6. "Nie płacz."

Chloe Romano's POV:
Dyszałam czując jak cały świat rozpada się w moich oczach. Wiedziałam, że kiedy człowiek, z którym obecnie mieszkam dowie się kim jestem zabije mnie. Moje kłamstwa właśnie wkopały mnie w największy dół. Gdy się dowie będzie tak wkurzony wiedząc, że sfałszowałam moje imię, nazwisko i wszystko o mnie. Wiedziałam, że to nie w porządku, ale starałam się robić wszystko, aby żyć jak najdłużej się da. Ogromnie bałam się śmierci i nie byłam na nią gotowa. Jeszcze.
- Zadzwoń jak znajdziesz dziewczynę, Jay. - Jett dokuczał. - Nie możemy czekać w nieskończoność. - uśmiechnął się wyciągając pudełko papierosów z kieszeni. Wysunął papieros z pudełka i wsunął go do ust zapalając go jego zieloną zapalniczką. Zaciągnął się i wypuścił dym w twarz Justina. Justin pokazał wyraz obrzydzenia. - Wiesz co, Jay? Jesteś tylko gówniarzem. Widziałeś siebie? Możesz odejść z niczym. - zachichotał. - Jesteś tylko gówniarzem.
- Nie jestem pieprzonym gówniarzem! - Justin warknął popychając Jetta na drzwi dysząc w jego twarz. - Wykonam to zadanie, Jett. Ty nawet nie masz pojęcia jak trudno znaleźć tą laskę Chloe! - splunął.
Siedziałam za samochodem, ukrywając się. Czułam się źle z tym, że Justin został wybrany na znalezienie mnie. To zbyt duża presja jaką można nałożyć na osobę. To znaczy on mnie nie znalazł, nie wie, że jestem Chloe Romano. Oczywiście jego przyjaciele mogą wskazać na mnie, ale oni myślą, że uciekłam. Justin zna mnie jako Julia Gallo zupełnie nie wiedząc, że Chloe Romano spała na jego kanapie.
- Cokolwiek powiesz, Jay. - zachichotał. - Muszę wracać. Obiad wzywa. - wyciągnął papierosa, znowu. Zaczęłam czuć jak mój żołądek burczy przez brak jedzenia. Nadal klękałam za samochodem nie wiedząc co robić i gdzie się ukryć. Zaczął iść w przeciwnym kierunku do samochodu, za którym się ukrywałam na co odetchnęłam z ulgą, a Justin poszedł do domu z głową pełną stresu.
Czekałam aż Jett zniknie z ulicy. Szybko pobiegłam z tyłu samochodu na ganku Justina. Pchnęłam drzwi dysząc tak ciężko jak tylko można. Ruszyłam do kuchni i zobaczyłam Justina siedzącego samego przy okrągłym stole biorącego kęsa lukrowanego pączka. Stałam obok jego miejsca dopóki nie zauważył, że tu jestem.
-...A ty gdzie byłaś? - Justin spytał patrząc prosto na mnie. Wziął kolejny kęs pączka wiedząc, że nic przez cały czas nie jadłam. To mnie po prostu wkurzało, że jadł swobodnie bez zwracania uwagi na świat.
- Poszłam pobiegać. - stwierdziłam chodząc wokół niego. Nadal oddychałam ciężko, a moja klatka piersiowa unosiła się i opadała przed jego twarzą. Spojrzał na nią z wielkim uśmiechem na twarzy i kontynuował jedzenie pączka do końca. Chwycił za jeszcze jedną torbę Tima Hortona.
- Faktycznie biegałaś. - pchnął połowę pączka do ust gniotąc torbę i rzucając ją na stół. Przypomniało mi się co moje ciało zrobi jeśli nie zemdleję w kilka sekund. Chrząknęłam, aby dać mu do zrozumienia, że chcę jeść. Było oczywiste, że kupił pączki tylko dla siebie. Umierałam z głodu i Bóg wie kiedy w końcu zemdleję.
- Jakiś problem? - spytał. Spojrzałam na niego błagalnie. Czułam się jak szczeniak proszący o jedzenie. To była moja jedyna nadzieja. Nie miałam pieniędzy, ani znajomych, którzy mogliby mi pomóc. Mieszkałam po prostu z egoistycznym idiotą, który nie może nawet podzielić się ze mną pączkiem. - Och, nie wiedziałem, że chcesz jeść. Zupełnie zapomniałem. - uśmiechnął się.
- Masz jakieś zaburzenia. - splunęłam. - Naprawdę myślisz, że mogłabym przeżyć bez jedzenia? Cóż, cholernie się mylisz. - przebiegłam ręką przez moje włosy z obrzydzeniem. Ogień wściekłości wszedł w moje ciało. Nie mam ochoty mieć do czynienia z tym gówniarzem. W tym momencie potrzebuję tylko jedzenia. Nic więcej.
- Dobra, Julia. Poszedłem załatwić jedzenie dla siebie. Naprawdę myślałaś, że będę myślał o tym, że mam kupić jeszcze coś dla ciebie? Masz szczęście, że możesz tu się zatrzymać. - powiedział z pełnymi ustami sięgając po brązową serwetkę Tima Hortona, aby wytrzeć usta. - Masz takie urojenia.
- Mam urojenia? - zaśmiałam się z całkowitym niedowierzaniem. - Spójrz na siebie, Justin! Szukasz każdej okazji, żeby mieć mnie w łóżku. - wskazałam na niego.
- Nazywam się Jay! - krzyknął na mnie. Moje policzki zrobiły się czerwone z gniewu. Naprawdę nie podobało mu się to, że nazywałam go Justin, ale nie miałam zamiaru przestać.
