43. "Nigdzie się nie wybierałam."

Jeśli moglibyście to notka pod rozdziałem, mam dla was ważne informacje. Dziękuję.

Witam w niebie.
Było to wszystko o czym myślałam po ostatniej pełnej nieskazitelnej rozkoszy nocy. Leżałam wraz ze swoim najważniejszym mężczyzną. Byliśmy owinięci pościelą. Jedną z rąk przeczesał moje włosy, trzymając mnie w pasie drugą z nich. Nie mogłam powstrzymać motyli wibrujących wewnątrz mojego brzucha.
Ostatniej nocy był perfekcyjny. Jego ruchy były lepsze niż mogłabym sobie wyobrazić. Jego nieskazitelne ciało, pot spływający wzdłuż czoła i głęboki, ochrypnięty głos. Wszystko składało się w perfekcje. I przede wszystkim czułam się pięknie i rzeczywiście czegokolwiek warta.
Po raz ostatni przeczesał moje włosy, na co odwróciłam swoje ciało w jego stronę, posyłając mu uśmiech. Zrobił to samo, owijając swoje ramiona wokół moich pleców. Ścisnął mnie, składając otwartymi ustami pocałunek na moim czole.
- Dzień dobry, kochanie - wychrypiał głęboko, a jego poranny głos brzmiał bardziej doskonale niż kiedykolwiek wcześniej.
Wypuściłam z siebie łagodny chichot - Dzień dobry - odparłam, zaczerpując powiewu powietrza. - Czy zapach, który wyczuwam jest marihuaną?
- Ostatnia noc przyprawiła mnie o dziwne odczucia... - Urwał, delikatnie się rumieniąc - Więc wstałem i zapaliłem skręta.
- Więc, to były dobre czy złe odczucia? - Przełknęłam głośno.
- Można powiedzieć, że byłem zbyt podekscytowany - Zaśmiał się, głaszcząc palcami moją talię.
- Dlaczego? Przecież właśnie tego pragnąłeś od początku.
- Ostatnia noc była premią, kochanie - Justin uśmiechnął się, muskając moje usta.
Uśmiechnęłam się szeroko. - Myślę, że słodkie jest to, że nareszcie się zakochałeś. Spotkał mnie szczególny zaszczyt, ponieważ jestem twoją pierwszą dziewczyną.
- Tak, tak - Jego policzki nabrały czerwonego koloru. - Wystarczy twoich słodkich pogawędek. Mam cholerne szczęście, ponieważ posiadam taką dziewczynę jaką jesteś ty. Nie zasługuję na ciebie.
- Każdy facet, który przeszedł poprzez piekło, aby mnie chronić, zasługuje na mnie. A ty to zrobiłeś - Uśmiechnęłam się ciepło, chwytając jego dłoń.
- Wiedz, że nigdy nie zrobiłbym tego dla innej dziewczyny. Tylko i wyłącznie dla ciebie - Pochylił się, aby słodko pocałować moje czoło. - Jesteś moja.
- Kocham cię, Justin.
Wypuścił z siebie najsłodszy chichot jaki miałam okazję usłyszeć. - Ja ciebie też kocham, malutka.
Wodziłam palcami wzdłuż jego tułowia, dotykając bandaż. Wyczuwając jego uwiązany oddech na mojej szyi, spojrzałam z niepokojem w jego oczy.
- Jak się czujesz? - Łagodnie zmarszczyłam brwi, przypominając sobie, co stało się kilka dni temu. - Jak twoje rany?
- To nic poważnego, kochanie. Mógłbym nie robić nic innego oprócz kochania się z tobą. - mruknął, spoglądając na moje złączone ręce. - Jesteś obolała?
- Wiesz, że nie był to mój pierwszy raz - Uśmiechnęłam się delikatnie, będąc rozbawiona jego pytaniem. - Czuję się dobrze.
- Jesteś pewna? - Uniósł brwi, patrząc w moje oczy.
Łagodnie zarumieniłam się, czując się niezręcznie. - Powinnam zrobić ci śniadanie - Starałam się zmienić temat. - Czy śniadanie w łóżku brzmi dobrze? Tylko ty i ja.
- Brzmi niesamowicie, kochanie. Jesteś tak doskonała - powiedział ściszonym tonem, przesuwając rękę na moim udzie.
Pokręciłam głową. - Nie jestem, Justin. Naprawdę.
- Cóż, dla mnie jesteś, kochanie.
Uśmiechnęłam się delikatnie, napotykając jego rozjaśnione oczy. - Muszę wziąć prysznic - Z wolna podniosłam się, a następnie chwyciłam jedną z koszulek Justina leżących na podłodze, wsuwając ją na siebie.
- Nie zostawiaj mnie jeszcze.
- Nie chcesz śniadania? - zachichotałam. - Wrócę niebawem. A później, będziemy tylko ty i ja. Obiecuję - Pochyliłam się i złożyłam łagodny pocałunek na jego perfekcyjnych wargach.
Zeskoczyłam z łóżka, a następnie spojrzałam w tył, zauważając Justina wlepiającego we mnie wzrok. Zakryłam twarz, rumieniąc się.
- Justin, przestań - zachichotałam.
- Wyglądasz tak seksownie! - Zaśmiał się, a uśmiech jeszcze bardziej rozprzestrzenił się na jego twarzy. - Nic na to nie poradzę! Jestem osiemnastoletnim chłopakiem, do cholery - Powoli oblizał wargi i przeczesał dłonią włosy, patrząc na mnie.
