał się przed moimi oczami. Chciałem, żeby to się
zakończyło. Ona była tą osobą, która znaczyła dla mnie wszystko, i bardziej od
słów bolał mnie jej widok w takim stanie. Chciałem, by wszystko znowu było
dobrze.
- Chloe.
- szepnąłem jej do ucha. Zignorowała mnie, nadal biadoląc - Chloe. -
spróbowałem ponownie - Chloe, spójrz na mnie. - powiedziałem stanowczo.
Pokręciła głową, przyciągając mnie bliżej.
- Tak
bardzo, bardzo, bardzo mi przy... przykro, Justin. T... Ty nie powinieneś
widzieć mnie w takim stanie. - wyjąkała, pociągając nosem.
- Nie
przepraszaj, Chloe. Nie. Obiecywałem, że będziesz przy mnie bezpieczna i
szczęśliwa. Proszę, po prostu na mnie spójrz. - powoli uniosła głowę i
wpatrywała się we mnie, nawet nie zadając sobie trudu, by otrzeć łzy. Zacząłem
je wycierać, ale było to praktycznie niemożliwe, ponieważ nadal wypływały z jej
oczu - Wiem, że jestem wielką pomyłką i złoszczę się na ciebie i mówię na ci
okropne rzeczy i... - przerwał mi jeszcze większy płacz.
- Skończ,
proszę Justin, po prostu…
-
Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam, że właśnie płaczesz i przepraszam, że
zaliczam się do tego, przez co musiałaś przeze mnie przejść. Nigdy, nigdy nie
zasługiwałaś na płacz i nie wiem co robię, że do mnie wracasz. Nie wiem, co ci
zrobiłem, że tu ze mną jesteś. Wiem, że jest ciężko, kochanie, ale zostanę z
tobą już zawsze, cokolwiek się nie stanie. Wiesz o tym, prawda?
Byłem
popieprzonym, małym draniem. Zasługiwała na o wiele więcej, niż to. Zasługiwała
na kogoś, kto miał przed sobą przyszłość. Byłem w stanie wyobrazić sobie ją z
absolwentem, prawnikiem, lekarzem - kimś, kto miał przed sobą wspaniałe życie.
Moje życie było gównem w porównaniu z tymi ludźmi... Wiedziała o tym. Wracała
do mnie, bo chciała mnie za to, kim byłem. Nie rozumiałem, co kurwa zrobiłem,
by chciała do mnie wrócić. Jestem chujem, który na nikogo nie zasługuje.
Musiałem zrobić wszystko by utrzymać ją nietkniętą, ponieważ naprawdę się mną
przejmowała i pragnęła mnie; nie ważne, jak wielkim dupkiem byłem.
Źle ją
traktowałem, uderzyłem ją w twarz, wiele razy próbowałem zaciągnąć ją do łóżka.
Zrobiłem wszystko, co przy dziewczynie można zrobić źle, a ona i tak do mnie
wracała.
Dlaczego?
Może była
tak samo popieprzona, jak ja.
- Ufasz
mi, Chloe? - spytałem drugi raz tego dnia, potrzebując znać odpowiedź. Pewnie
pokiwała głową, ponownie opadając na moją pierś.
- Jestem
hańbą. Dlaczego wciąż mnie chcesz, Justin? Dlaczego… Dlaczego… Dlaczego…
Dlaczego? - powtórzyła, szlochając w moją koszulkę i wycierając o nią nos.
- Nie,
nie jesteś, Chloe. Nie mów tak. Jeśli ktoś, z jakiegoś powodu, na mnie
zasługuje, zasługuje na moją pojebaną osobę, to ty. To zawsze będziesz ty,
Chloe. - stwierdziłem stanowczo. Mocno chwyciła moje ramiona i zaczęła płakać
mocniej, a ja objąłem ją, dłoń trzymając na jej głowie. Trzymałem ją w
ramionach, nie wiedząc co zrobić i jak zatrzymać łzy. Wydawało się, jakby
wszystko co mówię jeszcze bardziej doprowadzało ją do płaczu.