- Wszystko kurwa jedno, Justin. - pokręciłam głową z niesmakiem. - Jesteś takim dupkiem. Jestem człowiekiem, oczywiście, że muszę jeść. - usiadłam na brązowo miodowym fotelu obok niego i spojrzałam mu w oczy starając przekonać go, żeby dał mi coś do jedzenia. Jego ręka znalazła się na mojej prawej nodze na co czułam jak dreszcze przeszły po moim kręgosłupie. Uderzyłam go w rękę. - Jak będę jeść? - spytałam.
Czułam się lekceważona kiedy z nim byłam. On nie miał do mnie kompletnie szacunku. Dotykał mnie w złych momentach i myślał, że przejdę do tego co on na mnie planuje. Nigdy w życiu nie spotkałam takiego faceta. Traktował mnie jakbym była jakąś jego dziwką. Jeśli myśli, że jestem w jego domu, aby zaspokajać jego potrzeby to się myli.
- Idź na ulicę i znajdź gdzie iść. Wydajesz się być w tym dobra. - mruknął spoglądając na moje piersi. Szybko zakryłam dekolt psując mu całą zabawę. Nie pozwolę mu na to. - Tutaj. - rzucił we mnie rulon Kanadyjskiej gotówki. Moje oczy zrobiły się ogromne ze zdziwienia. Skąd wziął te pieniądze? On obrabował bank? To były te sprawy, które musiał załatwić? Pieniądze wzięły się z jego kieszeni co wydawało mi się ogromnie podejrzane. Zastanawiałam się jak z nimi uciekł. Jak można mieszkać w domu bez jedzenia, ale mieć pełno kasy?
- Nie mam dokąd pójść. - powiedziałam wpatrując się w niego. - Jestem głodna i gdybym się ruszyła zasłabłabym. - jęknęłam. - Jeśli wrócisz z jedzeniem, może moglibyśmy... - przejechałam ręką w górę jego uda poruszając uwodzicielsko moimi rzęsami próbując przekonać go, aby dał mi coś do jedzenia. Może gdy będę wystarczająco słodko mówić dostanę jedzenie. Poza tym on chce mnie przelecieć, ale ja mu nie pozwolę.
- Idź się zdrzemnąć. - jego twarz rozjaśniła się z uśmiechem. - Wrócę z toną jedzenia dla ciebie. - chwycił swoje kluczyki i wyszedł szybko przez drzwi bez wahania. Czułam się winna, że doprowadziłam go do przekonania, że mnie dostanie chociaż to nigdy nie nastąpi.
Wstałam z krzesła i ruszyłam na kanapę. Wzięłam kanadyjski koc z flagą i położyłam go na swoim ciele. Skóra na kanapie powodowała, że czułam chłód na swoim ciele. To było miłe uczucie, bo było mi strasznie gorąco po podsłuchaniu rozmowy Jetta i Justina. Wiedziałam, że w końcu moja tożsamość zostanie odnaleziona, a ja muszę zaakceptować fakt, że tkwię w tym bałaganie.
- Lubisz zimne Spaghettios? - usłyszałam głos pytający mnie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Justina stojącego nade mną z puszką Spaghettios. Bez zastanowienia wyrwałam to z jego rąk i pociągnęłam za uchwyt na górze, aby otworzyć. Zaczęłam szybko pić Spaghettios z puszki. Nie obchodziło mnie to czy było zimne czy podgrzewane. Byłam po prostu głodna. - Cholera! - krzyknął. - Zachowujesz się jakbyś nie jadła nigdy w życiu!
Wskazałam palcem w powietrze pokazując mu, że ma zaczekać. Nadal piłam z puszki skupiając się na jej skończeniu. Nie mogłam sobie przypomnieć kiedy ostatni raz miałam Spaghettios, ale czułam się znowu jak dziecko. Moja mama przynosiła to mojemu bratu i mi na obiad. Jedliśmy to na zimno. Wszyscy w szkole patrzyli na nas dziwnie, ale według mnie to smakuje lepiej kiedy jest zimne.
- Dziękuję bardzo. - odetchnęłam wycierając sos z ust. Zaczęłam odczuwać suchość w ustach, więc wstałam z kanapy i podeszłam do Justina. - Gdzie trzymasz kubki? Chcę mi się pić.
- Sprawdź w zmywarce. - wskazał na czarną zmywarkę stojącą na przekątnej zlewu. Poszłam niechętnie do zmywarki i otworzyłam ją. Wyciągnęłam górną część znajdując czyste naczynia. To było doskonale czyste ku mojemu zdziwieniu. Wzięłam szklankę i sprawdziłam czy jest na niej jakiś brud. Nie było go.
Czułam się trochę dziwnie wiedząc, że podróżuję cały ten czas, a nie znam nawet daty. Wiem, że to czerwiec, ale nie wiem jaki dzisiaj jest dzień. Mogę powiedzieć tylko kiedy jest dzień lub noc, albo jaka jest pora dnia.
- Jaka jest dzisiaj data? - spytałam idąc w stronę lodówki po wodę. Spojrzałam na drugą stronę pokoju i zobaczyłam Justina sprawdzającego datę na swoim białym iPhonie.
- 14 czerwca. - powiedział.
Moje serce się zatrzymało. Upuściłam szklankę na podłogę słysząc jak się rozbija. Czułam jak szkło pocięło moje stopy. 14-ty czerwca jest jednym z najważniejszych dni życia. Był to jeden z najgorszych dni w moim życiu. To było tragiczne. Zmieniło moje życie na zawsze. Był to jeden z dni, o których nie wolno było mi zapomnieć. Nie tylko zmieniło moje życie, ale też życie mojego brata.
To była rocznica śmierci moich rodziców.
- Co do cholery, Julia? - Justin krzyknął na cały dom biegnąc do mnie. Nadal oddychałam przez zęby starając się nie płakać. Łzy zaczęły wypełniać moje oczy i widziałam niewyraźnie.