- Jesteś bardzo zarozumiały - Zaśmiałam się, jednocześnie kręcąc głową. Zmrużył oczy, pochylając głowę w bok.
Spojrzał na mnie, jakby nie potrafił zrozumieć słów, których wypowiedziałam - Ja? Zarozumiały?
- Tak, panie Bieber. Zarozumiały może być twoim drugim imieniem - stwierdziłam jasno.
- Justin Zarozumiały Bieber, tak? - Roześmiał się, co spowodowało, że uśmiechnęłam się, a łza jednocześnie wypłynęła z mojego oka. Widzenie go szczęśliwego sprawiało, że również byłam szczęśliwa.
- Świetnie pasuje.
Zasłużył na to, aby być szczęśliwym, a ja nie mogłam powstrzymać poczucia winy. Czułam się winna poprzez wprowadzanie go w kłopoty. Powinni zabrać mnie z dala od tego miejsca zanim spotkałam Justina. Wtedy nie przydarzyłoby mu się nic złego. Przeze mnie, przeszedł poprzez piekło. Byłam idiotką, nie słuchając go. Nie powinnam opuścić domu Violet.
Zawsze robię coś nieprawidłowo. Ale ze względu na to, że nie potrafię niczego zmienić, wybrałam najlepsze wyjście z tej sytuacji. Chciałam pokazać mu jak bardzo go kocham.
- Chlo? Wszystko dobrze? - zapytał, wyrywając mnie z zamyśleń.
Uśmiechnęłam się, a następnie skinęłam głową - Tak, czuję się idealnie, dzięki tobie - Niebawem usłyszałam dzwonek telefonu należącego do Justina. Podeszłam do komody, chwytając urządzenie.
- Odbierzesz?
- Tak, odbiorę - Słodko uśmiechnęłam się, nie chcąc, aby Justin wstawał. Zasłużył na odpoczynek, powinien leżeć w łóżku i cieszyć się chwilą wolnego czasu. Posłałam mu buziaka zanim odebrałam komórkę. - Halo?
- Myślałem, że numer należy do Jaya Biebera - powiedział głębokim, chrapliwym tonem. Przełknęłam ślinę, poznając jego głos, a także akcent.
- Należy. Dlaczego dzwonisz?
Zachichotał ponuro, wywołując u mnie dreszcze - Także mówię dzień dobry, siostro - Był to Brad.
- Przestań pieprzyć! - krzyknęłam do telefonu, uzyskując uwagę Justina. - Dlaczego dzwonisz?
Moje usta zaciśnięte były w cienką linie, kiedy ułożyłam lewą dłoń na biodrze, a prawą ręką trzymałam telefon przy uchu. Miał czelność zadzwonić tutaj i zachowywać się, jakby nic się nie stało, jakby nigdy się mnie nie wyrzekł. Wyrzucenie mnie z auta i zostawienie samej na środku ulicy było niczym, tak? Za kogo on się, kurwa, uważał?
Z drugiej strony, był moim bratem. Moim krewnym. Westchnęłam, gdy Justin krzyknął moje imię z drugiego końca pokoju - Kochanie, z kim rozmawiasz?
Zignorowałam jego pytanie, wciąż myśląc nad całą sytuacją. Justin szybko wsunął na siebie bokserki, podchodząc do mnie. Rozejrzałam się, dostrzegając go stojącego tuż za mną i zanim uświadomiłam sobie, co ma zamiar zrobić, wyrwał telefon z mojej dłoni.
Cholera.
Justin Bieber's POV:
- Kto mówi? - zapytałem wymijająco, marszcząc brwi. Zassałem swoje wargi, niecierpliwie czekając na odpowiedź. Zacząłem kołysać się na nogach zanim usłyszałem głos.
- Brat twojej malutkiej dziewczyny - odpowiedział. Po usłyszeniu znajomego, włoskiego akcentu, mogłem stwierdzić, że był to Brad.
Nie minęło wiele czasu odkąd pobił mnie na hotelowym parkingu. Byłem nękany poprzez każdego z braci, w tym także własnego. Sprawiało mi to ból. Nie było to wyłącznie cierpienie fizyczne. Nie mogłem znieść tego, że nie byłem wystarczająco dobry dla brata mojej własnej dziewczyny. Ogólnie mówiąc, wciąż myślę, że dla każdego jestem nie wystarczająco dobry.
- Czego chcesz, Brad? - zapytałem stanowczo, kątem oka zauważając Chloe przygryzającą wargę.
- Po prostu dzwonię, aby dowiedzieć się - przerwał Brad - Chcę sprawdzić, czy wszystko u was w porządku. 
Zacisnąłem zęby, nie mając zamiaru powiedzieć mu, co naprawdę się dzieję - Jest dobrze.
Gdybym powiedział mu całą prawdę, byłbym skończony. Nie chciałem, aby odebrał mi dziewczynę, w której byłem zakochany. Chloe Romano była dla mnie całym światem. Żadna osoba nie dowie się o tym, co się tutaj wydarzyło odkąd Brad wyparł się swojej siostry i wyrzucił ją na ulice.
- Wkrótce złożę wam wizytę - Zaśmiał się do telefonu. - Nie mogę się doczekać.
- Po tym jak, kurwa, porzuciłeś siostrę na ulicy i wyrzekłeś się jej, masz czelność zadzwonić i powiedzieć, że wkrótce nas odwiedzisz? - zapytałem, niemal krzycząc przez zaciśnięte zęby, przez co Chloe stojąca na przeciwko mnie, zaczęła się trząść.