Położyliśmy
się na podłodze przed kanapą. Ułożyłem ją na swoich kolanach, głaszcząc jej
włosy. Wpatrzony w sufit zacząłem myśleć o tym, jak mogłem pozwolić, by moje
życie się tak spieprzyło w tak krótkim czasie. Zaciskając szczękę poczułem, jak
łzy spływają po mojej twarzy. Minuty mijały, łzy nadal wypływały z oczu Chloe.
Żadna z tych rzeczy by się nie stała, gdyby nie ja. Dlaczego wszystko psułem?
Naprawdę
płakałem. Coś, czego nie robiłem od śmierci moich rodziców. Najpierw zacząłem
przygryzać moją dolną wargę, powstrzymując szloch, nie chcąc, by Chloe
zauważyła, co robię. Wszystkie uczucia, które przychodziły z moim sposobem
życia i które się we mnie zbierały, zaczęły przejmować kontrolę. Tak długo to w
sobie trzymałem, nigdy nie myślałem, że ta ściana się zawali. Zacząłem się
załamywać, razem z Chloe, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Z każdym skomleniem
ścierałem łzy z twarzy, nie mogąc dłużej tego znieść. Czułem się bezradny wobec
mojej dziewczyny. Jej niekończący się płacz miał na mnie emocjonalny wpływ,
nigdy wcześniej przez coś takiego nie przechodziłem.
Nasze
szlochy zaczęły się zlewać, aż zaczęła cichnąć i zrozumiałem, że płaczę mocniej
niż ona. W ciągu kilku minut w pokoju zapadła kompletna cisza. Ciało Chloe się
zrelaksowało, jej pierś powoli poruszała się w górę i dół. Zacząłem pociągać
nosem i czkać przez wcześniejszy płacz. Głaskałem włosy Chloe aż upewniłem się,
że zasnęła. Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że nigdy nie chcę jej
stracić. Chciałem, by była moja, zawsze. Wytarłem ostatnie łzy z moich oczu,
wpatrzony w jej załzawioną twarz.
Mam nadzieję, że rozdział tłumaczony przeze mnie podoba się wam tak samo, jak wszystkie inne.
Jeśli
zrobiłam jakieś błędy, cokolwiek jest inne niż normalnie - przepraszam,
pierwszy raz tłumaczyłam Afterlight.
Kocham
was,
DemStory
:)
wolę poczekać dłużej na rozdział, bo wolę twoje tłumaczenie
OdpowiedzUsuńkochamy cię nadal, nie przejmuj się niczym
OdpowiedzUsuńawww kocham Cię, nie martw się, nadal tu jesteśmy ;)
OdpowiedzUsuńczekam na Twoje tłumaczenie ;)
@ShawtyManeJB98
ps. piękny rozdział!
naprawdę ci dziękuję za to tłumaczenie <3
OdpowiedzUsuńo boże, ale długi rodział c:
OdpowiedzUsuńnie nawidzę Brada z całego serca, sukinsyn :c
boże ile było romantycznych momentów, dsjbfisdjkvbgskdvgj
nadal Cię kocham i dziękuję, że wgle. to tłumaczysz c:
dziękuję też @DemStory za przetłumaczenie tego rozdziału, bo już nie mogłam sie odczekać, sjfbhsdhjkvbsdjk
@roks_m ♥
nienawidzę*
Usuń
OdpowiedzUsuńAle super nie umiałam się doczekać na kolejny! Nie było Żadnych błędów przetłumaczyłaś to perfekcyjnie <3 Dziękuje za tłumaczenie bo wiem że to jest trudne i potrzeba dużo czasu Więc dziękuje za poświęcenie <3
nie mogłam sie doczekać.
OdpowiedzUsuńale nie przepraszaj. jesteś tylko człowiekiem, masz prawo :))))
moim zdaniem zachowałaś się odpowiedzialnie załatwiając tłumacza.
wielkie buziaki ode mnie kochana
Jaki cudowny rozdział. nhdfghhhfyiknvgffdgkkkiuyt
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńHFDGSKFHKS JEŚLI ROZDZIAŁY BĘDĄ CODZIENNIE TO JA NIE WIEM, UMRĘ ZE SZCZĘŚCIA. ROZDZIAŁ JEST SUPER, I NIE MARTW SIĘ KAŻDEMU SIĘ ZDARZA, TO NIE TAKIE ŁATWE PRZETŁUMACZYĆ TYLE TEKSTU.