- Tak przepraszam! - krzyknęłam w panice upadając na kolana, aby podnieść szkło. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie zniszczyłam jeden z jego kubków. Moje stopy krwawiły, ale to było w tej chwili nieważne. Moje włosy spadły na twarz ukrywając ją przed Justinem. Zaczęłam płakać cicho, aby tego nie zobaczył ani nie usłyszał.
- Wszystko w porządku? - zapytał z oczami przepełnionymi troską. - Nie martw się o szklankę. To był wypadek. - wychrypiał do mojego ucha. Dlaczego go to obchodzi? Nie wie czemu zrzuciłam szklankę lub co się stało 8 lat temu, dawno temu. Po prostu chciał pokazać, że mu zależy, żeby mógł dobrać się do mnie. Nie kupuję tego. Wziął mnie za rękę i podniósł moje ciało patrząc mi w oczy. - Twoja noga boli? Wszystko w porządku?
- Jest dobrze. - wyszeptałam. Pochyliłam się, zebrałam większość szkła do ręki, aby przynajmniej trochę posprzątać mój bałagan.
- Zostaw to. Jeszcze potniesz sobie ręce. - ostrzegł łapiąc mnie za ramię. - Po prostu to zostaw. Zajmę się tym później.
Zgarnęłam wszystkie szkła nie sprawdzając czy się pocięłam czy nie, stanęłam z powrotem na nogach i od niechcenia poszłam do kosza. Patrzył na mnie tak jakby to była najbardziej absurdalna i zaskakująca rzecz jaką widział, żeby ktoś zrobił. Kilka drobnych kawałków szkła zostało na podłodze, ale większość była zebrana.
- Wiesz, że widzę jak płaczesz, prawda? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej unosząc brwi. Wyraźnie próbował mi pomóc, ale on był ostatnią osobą, która mogła to zrobić. Nie jestem w nastroju, aby teraz z nim przebywać. On nigdy nie zrozumie mojego cierpienia. Nigdy nie zrozumie bólu jakiego przeszłam ja i mój brat. To było po prostu częścią bycia Romano.
- Mówiłam ci, że jest w porządku! - pisnęłam wrzucając szkło do śmietnika. Mój głos odbił się echem w całym pomieszczeniu. Brzmiało jakby ktoś robił mi krzywdę. To znaczy byłam ranna, ale to przez śmierć moich rodziców, to zjadało mnie żywcem. Gdyby byli tutaj, na świecie, nie byłoby mnie tu, a mój brat nie zaangażował by się w przemoc gangów. Chciałam być normalną nastolatką, która nie musi ukrywać swojej tożsamości przed innymi w strachu, że będzie zabita.
Podeszłam do Justina, spojrzał mi martwo w oczy. Posłałam mu sprośne spojrzenie. Przez długi czas było tak jakbyśmy rozmawiali ze sobą przez kontakt wzrokowy. Jakby mówił mi, że chcę mi pomóc, a ja jakbym mówiła, że nigdy nie pozwolę mu tego zrobić. Nie ufam mu. On jest mordercą. Jeśli Kanada miałaby listę najbardziej poszukiwanych osób byłby w pierwszej dziesiątce.
- Dobrze. - mruknął intensywnie podchodząc do kanapy. Siedział, a jego plecy osuwały się trzymając kanadyjski koc w ręku patrząc w niego głęboko. Chciałam wiedzieć o czym myśli. Jego zachowanie wydawało być się jakby był rozczarowany. Jego usta były zaciśnięte, wypuścił z siebie głośne westchnienie, a ja nadal siedziałam i cicho płakałam do siebie. Moje policzki zrobiły się cieplejsze ze smutku.
Wzięłam serwetkę Tim Horton i podeszłam do zlewu. Odkręciłam pokrętło, aby zimna woda zaczęła lecieć i polałam nią serwetkę. Pochyliłam się i zaczęłam dociskać ją do cięć na stopie. Były świeżo pocięte, więc leciała z nich krew. Naciskałam na cięcia tak mocno jak mogłam. Zobaczyłam największe przecięcie obok mojego dużego palca i dotknęłam je serwetką lekko przyciskając. Wypuściłam z ust krzyknięcie z silnego bólu, kłucia i pieczenia. Usłyszałam kroki wiedząc, że Justin idzie do kuchni.
- Pozwól, że ci pomogę. - zaoferował schylając się, aby chwycić serwetkę z mojej ręki. Rzucił ją do kosza za nami.
- Nie. - mruknęłam chowając kosmyk włosów za ucho.
- Nie czyścisz tego prawidłowo. Pozwól sobie pomóc! - krzyknął.
- Dobra. - krzyknęłam. Zrobię wszystko w tym momencie tylko dlatego, żeby się zamknął. Jestem zmęczona słuchaniem jego głosu, boli mnie głowa i chcę po prostu zostać sama, aby się wypłakać. Podniosłam się, a on wziął mnie w ramiona. Nawet nie drgnęłam mając nadzieję, że naprawdę oczyści moje stopy. Kim on próbuje być? Lekarzem? Rzucił mnie na kanapę w tym samym miejscu gdzie spałam. Moje oczy były nadal pełne łez i smutku. Minęło już 8 lat.