- Justin, Justin... - Chloe próbowała wyrwać telefon z mojej ręki, kiedy jednocześnie zacisnąłem dłoń mocniej. - Kochanie, proszę.
- Jakim ty jesteś bratem? - Zignorowałem zachowanie Chloe, mrużąc oczy poprzez wściekłość.
- Takim, który nie dźga nożem swojego młodszego rodzeństwa - odparł chytrze.
- Co? - Splunąłem.
- Oh tak, wiem o twoich drobnych doświadczeniach z bratem, wiem także, co zrobił - wyjaśnił z ponadto ogromnym niezadowoleniem. - Nie mów, jak mam traktować swoją młodszą siostrę, kiedy twój brat traktuje cię gorzej niż gówno!
- Mama i tata byliby tobą rozczarowani. Pieprzona porażka. Nie potrafisz niczego zrobić dobrze. Marnujesz miejsce - krzyczał Damien, stojąc nade mną, kiedy kaszląc, próbowałem podnieść się z podłogi. Nie było tutaj nikogo, kto mógłby mi pomóc. Zostałem sam, czując rozrywający ból.
- Co zrobiłbyś, gdyby mnie nie było, Jay? Musiałem przejechać całą Amerykę, aby dowiedzieć się, że była z tobą przez cały czas? Nawet nie dzwoniłeś do mnie, aby zobaczyć jak się czuję! Nie miałeś telefonu? - Kopnął mnie ponownie, tym razem w nogę. Wierciłem się na podłodze, usiłując stanąć na nogi. Nie miało to sensu. - Teraz wstań z tej pieprzonej podłogi, znajdź tą sukę i ją zabij, albo będziesz martwy! - krzyknął, rzucając broń obok mnie.
Wszystkie wspomnienia przewijały się poprzez moją głowę. Cierpienie, frustracja, męka...były to rzeczy, które przeszedłem przez mojego własnego brata...mojego krewnego. Nie miałem wyboru, musiałem przyznać Bradowi rację.
- Wiesz co? - mruknąłem do telefonu. - Masz rację.
Chloe Romano's POV: 
- Proszę, nie zapędzaj się, Brad - Wyrwałam telefon z ręki Justina, mogąc ponownie rozmawiać ze swoim bratem.
- Nie musisz bronić jego marnego tyłka po tym wszystkim, co zrobił! - wykrzyczał, przez co dźwięk kilkakrotnie odbił się w moich uszach.
- Brad... - Zaczerpnęłam powietrza. Nie miałam pojęcia, że wstrzymałam oddech.
- Nie potrzebuję jego rad o tym jak traktować młodszą siostrę - odparł drżącym głosem. Mogłabym niemal powiedzieć, że aktualnie znajdowały się w nim wszystkie rodzaje emocji.
- Chociaż pozwól mi wytłumaczyć, Brad - Pociągnęłam nosem. - Proszę.
- Chciałbym usłyszeć cię osobiście. Do zobaczenia wkrótce - Rozłączył się.
Wkrótce?
Co w ogóle oznacza "wkrótce"? Każdy z nas posiadał własną definicję "wkrótce". Niektórzy ludzie definiują to słowo jako szybko, a niektórzy zbyt późno. Nigdy nie rozumiałam sensu tego słowa. Ogólnie mówiąc, było to mylące, a ja nie byłam gotowa, aby wkrótce zobaczyć Brada, cokolwiek to oznacza.
Odłożyłam telefon, ustawiając się obok Justina - Idź się położyć - wyszeptałam, starając się zachować spokój między nami. - Pójdę zrobić ci śniadanie - mruknęłam przed odejściem. Nagle poczułam ciepłą, mocno chwytającą mnie dłoń.
- Nigdzie nie idziesz, dopóki nie powiesz, co ci powiedział - wychrypiał Justin, przysuwając moje ciało do swojego.
- Nieważne - Potrząsnęłam głową. - Daj spokój.
Zmarszczył brwi - Wyglądasz na przejętą przez to, co usłyszałaś.
- Nie jestem, dobra? - syknęłam, starając uwolnić się z jego napiętego uścisku. - Chciałam zrobić ci śniadanie, więc puść mnie!
- Idziesz robić śniadanie bez bielizny? - Uśmiechnął się, spoglądając na mnie.
Wywróciłam oczami i wyrywając rękę z jego uścisku, skierowałam się do drzwi.
- Mogłabyś powiedzieć mi, co się stało - zasugerował, kiedy odwróciłam się w jego stronę, zaczynając go słuchać. - Nie chcę, aby cię to dręczyło. 
- Dlaczego tak bardzo przejmujesz się tym, co powiedział? - Przeniosłam wzrok w dół, wpatrując się w podłogę. - Mój brat, moja sprawa.
- Jest w drodze, prawda? - zapytał, zaciskając szczękę. 
Zawahałam się zanim przyznałam mu rację. - Będzie tutaj wkrótce. 
- Pieprzony dupek - Justin zbliżył się do szafki, w wściekłości przeglądając wszystkie ubrania.
- Justin, mógłbyś wziąć prysznic? - wrzasnęłam. - Zrobię śniadanie.
- Nie chcę go widzieć ani słuchać jego pieprzenia - splunął, a jego głos został stłumiony poprzez tkaninę jego ciuchów.
- Śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia - wyszeptałam.
- Gdzie są moje pieprzone spodnie - jęknął, wciąż przeglądając szafę. Rzuciłam się na niego, popychając go w stronę łóżka.