OdpowiedzUsuńO matko! Co za rozdział :'(
OdpowiedzUsuńWarto było tak długo czekać :D
Rozdziały codziennnie? O kurwa! Ale zajebiście :D
No to czekam na następny :D
@ameneris.
Cudowne :)
OdpowiedzUsuńOj tam warto bylo czekajc ;** nie martw sie xd
OdpowiedzUsuńPopłakałam się.. rozdział cuudowny.. warto było czekać <333
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁY CODZIENNIE? JA JEBIE OMG ORGAZM XD
OdpowiedzUsuńNIC SIE NIE STAŁO, WYTRWAŁAM JAKOŚ TE PARE DNI :D
BYŁO WARTO!
KOCHAM UWIELBIAM
TO MÓJ ULUBIONY BLOG O JUSTINIE.
:DDD
Najlepszy rozdział jaki moge sobie wyobrazic.............
OdpowiedzUsuńJejku jakie to słodkie:)
OdpowiedzUsuńPS. TEN BLOG JEST ZAJEBISTY :D
xx
napisałaś raz zamiast Brad.. Burce xD
OdpowiedzUsuńpoza tym świetne tłumaczenie i fajny rozdział ;)
no co ty? kurde, to przez Dangers Back... przepraszam.
UsuńKocham Dangera! <3
UsuńŚWIETNE OPOWIADANIE ! Teraz nareszcie mogą być razem ! Czekamy na następny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńnie wierze że będą codziennie !!!! aaaale super :D ten rozdziałbył taki emocjonalny i długi :) warto było czekać na to :D nie mogę się doczekać jutra w takim razie <3 <3
OdpowiedzUsuńawqjgmytejmfeyw ! KOCHAM WAS OBY DWIE ! <3
OdpowiedzUsuńto było piekne płacze cały czas.juz sie bałam że to koniec
OdpowiedzUsuńŚwietne!!!
OdpowiedzUsuńJejusiu :3 Popłakałam się <3 czekam nn :**
OdpowiedzUsuńKocham too <3 Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńo Boże, to jak Chloe przyszła do Justina po tym, jak Brad ją wyrzucił z samochodu, było zajebiste! ogółem ten rozdział jest chyba NAJLEPSZY ze wszystkich <3 <3 czekam na NN / laura.
OdpowiedzUsuńoh, nie ważne czy często dodajesz, czy rzadko ! Ludzie to nie roboty.
OdpowiedzUsuńWiem ze swojego doświadczenia ,że pisanie bloga to nie zawsze łatwizna ! Czekam na kolejny <3 @GrandMcBer
Świetny :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Doceniam waszą pracę i czas poświęcony temu tłumaczeniu <3
boże ryczę, piękny rozdział.
OdpowiedzUsuńświetne tłumaczenie! :) na prawdę bardzo "przyjemnie" się czyta:D hahha, poryczałam się :'c kocham ich, są idealni. ♥ @mykidrauhllswag
OdpowiedzUsuńRyczeć się chce ... Niech m się w końcu wszystko ułoży. Kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńNormalnie zaraz się popłaczę, dlaczego im tak wszystko się komplikuje :c smutne jest tak na nich patrzeć, gdy oni są załamani...
OdpowiedzUsuń@hejtujbicz
prawie się popłakałam czytając ten rozdział oijuhgdshgdsfhs *___* @Justeliaa
OdpowiedzUsuńnawet nie wiem co napisać... w tym rozdziale się tyle działo że woow *.*
OdpowiedzUsuńdziękuję <3
świetny boze,popłakałam sie 3oiwejsdkfmxc KOCHAM CIE
OdpowiedzUsuńzgon!
OdpowiedzUsuńCodziennie.?! Biebergaaazm :)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, nic sie nie stalo, ze tak dlugo.
Jest okay. :d
@JerryJaraszMnie
:(
OdpowiedzUsuń*______________*
OdpowiedzUsuńedahIKCXJNJADhbfgdikvfbnzjcsni. BOŻEEEEE. JEZUS, MARIA. JA NIE WIEM CO MAM NAPISAĆ W TYM KOMENTARZU ... TO TAKIE ... PIĘKNE ? UGHHH. CUDOWNEE! Kocham Cię♥
OdpowiedzUsuńBoże , jak ja się ciesz ,;) codziennie zaglądałam na bloga i nic, a teraz rano a tu jest i jeszcze jaki długi <3<3<3<3 kocham kocham koooocham <3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuń@luvmynika
+ www.life-is-life-try-smile.blogspot.com
cudowny rozdział! Popłakałam się.