Moi rodzice zmarli, gdy miałam zaledwie 9 lat. Wracałam ze szkoły jak zawsze i okazało się, że mieli wypadek samochodowy. Nikt nie wie jak doszło do wypadku i to wciąż pozostaje tajemnicą. Po ich śmierci mój szesnastoletni brat był zmuszony do tego, aby się mną zająć. Pierw mnie zaniedbywał, ale oczywiście po zabiciu dziewczyny brata Justina oboje staliśmy się celem morderstwa. Oboje musieliśmy ukrywać naszą tożsamość. Nie mieliśmy wyboru. Chciałabym być w Kalifornii, przynajmniej dzisiaj spędzić z nim czas. Nic dziwnego, że brzmiał tak zestresowany i smutny przez telefon.
- Marzę, żeby być w domu i położyć chociaż kwiaty na grobie. - otarłam łzy na moich polikach podciągając nosem. Patrzyłam jak Justin sprawdza moje stopy w pełnym niepokoju.
- Kto? - spytał biorąc wacik i nakładając na niego Neosporin. Nie mam pojęcia dlaczego on właśnie o to zapytał. Nie pamiętam, żebym mówiła coś na co mógłby tak odpowiedzieć.
- O czym ty mówisz? - spytałam wpatrując się w niego, gdy nakładał Neosporin na moje otwarte rany.
- Mówiłaś, że chcesz położyć kwiaty na czyimś grobie. - uniósł brwi patrząc na mnie odwracając jego uwagę od moich stóp. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że pomyślałam na głos. Nie miałam wyjścia z tej sytuacji. Będzie mnie męczyć dopóki mu nie powiem. - O kim mówisz, Julia?
- To nic. Naprawdę. - podciągnęłam nosem zamykając oczy, aby zdrzemnąć się już trzeci raz dzisiaj.
- Chcę wiedzieć. Twoje zachowanie mnie niepokoi. Powiedz szczerze. - skinął wysuwając jego dolną wargę. Jego usta były różowe, jak zawsze.
- Moi rodzice, dobrze? To jest rocznica ich śmierci. - krzyknęłam na niego mając nadzieję, że przestanie w końcu zadawać pytania i być taki wścibski. To moja sprawa, a nie jego. Nie mogłam uwierzyć, że jestem w obcym domu i mówię o śmierci moich rodziców. Nie miałam wyboru biorąc pod uwagę, że moim pomysłem była ta głupia podróż. Jak musiałam być głupia, żeby skończyć w zupełnie obcym domu.
- Tak mi przykro. - spojrzał mi głęboko w oczy patrząc współczująco jak zawsze.
- Tak, jest. - powiedziałam sarkastycznie kręcąc głową.
- To znaczy, nie chciałem cię zranić ani nic. Zupełnie cię rozumiem. - nadal patrzył mi w oczy i mówił z jego chrapliwym głosem ze zmartwienia. Myślę, że to jest ostatnia rzecz na świecie jaką rozumie. Jego życie opiera się na dziewczynach i zabijaniu innych, a moje życie polega na naprawie mojej osobowości po utracie rodziców. On nie czuje współczucia za śmierć drugiej osoby.
- Nie, nie rozumiesz. - mruknęłam wycierając pozostałe łzy z mojej twarzy.
- Naprawdę.
- Zamknij się! Szczerze mówiąc ty nigdy nie zrozumiesz. - mruknęłam rozciągając kark.
- Myślisz, że nie rozumiem? Moi rodzice zmarli kiedy miałem 15 lat, Julia. - mruknął zamykając oczy w smutku.
W pokoju zapadła cisza. Nagle zaczęłam czuć do niego więcej współczucia. On naprawdę rozumiał. Na pogorszenie sprawy stracił rodziców później niż ja straciłam moich. To miłe uczucie wiedząc, że mam z nim coś wspólnego, ale jednocześnie przerażające, że jest więcej dzieci, które tracą rodziców w tak młodym wieku jak ja. Teraz mam kogoś z kim mogłabym rozpaczać, kiedy jestem zaniepokojona. Są po prostu dni, w których nie czuję siebie i to jest jeden z nich.
Nadal wcierał Neosporin w moje rany. To je koiło i chłodziło. Nie mówiliśmy w tej chwili nic. Po prostu skupiał się na moich stopach i tylko patrzył. Uspokoiłam się trochę, pierwszy raz zrzuciłam szklankę i zaczęłam płakać. Zazwyczaj nie płakałam chyba, że coś bardzo mnie bolało lub przejmowałam się czymś w co wierzyłam.
- Już lepiej? - spytał odchodząc od moich stóp.
- Tak. - skinęłam głową. Usiadłam na kanapie i położyłam nogi na podłodze. Justin przyszedł i usiadł tuż obok mnie patrząc na mnie z współczującym wzrokiem.
- Moi rodzice zostali zabici przez gang. - wymamrotał nerwowo. Jego głos drżał w smutku poruszając ten temat. - Zostali zastrzeleni na naszych oczach. - oblizał wargi, a w jego oczach pojawiło się trochę łez. - Um. - przerwał. - W środku kolacji gang włamał się do naszego domu i rozstrzelali ich...ale zostawili mnie i mojego brata, abyśmy cierpieli.
Jego historia przyprawiła mnie o dreszcze. Jego rodzice zostali zastrzeleni na jego oczach. To trochę za dużo jak na piętnastoletniego chłopca. Może dlatego jego życie zmierza w tak złym kierunku. Może próbuje szukać zemsty.
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miałam 9 lat. - mruknęłam. - Wróciłam ze szkoły i zobaczyłam policjantów sprawdzających mój dom. Choć tajemnicą jest jak doszło do wypadku. - złączyłam moje dłonie. - Naprawdę za nimi tęsknię. - łza spłynęła po moim policzku.
- Naprawdę chcę zabrać cię gdzieś gdzie nigdy wcześniej. Gdzieś gdzie zawsze idę sam. - patrzył na swoje kolana. - Wiem, że masz poważne problemy z zaufaniem mi, ale nie chcę cię skrzywdzić. Uwierz mi. Wiem jak się czujesz.