- Albo się położysz albo weźmiesz prysznic. Odpocznij. Właśnie wyszedłeś z cholernego szpitala. Uspokój, kurwa, się. - syknęłam i ponownie popchnęłam go na łóżko, wybiegając z pokoju. Zeszłam na dół, wyciągając patelnie spod blatu i ustawiając ją na kuchence. 
Z lodówki wyjęłam jajka, a także bekon, uruchomiając kuchenkę. Czekałam aż patelnia się nagrzeje, a jedyną rzeczą przepływającą przez mój umysł był Brad, który wkrótce miał nas odwiedzić.
- Swobodnie chodzisz po domu, będąc ubrana w ten sposób? - Zmierzył moje ciało wzrokiem, jakbym była kawałkiem śmiecia z ulicy. Miałam na sobie bieliznę i t-shirt Justina. Był to mój codzienny strój. Justin na pewno nie miał z tym problemu, lecz dla Brada był to najwyraźniej niestosowny ubiór. 
- W jaki sposób? - zapytałam, w zdezorientowaniu spuszczając głowę w dół. Osunęłam się, pocierając ramię. Przerwałam tą czynność i umieściłam kosmyk włosów za uchem, a następnie wznowiłam pocieranie ręki.
- Chloe, nie udawaj głupiej. Co ty, kurwa, masz na sobie? - zapytał szorstko Brad. Nie udzieliłam odpowiedzi. - Więc, również pieprzyliście się za moimi plecami?
*
- Dlaczego mi to robisz, Brad? - Podeszłam do własnego łóżka, kładąc się na jego wierzchu.  Przeniosłam wzrok na Brada leżącego na łóżku, a także piszącego na swoim czarnym iPhonie. Nie w porządku jest to,  że on mógł być właścicielem telefonu, a ja nie.
- Bo wiem co jest dla ciebie najlepsze - Kontynuował pisanie wiadomości w telefonie. - Czy ten gówniarz Bieber cię dotknął? - Zerknął na mnie.
- Nie...był dla mnie bardzo miły, naprawdę - wymamrotałam. Posiadaliśmy za sobą kilka ostrych sytuacji, lecz Justin robił wszystko, aby sprawić, żebym była bezpieczna. 
- Nie zrobił na mnie dobrego wrażenia - Pokręcił głową.
- Może dlatego, że jestem jego najlepszą przyjaciółką, a on nie chce mnie stracić, Brad! - wykrzyczałam przez cały pokój, chcąc, aby odłożył telefon.
- Najlepsza przyjaciółka, gówno prawda - stwierdził, niedbale przeszukując komórkę.
Krew wrzała we mnie, kiedy przypominałam sobie jedne z najbardziej traumatycznych przeżyć w moim życiu. Przydarzyło mi się tyle gówien, a ten rozdział był najbardziej denerwującym. Brad był dla mnie wszystkim i cieszyłam się, ponieważ miałam takiego brata. Czasami, wszystko chrzani, lecz nikt z nas nie urodził się doskonałym. Nigdy wcześniej nie mogłam znaleźć definicji słowa prawdziwa perfekcja aż do teraz - A uwierzcie, nie byłam perfekcjonistką. 
Wszystkim czego pragnę jest zgoda Justina i Brada. Chciałam pokoju pomiędzy nimi dwoma. Rozumiem powód, dla którego się nie lubią, ale oboje byli dla mnie całym światem. Najtrudniejszą rzeczą na świecie jest odrzucenie miłości twojego życia poprzez twoich krewnych. Nie mogłam nic poradzić na to, że się zakochałam. Nie mogłam kontrolować swoich uczuć. Wierzcie mi, gdybym mogła, chciałabym.
Umieściłam boczek i jajka na talerzu, wyłączając kuchenkę. Włożyłam patelnię do zlewu, aby ją namoczyć, a następnie zabrałam na górę tacę i otworzyłam drzwi, dostrzegając Justina leżącego w łóżku, tak jak mu kazałam.
- Spróbuj - Zmusiłam się do uśmiech, kładąc tacę na jego nogach.
- Nie będziesz jeść? - zapytał, będąc zaniepokojony.
- Naprawdę nie mam apetytu - Pokręciłam głową, spoglądając na talerz z jedzeniem.
- Musisz coś zjeść.
- Nie, nie jestem w nastroju.
- Denerwujesz się, kochanie? - zapytał, jednocześnie głaszcząc dłonią moją prawą nogę.
- Tak, trochę - mruknęłam. - Po prostu, nie jest to mój najlepszy dzień.
Zaczęłam bawić się palcami, obserwując Justina jedzącego swój posiłek. Sposób w jaki przeżuwał jedzenie należał do najsłodszych rzeczy na świecie. Mimo, że pomyślenie o tym było dziwne, jestem z tego dumna. Był cały mój.
Skończył jeść śniadanie, umieszczając pocałunek na moim policzku - Smakowało wyśmienicie. Dziękuję, kochanie - powiedział, a ja wymusiłam uśmiech. - Twój nastrój mnie dobija.
- Nie jestem gotowa, aby ponownie go zobaczyć. Po tym wszystkim. Choć wiem, że muszę się z nim pogodzić - Westchnęłam.  - Został mi tylko on. I jakoś mi go brakuję-tego starego go.
- Starego? - Justin uniósł brew, odkładając pusty talerz na stolik.
- Wraz z Bradem - przerwałam, patrząc na Justina wypuszczającego z siebie krótkie ziewnięcie. - Cóż, nie był doskonały, ale był dla mnie dobry. Poświęcił dla mnie tak wiele.
- To rodzaj brata, na którego zasługujesz - Justin skinął głową i klepnął miejsce obok siebie, sygnalizując, abym położyła się obok niego. Zrobiłam to co mi kazał, pozwalając mu owinąć rękę wokół swojej szyi. 