OdpowiedzUsuńMiłego tłumaczenia :)
@heartforbiebss
Kocham to ! Już się nie mogę następnego doczekać ! < 3
OdpowiedzUsuńomg, cudowny rozdział! popłakałam się :c czekam na kolejny! @kejti_
OdpowiedzUsuńmocno ryczę / @luuuuvjb
OdpowiedzUsuńzajabisty *.*
OdpowiedzUsuńnienawidzę Brada. nienawidzę go z całego serca.
OdpowiedzUsuńczekam na następny
nie przejmuj się jesteśmy tu :*
OMG Z A J E B I S T Y *.* O F U C K :O NIE SPODZIEWALAM SIE . Nwm co napisac . Ale sie ciesze ze teraz bd codziennie :D Uuuuuuuuu czekam na nn ; *****
OdpowiedzUsuńBOOOSKI *.* chyba jeden z moich ulubionyh :-)
OdpowiedzUsuńTlumaczenie rownie dobre ! RYCZALAM JAK GLUPIA XDD :-*
Kocham cie <3
OdpowiedzUsuńJeśli postanowiłaś zmienić tło na takie to przynajmniej powinnaś zmienić czcionkę na ciemniejszą, bo się zlewa i trudno się czyta....
OdpowiedzUsuńwidze ze nie tylko ja sie poplakalam.
OdpowiedzUsuńnie wiem czy czytasz te wszystkie komentarze ale wiesz co Ci powiem?
podziwiam Cie za te tlumacznie.
Jestes wysmienita tlumaczka:)
ostatni rozdział Danger'a i 30 rozdział afterlight, to jedyne rozdziały jakie doprowadziły mnie do takiego płaczu.
żaden inny blog, żadne opowiadanie nie wywołało u mnie takiego wzruszenia.
płakałam na rozdziałach nie raz, ale to nic w poruwnaniu do tego.
kompletnie nie wiem co mam napisać.... ryczę jak debil.
OdpowiedzUsuńŚwietny :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Doceniam twoją pracę i czas poświęcony temu tłumaczeniu <3
kc :")
OdpowiedzUsuńTo było piękne... <3 Zaraz się rozrycze ;_; W końcu to powiedział! Kocham <33333
OdpowiedzUsuńJessssu kocham to opowiadanie i kocham ciebie powiem ci że warto czekać te kilka dni na nowy rozdział <3 <3
OdpowiedzUsuń@Nataleczka1655 <3 <3
Naprawdę już się bałam, że ona tam wyjedzie:(( Jak Brad mógł jej w ogóle coś takiego powiedzieć?:( Mam nadzieję, że teraz będą już szczęśliwi :3
OdpowiedzUsuńunderworld-fanfiction.blogspot.com
Ten Brad jest popaprany,nic do niego nie trafia,to co mówi, robi jak pierdole.... Naprawde do doceniam twoja prace i podziwiam,sama nawet nie potrafiłabym tego przetłumaczyc, zazdroszcze umiejetnosci. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńCudowne ! :** Tłumacz dalej ! ♥
OdpowiedzUsuńTo jest chyba najlepszy rozdział !!♥ Wspaniale tłumaczysz i nie masz za co przepraszać:) Kocham to i ryczałam przy tym jak głupia ;)
OdpowiedzUsuńpiękny rozdział. boże, tak płaczę że.... zaraz będę miała basem w pokoju.
OdpowiedzUsuńnie wiem co mam napisać, bo mam mętlik w głowie :'D
@niallermyboss
swietne tlumaczenie,a rozdzial mega
OdpowiedzUsuńnie moge doczekac sie nastepnego ! :)
OdpowiedzUsuńhttp://signedanonymousxx.blogspot.com/
zawsze bede czekac <3
OdpowiedzUsuńTyle razy ryczałam na tym rozdziale...
OdpowiedzUsuń