Naprawdę nie czułam się zbyt dobrze, aby iść gdzieś z nim teraz. Uderzył mną w mur chcąc mojego ciała. Oczywiście, że będę miała problemy z zaufaniem mu. Musiałam go przekupić seksapilem, żeby dał mi jedzenie.
- Ale-
- Możesz mi zaufać, dobrze? - przerwał. - Nie zaszkodzi. Wiem jak to jest. - jego głos się załamał. Rozłożyłam swoje ciało na kanapie patrząc na niego. Wydawał się być bardziej szczery odkąd usłyszał moją historię. Różnimy się, ale nasze jedyne podobieństwo jest jedną z najważniejszych rzeczy jaka przydarzyła nam się w życiu. Jeszcze nie spotkałam nikogo kto straciłby obojga rodziców w jeden dzień jak ja. Może jeśli pójdę z nim ten jeden raz będziemy mogli omówić nasze doświadczenie ze śmiercią.
- Dobrze. - przerwałam. - Pójdę. - wstałam z kanapy i odwróciłam swoje ciało w kierunku drzwi. Była już 18:32 według zegara przy drzwiach. Ten dzień nie wydawał się być długi. Pewnie dlatego, że spałam przez większość czasu. Miło było wiedzieć, że w końcu poszedł na zakupy. Mieszkanie w domu bez żywności jest takie niezdrowe.
Stanął obok mnie i położył mi rękę na plecach wyprowadzając mnie z domu.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam rozglądając się dookoła, patrząc na ogromne jezioro z ławkami, które je otaczały. Były tam drzewa z oponami i linami zawiązanymi na nich. Wydawało się to być miejsce, którego nie widziałam nigdy w moim życiu. Nie mieliśmy tak wielkich jezior w Los Angeles. Zwykle odwiedzaliśmy plażę.
- Jezioro Wiktorii. - Justin wychrypiał.
Oboje wyszliśmy z auta, stanęłam na moich zranionych stopach. Trochę bolały, ale mogłam chodzić. Mały problem w kuchni Justina był jednym z najdziwniejszych rzeczy jakich zrobiłam. Chyba po prostu byłam w szoku, że to już rocznica śmierci moich rodziców.
Wieczorny wiatr powiewał przez moje włosy i wiał prosto w moją twarz. Nie jestem osobą, która kocha naturę, ale krajobraz tutaj był naprawdę piękny. Może Justin ma rację. Wydaję się to być doskonałe miejsce, aby razem pomyśleć.
- Dlaczego nie możemy usiąść na ławce? - wskazałam na ciemno brązową ławkę na przeciwko nas. Słońce robiło się pomarańczowe co oznaczało, że wkrótce zajdzie. Zdałam sobie sprawę, że wyszłam publicznie z kolesiem, który miał mnie zabić. Modliłam się, żeby żadne z członków Venom nie wydał kim naprawdę jestem.
- Tu jest tak pięknie. - mruknęłam siadając. Czułam się dziwnie, że byłam w tak romantycznym miejscu z facetem, którego nie wyobrażałam sobie ze mną. Byłam zdziwiona, że nie mówi nic o pieprzeniu mnie lub nie wyraża opinii o tym jak wygląda moje ciało. Naprawdę sprawił, że byłam szczęśliwa dzięki temu, że powstrzymał się dzisiaj od tego.
- Zacząłem tu przyjeżdżać od śmierci rodziców. - delikatnie usiadł obok mnie. - Zawszę myślę tu o moich problemach lub oczyszczam swój umysł. To miejsce, do którego nikt nie może przyjść i znaleźć mnie. Mogę być sam. - wpatrywał się we mnie. Jego twarz krzyczała 'opiekuńczy'...to było coś co nie powinno pochodzić od osoby jak on. To był człowiek, który zapomniał, że muszę jeść.
Moje usta drżały w smutku. Tęsknie za moją mamą i tatą tak bardzo. Próbuję o tym nie myśleć, ale ich śmierć przyniosła wielką zmianę w moim życiu. Najbardziej dotyczy to mojego brata. Boję się o niego, o nas, naszą przyszłość. Wiedziałam, że mój brat nie opiekował się mną jak powinien. Wiedziałam, że zaangażował się w nieodpowiednie towarzystwo i robił wszystko co oni mu powiedzieli. Śmierć moich rodziców jest powodem dlaczego w pierwszej kolejności jestem pod presją.
Nagle poczułam rękę wokół mojego ramienia. To był Justin. Przysunął swoje ciało blisko mojego. Nawet teraz nie czułam do niego żadnych uczuć, nawet kiedy ciągle mnie pocieszał. Zwłaszcza w sytuacji w jakiej jestem teraz. Nie byłam z moim bratem zastanawiając się nad śmiercią. Jaki mam inny wybór? Mogłam zostać opuszczona, sama, czy coś.
- Nie płacz. - mruknął. - To nie twoja wina. - powiedział delikatnie.
- Nie rozumiem tego. - podciągnęłam nosem. - Dlaczego to dla mnie robisz? - kto wyobrażał by sobie go jako kolesia siedzącego obok mnie próbując pomóc przestać mi płakać? Jeśli coś, to on jest przyczyną moich łez.
- Robię co? - spytał oblizując wargi. Jego ciepło promieniowało w moim kierunku. Jego zachowanie wydawało być się takie miłe. To było zaskakujące. Dlaczego ze wszystkich ludzi on jest człowiekiem, który robi to dla mnie?