- Chcę ciebie i go - powiedziałam, wpatrując się w sufit - A jak na razie, mogę wybrać to lub to. Albo mam ciebie i nie mam go...albo nie mam ciebie i mam starego brata.
- Bardzo cię kocham, Chloe - przerwał. - Ale to mnie rani.
- Dlaczego?
- Zepsułem perfekcyjną rodzinę - wymamrotał i zdjął rękę z mojej szyi, kładąc ją na szczycie mojej dłoni.
Zachichotałam ponuro. - Nigdy nie byliśmy idealną rodziną. Nawet kiedy nasi rodzice żyli - Pokręciłam głową. - Tak czy inaczej, przepraszam, że kiedykolwiek o tym wspomniałam.
- Nie chciałem zabrać cię twojej rodzinie, kochanie.
- Nic nie szkodzi. Wybrałam bycie z tobą zamiast z Bradem - Na moje usta wkradł się niewinny uśmiech. - Według niego, nie jestem już jego siostrą. Nie mam rodziny.

- Witaj w klubie.
- Kocham cię, Justin - Odwróciłam swoje ciało w jego stronę, patrząc mu w oczy. Chciałam, aby miał pewność, że mówię prawdę. - Wiesz o tym?
- Ja ciebie też kocham, Chloe - Musnął moje usta.
- Nie mam pojęcia czego spodziewać się po przyjeździe Brada.
- Wiem jedno. Nie pozwolę mu cię zabrać - Owinął rękę wokół mojej talii.
- Obiecaj mi, Justin - nakazałam stanowczo.
- Obiecuję, Chloe - zapewnił mnie. Dostrzegłam, że z wolna zaczął przysypiać.
Trąciłam jego szczękę nosem. - Justin.
Trzymał oczy zamknięte, lecz oblizał wargi poprzez zadowolenie - Co?
- Weźmy prysznic. Nasz zapach przypomina seks - Umieściłam rękę na jego klatce piersiowej, rumieniąc się.
Łagodnie się zaśmiał. - Mówisz, jakby było to złe - Usiadł powoli, trzymając dłoń na swoim rannym tułowiu. Wyczułam moje łamiące się serce, kiedy przeniosłam wzrok na niego, poczuwając obrzydzenie. Nie miałam pojęcia, jak można zrobić coś takiego własnemu bratu. Choć mimo to, Justin zabiłby Damiena, gdyby tylko on się nie bronił. Pokręciłam głową, nie chcąc przerywać relaksu i szczęścia, którego doznałam, kiedy wydawało się, że zapomniałam o kilku ostatnich wydarzeniach. 
Wstaliśmy i trzymając się za ręce, przeznaczyliśmy czas na drogę do łazienki. Weszłam pierwsza i odkręciłam wodę, upewniając się, aby była w idealnej temperaturze, niezbyt gorąca, ale także niezbyt zimna.
Poczułam za sobą ciepło i twardość ciała Justina, kiedy woda zaczęła oblewać nas z góry. Odwracając się do niego, przyciągnęłam go do namiętnego pocałunku. Owinęłam swoje ręce wokół jego szyi, a on umieścił swoje dłonie na mojej tali, przysuwając mnie bliżej siebie.
Wreszcie odsunęłam się, szepcząc w jego wargi. - Pozwól mi cię umyć.
Przełknął ślinę i skinął głową.
Sięgnęłam za niego, a następnie chwyciłam gąbkę, a także męski żel pod prysznic Justina, zabierając się do pracy.
Przesunęłam gąbkę wzdłuż jego umięśnionych ramion, które napięły się w odpowiedzi na moje czyny. Justin wypuścił z siebie westchnienie, które bardziej mnie zachęciło. Delikatnie szorowałam jego klatkę piersiową, upewniając się, aby nie naciskać zbyt mocno na bandaż, który opatrywał jego ranę. Przeniosłam ruchy w dół jego brzucha. Jego mięśnie stały się bardziej precyzyjne i zauważalne, kiedy głęboko zaciągnął powietrze. Przygryzłam wargę i przejechałam swoimi namydlonymi palcami wzdłuż jego v-line. 
- Chloe... - błagał bezradnie. Jego dłonie chwyciły moje plecy, przyciągając mnie bliżej.
Wyślizgnęłam się z jego uścisku i wyprostowałam się,  składając pocałunek w rogu jego ust zanim upadłam na kolana, zaczynając myć jego dolną część.
- Jezus - wyszeptał, odchylając głowę w tył.
Przejeżdżałam gąbką wzdłuż jego bioder, a następnie wyciągnęłam ręce, szorując jego pośladki. Zaczęłam zjeżdżać gąbką w dół, myjąc tył jego nóg po czym namydliłam jego kolana i uda, celowo ignorując pragnienie.
Odsunęłam się i posłałam mu uśmiech.
- Coś ominęłaś - wyszeptał.
- Ominęłam? - Przechyliłam głowę.
- Chloe, daj spokój, nie rób te- ohh - Chwyciłam swoją namydloną dłonią jego penisa, zaczynając przesuwać ją wzdłuż.
Ponownie odchylił głowę w strumień ciepłej wody, a ja obserwowałam jak krople spadały wzdłuż jego klatki piersiowej, poprzez wspaniały tors, aż w dół jego nóg. Z wolna odsunęłam swoją rękę, a Justin pochylił się, aby podarować mi całusa.
- Dziękuję, kochanie.