- Pocieszasz mnie. - w zasadzie wymamrotałam w jego pierś. Przycisnął moje ciało tak blisko jego, że nie miałam przestrzeni. Dlaczego miałby przejmować się moją przeszłością? Jestem jego pragnieniem, ale dlaczego ze wszystkich ludzi pociesza mnie właśnie on?
Kiedy dorastałam nie miałam nigdy żadnego chłopaka ani faceta blisko mnie, oprócz mojego brata. Faceci wykorzystywali mnie, aby dostać moje ciało, a ja po prostu miałam ich już dość. Nienawidzę kiedy ludzie wykorzystują mnie dla własnych przyjemności. W tym przypadku nadal czuję jakby Justin mnie wykorzystywał. Nie ufam mu wystarczająco.
- Bo wiem jak to jest i chciałbym, żeby ktoś robił coś takiego dla mnie. - wymamrotał spoglądając na mnie.
Zgaduję, że był zaniedbany tak jak ja. Zastanawiam się jak jego przyszłość wyglądała naprawdę. Nie miałam zamiaru pytać go o zbyt wiele. Ja też nie lubię mówić o swoich sprawach, więc nie będę naciskać na niego. Wiem, że chce wiedzieć o mnie tak dużo, ale nie mogę pozwolić mu siebie poznać. Zabiłby mnie w mgnieniu oka.
- Justin, co ty robisz? - spytałam tłumiąc mój głos w jego koszuli.
- Nikt nigdy nie dał mi pocieszenia. Po prostu traktuję innych tak jak ja chciałbym być traktowany. - przycisnął moją głowę do klatki piersiowej niemal mnie dusząc. To tak jakby zmuszał mnie do pocieszania go. Nie mogłam się od tego uwolnić. To tak jakby chciał kogoś teraz przytulić lub mieć moje towarzystwo. Szybko odsunęłam jego ciało od mojego szarpiąc go od tyłu. Mam do niego wyraz wściekłości. Nie mogłam oddychać. Nadszedł czas, abym się uwolniła.
- Byłeś kolesiem, który uderzył mnie w uliczce o ścianę i chciał rżnąć mnie kiedy miał okazję, a teraz wszystko czego chcesz to mnie pocieszyć? - splunęłam.
Oboje zaczęliśmy dyszeć. Długo na siebie patrzeliśmy. Nawet nie spędziłam z nim całego dnia, a byłam zupełnie wściekła. Dlaczego ktoś kompletnie obcy chciałby mi pomóc, pozwolić spać w swoim domu i chciał mnie pocieszyć nie chcąc nic w zamian? Jestem zmęczona wykorzystywaniem przez innych ludzi, aby mogli dostać to co ode mnie chcą.
- Poważnie, Julia. Wiem jak się czujesz. Dlaczego miałbym rzucać głupie komentarze o pieprzeniu ciebie wiedząc, że dziś jest rocznica śmierci twoich rodziców? - pokręcił głową. - Myślisz, że jestem niedojrzały?
- Tak. - schyliłam głowę w dół. Kąciki moich ust podniosły się w uśmiechu. Spojrzałam na niego, aby spojrzeć na grymas na jego twarzy.
- Mogę powiedzieć jedną rzecz, która bez ciebie jest przykra? Nawet nie chcę cię skrzywdzić. Nie przyszedłem tutaj, aby się z tobą kłócić. - zmarszczył brwi razem. - Nie mam pojęcia, kim jesteś. Wiem na pewno, że nasi rodzice zginęli.
Szkoda, że muszę w tym momencie powiedzieć mu coś co jest kłamstwem lub półprawdą. Biedny dzieciak nie zdaję sobie nawet sprawy.
- To nie powinien być twój interes. - powiedziałam pod nosem.
Nasze twarze zaczęły ciemnieć przez zachodzące słońce. Nie było tu nikogo oprócz nas. Było mi trochę nieswojo, że jestem tutaj tylko z seryjnym mordercą. Nie chciałam przyzwyczaić się do bycia obok niego i, żeby on przyzwyczaił się do bycia obok mnie. Pewnego dnia, zanim się o tym dowie, ja ucieknę i wrócę do mojego brata.
- Znalazłem cię w pieprzonej uliczce, bo uciekałaś przed ludźmi, a ja nawet nie wiem do cholery przed kim. Nigdy wcześniej nie widziałem cię w moim życiu. - splunął ponuro.
- To nie powinno mieć dla ciebie znaczenia.
- Jesteś cholernie niegrzeczna. Nie mogę powiedzieć nic bez twojej złości na mnie! - krzyknął. - Weź się w garść!
- To nie moja wina, że muszę zachowywać się ostrożnie. - przełknęłam. - Chcesz dostać się do moich spodni co trzy sekundy. Nie chcę, żebyś mnie wykorzystał! - krzyknęłam mu w twarz czując jak moje policzki robią się gorące. Czułam węzeł w gardle wiedząc, że chcę mi się płakać. Chciałam już wyjechać z Kanady i wrócić do domu. Mój brat myśli, że jestem niewinną dziewczyną i jeśli się dowie, że jestem tutaj w Stratford reszta mojego życia nie będzie dla mnie dobra. Co zrobię, żeby mój brat znowu mi zaufał jeśli się o wszystkim dowie?
- Przepraszam. - mruknął spuszczając głowę.
Może czuł się winny przez wszystko co zrobił przez ostatnie dwadzieścia-cztery godziny. Czułabym się zawstydzona, gdyby trzymała kogoś w domu dla seksu nie dbając o niego. Następnym razem powinien przemyśleć swoje czyny.
- Po prostu bardzo tęsknie za swoimi rodzicami. Pragnę, żeby było jak kiedyś. - łza wypadła z moich oczu i spadła po mojej twarzy tak, że nawet Justin mógł ją zobaczyć. Nic nie jest takie same bez rodziców. Gdyby tylko wiedzieli co teraz przechodzę. Nie dopuścili by do tego.
- Jak bardzo śmierć twoich rodziców zmieniła twoje życie? - spytał trzymając swoje ciało bliżej mojego. Jego ramię otaczało moje ramiona przytłaczając mnie. Kiedy idzie dalej robi duże kroki, trudno mi go dogonić.
- Prawdopodobnie nie byłabym tutaj z tobą. - powiedziałam lekko patrząc na niego. Widziałam słońce zachodzące tuż nad jego głową. Krajobraz tu był taki piękny.
- Dlaczego? - spytał patrząc na mnie spoglądając w górę. Nadszedł czas, by powiedzieć mu częściowo dlaczego tu jestem? To wprowadziłoby mnie w kłopoty? To znaczy wszystko co powiem to kłamstwo. Jedyne co mogę zrobić to dać mu wskazówkę.
- Mój brat. - przerwałam przeczesując prawą ręką moje włosy. - Ale to długa historia, nie chcę o niej rozmawiać. Przejechałam cały kontynent z Kalifornii, aby od niego uciec.
- Chciałbym tak samo zrobić z moim bratem. - powiedział głęboko. Więc zgaduję, że nie lubi swojego brata tak jak ja. Ta rozmowa może być interesująca. Teraz rozmawiamy.
- Gdzie jest twój brat? - spytałam dosłownie ciągnąc moje buty w poprzek ścieżki. Moje nogi zaczęły szczypać ponownie przez mały incydent ze szkłem jaki miałam dzisiaj.
- Szuka dziewczyny.
No to ruszamy. To jest to do czego zmierzają rozmowy. Moje ciało zaczęło się trząść i drżeć przez ten temat. Wiedziałam, że jego brat szuka mnie. To było jedyne o czym gang Venom rozmawiał. Dzwonili do brata Justina z pytaniem jak mu idzie podróż i czy znalazł już Chloe Romanow wiedząc, że siedziałam w tle na materacu. Pozostali członkowie gangu uwielbiali grać z Justinem i jego bratem okłamując ich. Dzień, w którym Justin dowie się, że cały czas był z Chloe Romano wszyscy zginą przez grę kłamstwa, nie tylko ja.
- Lubi tą dziewczynę? To dlatego jej szuka? - zmieniłam temat starając się nie być zbyt podejrzliwa. Uśmiechnęłam się próbując udawać, że nie mam pojęcia o co chodzi.
- Chce ją zabić. - powiedział ponuro. Zacisnął zęby jakby był zły.
- Jak ona ma na imię? - spytałam kręcąc palcami moje włosy nadal udając głupią.
Czułam się jak szpieg na misji. Chciałam wiedzieć wszystko o tej sprawie i dlaczego on chce zemścić się na mnie. Dlaczego z wszystkich ludzi to ja muszę ponieść konsekwencję? Nie mam nic wspólnego z tym co zrobił mój brat w tamtym dniu. Nawet mnie z nim nie było. Boże proszę daj mi dzień, w którym będę mogła wyrwać od siebie swoją tożsamość.
- Chloe Romano. Najwyraźniej jej brat zabił dziewczynę mojego brata, więc teraz chcę zemsty. - patrzył przed siebie ignorując fakt, że jestem tuż obok niego. Wydawał się być naprawdę wkurzony przez rozmowę na ten temat. Może dlatego, że został zastraszany przez członków gangu, żeby mnie znaleźć. Cóż...on mnie znalazł, po prostu nie wie z kim ma do czynienia. To jest w tym wszystkim najsmutniejsze.
- J-To znaczy, jestem pewna, że ona jest niewinna. - wyjąkałam spuszczając moją głowę ze wstydu. Zaczęłam znowu gryźć wnętrze swojego policzka. Jeden z najgorszych nawyków jakie posiadam.
- Wiesz coś o niej? - spytał mnie. - To znaczy, obie jesteście z Kalifornii.
- Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, ale nie sądzę, że powinna być obwiniana za czynność jej brata. - powiedziałam w obronie tej wyjątkowej dziewczyny, a mając na myśli wyjątkową dziewczynę mówię o mnie.
- Wiesz co, Julia? Myślałem i... - jego głos się zamilkł.
Zatrzymał się, zrobiłam to samo. Oboje spojrzeliśmy w niebo, aby zobaczyć niewielką ciemność wychodzącą z zachodu słońca. Niedługo miało zrobić się całkowicie ciemno. Miałam nadzieję, że zabierze mnie do domu zanim zrobi się zupełnie ciemno.
- Co? - spojrzałam na niego czekając aż powie cokolwiek.
- Śmierć moich rodziców prowadzi mnie do stawania się osobą jaką nie chcę być. To prowadzi mnie w złym kierunku. - jego głos się załamał. Zamknął oczy z smutnym wyrazem twarzy. Kiedy spojrzałam na jego twarz słońce w pełni zaszło. Byliśmy sami w ciemności. Nikogo nie było wokół. Tylko ja i on. Nikt nie mógłby mnie uratować jakby rozstrzelał mnie żywcem.
Przerażał mnie.
- Co masz na myśli?
Włożył ręce do kieszeni i wypuścił z siebie głębokie westchnienie po czym spojrzał mi prosto w oczy. Jego klatka piersiowa opadała i unosiła się w napięciu. Byłam jedyną, która widziała jego zachowanie.
- Powiedzmy, że to zmusiło mnie skrzywdzić niewinnych i zaprzyjaźnić się z winnymi.
Jay w tym rozdziale był taki słodki i opiekuńczy dgbiasdbgisadihfsahjt. To było zdecydowanie świetne. Jak myślicie, kiedy Chloe przyzna się w końcu do tego kim jest? I jak Jay na to zareaguje? 