Uśmiechnęłam się, a następnie skinęłam głową i sięgnęłam po gąbkę leżącą za mną.
Justin stanął tuż za mną, a ja łagodnie podskoczyłam w szoku, poczuwając jego twardego penisa przy swoich pośladkach. Jego wilgotne wargi przejechały wzdłuż mojego ramienia i szyi, a następnie przycisnął je do mojego ucha, szepcząc. - Twoja kolej.
Zachowałam ciszę, czując jego ręce owijające się wokół mnie i dłonie zabierające mi gąbkę. Utrzymując swoje ciało blisko mojego, namydlił gąbkę na nowo i umieścił ją na mojej klatce piersiowej. Jego silne dłonie chwyciły moje piersi, przez co oboje jednocześnie wypuściliśmy z siebie westchnienie przyjemności.
- Tak cholernie piękna - wyszeptał zanim kontynuował prowadzenie gąbki przez moje zaokrąglenia, brzuch, również je masując. Po skończeniu szorowania dolnej części mojego brzucha, talii, ud i nóg, Justin umieścił moje włosy na jednym ramieniu, zaczynając myć moje plecy.
Po spłukaniu, zwyczajnie staliśmy pod strumieniami wody, a Justin masował moje ramiona swoimi doświadczonymi palcami.
Wypuściłam z siebie delikatny jęk, wyczuwając za sobą uwiązany oddech Justina - Jezus Chrystus, nie wydawaj tych dźwięków, kochanie
Odwróciłam się do niego z szerokim uśmiechem i stanęłam na palcach, aby złożyć pocałunek na jego ustach. Przeczesał dłonią moje włosy, a ja zerknęłam wzdłuż jego ciała w zachwycie dopóki nie zatrzymałam wzroku na przemoczonym bandażu.
- Powinniśmy go zmienić - szepnęłam, a następnie przekręciłam prysznicowe gałki, pomagając mu wyjść z kabiny. Wytarliśmy się nawzajem, a następnie wróciliśmy do sypialni. Położył się, a ja poszłam do łazienki, aby wziąć czysty bandaż przed powrotem.
Wspięłam się na łóżko, będąc naga tak jak on i ściągnęłam mokry bandaż z jego ciała, wyrzucając go do śmieci. Wzięłam głęboki oddech, starając się ignorować ranę i oczyścić nadmiar krwi wokół niej. Czułam na sobie wzrok Justina, kiedy wykonywałam te czynności.
- Proszę bardzo - Uśmiechnęłam się i uniosłam wzrok, aby spojrzeć mu w oczy.
Usiadł i pochylił się, całując mnie łagodnie - Dziękuję, malutka - To, co zaczęło się niewinnym pocałunkiem, przerodziło się w obściskiwanie z użyciem języka i wydobywających się głośnych jęków. 
Poczułam go mocno przy swoich udach. Chwyciłam jego penisa, zaczynając delikatnie głaskać całą jego długość. Westchnął w moje usta i złapał moją twarz, wciąż całując moje usta.
Odsunęłam się i zaczęłam całować jego szyję, a także klatkę piersiową, będąc bliżej swojej nagrody. Składając otwarte pocałunki wzdłuż jego brzucha, wzdrygnęłam się, kiedy wydobył głęboki dźwięk ze swojego gardła.
Trzymając dół jego trzonka, pochyliłam się, a następnie pocałowałam czubek jego penisa zanim zaczęłam powoli lizać go od podstawy, a następnie w górę.
Justin jęknął. - Nie drażnij się ze mną, Chlo.
Powoli włożyłam główkę jego penisa w swoje usta i jęknęłam, gdy poczułam jego smak. Jego skóra była taka ciepła i delikatna, ale mimo to wciąż był twardy jak z tytanu. Natychmiast zaczęłam go ssać w spokojnym tempie, jednocześnie wykonując dłonią ruchy w górę i w dół w miejscach, które były poza zasięgiem moich ust.
Justin jęknął i wygiął plecy w łuk tuż nade mną, powodując lekkie drżenie w dolnej części mojego brzucha, co sprawiło, że w przeciągu sekundy byłam mokra.
Wyciągnęłam go i przesunęłam językiem po jego silnie pulsujących żyłach. Justin złapał mnie za włosy i poruszył nieznacznie biodrami, bym znów wsadziła jego penisa do ust.
Wsunęłam go ponownie do ust, tym razem głębiej dopóki nie poczułam go w swoim gardle i trzymałam go tam przez chwilę. Spojrzałam na lekko drżącego Justina, dyszącego jakby właśnie przebiegł maraton.
- Chodź tu, kochanie, muszę cię poczuć - wydyszał, podnosząc się do pozycji siedzącej, a ja nie miałam zamiaru się skarżyć. Szybko usiadłam i przewróciłam się na łóżko, pozwalając Justinowi wspiąć się nade mną. Pochylając się, pocałował mnie z siłą i przy pomocy jednej ręki, przesunął główką swojego penisa po mojej łechtaczce, co sprawiło, że zaczerpnęłam gwałtownie powietrze i wygięłam plecy w łuk. Chłopak wsunął rękę pod moje plecy i pochylił się nade mną składając mokre pocałunki wzdłuż moich piersi i na sutkach.
- Tak bardzo cię pragnę - wychrypiał w moje usta, wciąż nieskończenie błądząc główką penisa po mojej łechtaczce, zataczając na niej boleśnie powolne kółka.
- Bierz mnie - ponownie wzięłam głęboki oddech, podnosząc swoje biodra, by go spotkać. - Proszę, Justin.
Nie wypowiadając nic, gwałtownie we mnie wszedł i zaczął poruszać biodrami w drżącym, wolnym tempie. Przywarł do moich ust, jakby połykając moje jęki, które próbowały  się ze mnie wydostać.
- Owiń swoje nogi wokół mnie, kochanie - rozkazał, a ja zrobiłam tak, jak powiedział. Wszedł we mnie głębiej i usiadł na swoich kolanach, otaczając nimi moje biodra. Justin nie ostrzegając mnie, zaczął wykonywać mocniejsze ruchy biodrami.
Zaczerpnęłam powietrza i odchyliłam głowę do tyłu.
- Justin, o mój Boże!
Podniosłam się na łokciach i zacisnęłam dłonie na prześcieradle, patrząc się na niego w strachu. Z jego gardła wydobył się pomruk, a ja patrzyłam na pot spływający po jego klatce piersiowej i brzuchu. Jego brzuch zaciskał się i rozluźniał z każdym mocnym, szybkim pchnięciem.
Jego palce zacisnęły się na mojej talii, i jeśli to było możliwe, jego tempo wzrosło.
- Jesteś tak dobra, Chloe - wydyszał. - Jesteś tak cholernie wspaniała, kochanie.
Odrzuciłam głowę do tyłu, gdy moje ciało było coraz bardziej rozpalone. Przyciągnęłam nogami Justina bliżej siebie. Chwyciłam jego przedramienia, by go wesprzeć, gdy nagle stałam się bezsilna.
- Nie przestawaj - błagałam, niemal bezgłośnie, przymykając oczy i skupiając się na silnej przyjemności, którą Justin dawał mojemu ciału.
- Jestem już blisko - wymamrotałam. Justin się nachylił, przykładając swoją twarz do mojej szyi, a jego ruchy biodrami były wolniejsze.
- Ja też, kotku - wszedł we mnie tak głęboko, jak to możliwe, przepychając moje granice zanim wyciągnął całkowicie  swojego penisa. Kontynuował  to przez moment, a następnie powrócił do przyspieszania swojego tempa. Przyciągnęłam do siebie Justina i pocałowałam go dziko w usta, próbując uciszyć moje krzyki, spowodowane przyjemnością, którą dawał mi mój chłopak.
- Dalej, Chloe - wyszeptał.
- Tak, kochanie, tak! - moje ściany się zacisnęły wokół jego penisa, a ja wciągnęłam głęboko powietrze, drżąc od uczucia orgazmu, które przejęło moje ciało. Podniosłam swoje biodra do góry, by jeszcze bardziej poczuć to szalenie niesamowite uczucie.
Ręce Justina były oparte po obu stronach mojej głowy na poduszce, mając je zaciśnięte z pięści. Na twarzy miał wymalowane kompletne uczucie rozkoszy i błogości.
- Chloe, - powiedział monotonnie, i zanim zdążyłam się zorientować, był we mnie głębiej.
Dyszeliśmy sobie w usta przez chwilę, po czym Justin musnął lekko moje usta swoimi, tak że ledwo mogłam to poczuć.
- Justin... - wyszeptałam, a Justin kontynuował wchodzenie we mnie, zanim ze mnie wyszedł. Otoczyłam rękoma jego ramiona, a on moją talię, trzymając mnie blisko swojego twardego, rozgrzanego ciała.
Przewrócił się na swoją stronę i po prostu leżeliśmy wtuleni w siebie, gdy Justin obdarzył moją twarz najdelikatniejszymi pocałunkami.
- Tak bardzo cię kocham - wymamrotał, głaszcząc moje włosy.
- Ja ciebie bardziej - powiedziałam tak, by było słychać siłę moich uczuć. Schowałam swoją twarz w jego szyi, chcąc, potrzebując jego bliskości.
- Powinnaś się ubrać - Justin wyszeptał mi do ucha bez tchu. - Nie chciałabyś wkurzyć za bardzo swojego brata. - zachichotał. Miał rację.
Wyszłam z łóżka z krzyżowanymi rękoma na piersiach, udając się do mojej torby, by znaleźć kilka ubrań, które mogłabym założyć. Justin również poszedł do swojej garderoby.
Zaczęłam mieć mieszane uczucia, co do przyjazdu Brada, gdy chwilę później nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Moje serce zatonęło - cholera. On tu jest.
- Nie otwieraj - powiedział nagle Justin. - Ja pójdę. - zbiegł na dół, a ja zdecydowałam za nim podążyć. To nie wydawało się trudnym zadaniem. Za kilka sekund znów ujrzę swojego brata.
- Bieber. - Brad uśmiechnął się chytrze, gdy Justin otworzył mu drzwi. Ja pierdolę. Wciągnęłam powietrze, próbując się uspokoić. Po naszej cudownej nocy, rzeczywistość zapukała do domu.
- Romano. - Justin stwierdził ponuro, chowając ręce do kieszeni swoich spodni. Uważnie ich obserwowałam.
Myśląc, że to odpowiednia pora, by się ukazać, wyszłam zza ściany spoglądając na Brada.
- Cześć - powiedziałam cicho, posyłając mu słaby uśmiech, ponieważ nie myślałam, co jeszcze mogę powiedzieć.
Brad odchrząknął.
- Cześć. Twoje ubrania dzisiaj ładnie wyglądają - uśmiechnął się, lecz jego uśmiechu nie odzwierciedlało spojrzenie.
- Dziękuję. - powiedziałam po prostu.
- Possiamo ottenere questo pezzo di merda fuori dalla stanza? - powiedział Brad, uśmiechając się głupawo.