W końcu nowy rozdział. Wiem, że obiecałam go wczoraj, ale byłam na Spring Breakers i nie miałam już czasu kiedy wróciłam z kina. Mam nadzieję, że mi wybaczycie haha. Jeśli kogoś zawiodłam to przepraszam nie chciałam. Wiecie co? Mam najlepszych czytelników na świecie<3 Kocham was, dziękuję.


Follownijcie na twitterze naszą Chloe i naszego Jaya.

17 komentarzy:

  1. świetny , też cię kochamy<3

    OdpowiedzUsuń
  2. asdggsg wiesz powinnam wie uczyc edb ale co tam edukacja moze poczekac skoro dodalas....hehe jejciu ta cala sytuacja taka....jejciu co pacaluja sie!?!?! no nie juz nie wiem to sa takie emocje hehe! no kurcze mam nadzieje ze szybko dodasz jejciu serio to jest takie sbdbdbbd i jsbdbdh i jeszcze raz jsjjdnd kiedy ona mu powie....a moze on dowie sie i bedzie chcial ja chronic....albo ona podslucha rozmowe jego z chlopakami z venom i to ze oni mowi cos w stylu "patrz to jej zdjecie" i ona to uslyszy i ucieknie...nie pewnie nie zawsze jest inaczej niz mi sie wydaje...jejc czekam na kolejny i po raz kolejny dziekuje ze tlumaczysz <3 @ewelina9757

    OdpowiedzUsuń
  3. Hdhdjuwjehfjd Jay tu jest taki słodki hdhdhhdhdhdjsd dziekuje ze to tlumaczysz. Kc <3

    OdpowiedzUsuń
  4. po prostu nie mam słów żeby opisać jakie te opowiadanie jest zajebiste.
    Moge tylko napisać moje ulubione jgmjadgmtjdmgj.
    Nie mogę się doczekać kiedy Jay dowie się że To Chloe ;o
    Ale w tym rozdziale byl taki slodki <3 aspmgjd
    Czekam na następny.
    I jeszcze jedno, KOCHAM CIĘ, DZIĘKUJĘ ZA TŁUMACZENIE <3
    @olcikx

    OdpowiedzUsuń
  5. bsdusiqahysijwjw, świetny rozdział, jak wszystkie <3 czekam na następny, kocham Cię!

    OdpowiedzUsuń
  6. słodki Jay *o* kocham Cię za to, że to tłumaczysz!♥
    czekam na następny ;3


    @morethankiss

    OdpowiedzUsuń
  7. Awdmpadjaewmdjadm Jay był taki słodki!!
    Bardzo podoba mi się to jak tłumaczysz :]
    @dangerous_696

    OdpowiedzUsuń
  8. jestem Ci taka wdzięczna, że to tłumaczysz! należą Ci się wielkie pokłony i brawa za to. po prostu kocham Cię za to co robisz i mam nadzieję, że nie porzucisz tłumaczenia tego opowiadania nim się nie skończy;-) z niecierpliwością czekam na następny rozdział. mam nadzieję, że niedługo się pojawi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Boski rozdział;) kocham cię nawet nie wiesz jak się cieszę że to tłumaczysz ♡

    OdpowiedzUsuń
  10. racja, rozdział jak i Jay w nim - słodko! to jak znaleźli wspólny język, pomimo tego, że tak smutno, kiedy rozmawiali o śmierci rodziców, to mam nadzieję, że to w jakimś stopniu ich połączy razem. do tego nie mogę się doczekać tego, kiedy wyjdzie na jaw, że to ona jest Chloe i jak na to wszystko zareaguje Jay, więc czekam z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Niech oni się w końcu pocałują hahhh XD świetny rozdzial kocham Cię

    OdpowiedzUsuń
  12. kochamy cię dziękujemy<3 kiedy w końcu ona mu powie i boże shabhbdhsjf

    OdpowiedzUsuń
  13. fesbhhhghjrdghueshgesiu świetnyy <3

    @polly325

    OdpowiedzUsuń
  14. oo matko , jaki Justin było dzisiaj.. miły ;) to aż dziwne ;D
    Dziękuję że tłumaczysz ;*
    Kocham Cie <3
    Czekam na nn ;3
    Jestem strasznie ciekawa kiedy ona mu w końcu powie ;))

    OdpowiedzUsuń
  15. BOZE CZY TYLKO mnie tak cholernie wkurwia to użalanie się nad sobą Chloe boże ona tylko gada o tym jak to ona ma zle w zyciu i jak to ona jest biedna bo ja scigaja i caly czas powtarza oczywiste rzeczy jezuu
    gdyby nie to ze ona jest tak wkurzająca to by bylo zajebiste opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  16. jeju taaaaaaak ona ciagle powtarza o tym co juz wiemy matko boska mozna sie zerzygac ale tak to opowiadanie w miare oksik

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.