Czy to gówno może wyjść z tego pokoju? - oto moje tłumaczenie.
Zmrużyłam oczy. Co on próbował zrobić?
- Po angielsku, proszę. - wyszeptałam, nie mogąc mówić głośniej.
- Znasz włoski, Chloe - warknął.
- Odpowiedź brzmi nie, on zostanie - odburknęłam, próbując brzmieć jak najwiarygodniej. Spojrzał się na mnie z pustym wyrazem twarzy. Następnie obrócił się w stronę Justina.
- Spójrz, Bieber. Nie jestem tu, aby cokolwiek wzburzać - stwierdził Brad. Oczywiście, że nie. 
- Więc, dlaczego tu jesteś? - zapytał Justin.
- Zaufasz mi na tyle, bym mógł spędzić czas ze swoją siostrą? - zapytał Brad i przechylając głowę, uśmiechnął się głupio. O, nie.
- Nie jest już twoją siostrą, pamiętasz?
- Justin... - mój głos ucichł. Patrzyłam na niego w szoku, jak zamurowana. Zamrugałam, po czym odnalazłam w sobie głos. - Proszę, przestań.
- Nie ufam ci. - powiedział Justin do Brada. Bez emocji w jego głosie, niczego.
- Justin, proszę, pozwól mi go wysłuchać. - wyszeptałam, biorąc jego brodę w swoje dłonie i patrząc mu prosto w oczy.
Staliśmy tak przez chwilę w ciszy, a Justin badał mój wzrok, myśląc o moich słowach wcześniej wypowiedzianych. Odwrócił się z powrotem do Brada, który wyglądał na rozbawionego nami obojga. Justin obrócił się dookoła i przerwał ciszę.
- Muszę z tobą porozmawiać - otworzyłam usta, by dać mu odpowiedź, ale Justin nie wyprzedził. - Na osobności.
Pokiwałam głową.
- Oczywiście.
Justin trzymał mnie za rękę gdy szliśmy przez salon aż doszliśmy do schodów. Weszliśmy na górę, a Justin otworzył drzwi, gdy dotarliśmy na górę, biorąc krok do przodu. Nie marnując ani sekundy, otworzył usta.
- Posłuchaj, Chloe, mam złe przeczucia co do tego, nie ufam mu--
Podniosłam rękę, by go uciszyć. - Justin, uspokój się. Jest moim bratem, moją krwią. Nie zraniłby mnie.
- Za późno... - wymamrotał.
- Po prostu posłuchajmy, co ma do powiedzenia. Nie przesadzaj.
Justin miał zamiar coś powiedzieć, lecz ja znowu zaczęłam mówić.
- Chcę, abyś się uspokoił - wzięłam go za ręce. - Tak bardzo cię kocham. Proszę, tylko uspokój się. Nie stresuj siebie samego.
- Jak mam się uspokoić, gdy on się, kurwa, ciebie wyparł, a teraz przyjeżdza do ciebie z wizytą w jakimś pustkowiu? Kurwa, Chloe. Bóg wie, co on ma zamiar zrobić.
- Co mógłby zrobić?
- Zabrać mi cię... - wyszeptał, brzmiąc panicznie i tak, jakby się dławił, wszystko na raz.
- Justin, spójrz na mnie. - wzięłam jego twarz w swoje dłonie. - Nikt ci mnie nie zabierze. Jestem twoja. - uśmiechnęłam się ciepło. - Nic tego nie zmieni.
Westchnął.
- Nie chcę, żeby ci się coś stało. Ty raniona po raz kolejny... Ta myśl przyprawia mnie o ciarki. - urwał, biorąc głęboki oddech. - Kocham cię, Chloe. Zrobię wszystko co w mojej mocy, by cię ochronić. Wiesz o tym, prawda? Nie mogę sobie wyobrazić życia bez ciebie - złożył delikatny pocałunek na moich ustach. - Brzmię, jak cholerna pizda - zaśmiał się lekko.
- Hej - uderzyłam go lekko w ramię. - Po prostu się o mnie martwisz. To normalne i... Ja też cię kocham, Justin. Tak bardzo. Ale musisz się uspokoić i wysłuchać go, cokolwiek ma do powiedzenia. Jest moim bratem, pamiętaj. Zawsze będzie.
- Tak, tak jestem spokojny - posłał mi słaby uśmiech. - Ale obiecaj mi coś... - poważnie na mnie spojrzał.
Uniosłam brew.
- Jasne, o co chodzi?
- Obiecaj mi, że mnie nigdy nie opuścisz. Obiecaj mi to, Chloe - ujął moją dłoń, patrząc mi w oczy. To mi łamało serce, jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, że go zostawię. Nigdzie się nie wybierałam. - Myśl o tobie, zostawiającej mnie jest bolesna.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Obiecuję.
- Powiedz to.
- Powiedzieć co? - powiedziałam oniemiała.
- Nie graj ze mną, Chloe. Powiedz to. - ostrzegł.
- Obiecuję, że cię nigdy nie opuszczę. - przechyliłam się i go pocałowałam. - Ti amo così tanto. - odsunęłam się bez tchu.
- Hmm, nie wiem co powiedziałaś, ale to brzmi seksownie - O, chłopaku. moje serce przyspieszyło, następnie zaczęło uderzać, powodując gorąco przebiegające po całym moim ciele. To, co on ze mną wyprawiał.
Zachichotałam.
- Powiedziałam, tak bardzo cię kocham.
Próbował to powiedzieć, testując to.
- Ti amo... così tanto? - sprawił, że to zabrzmiało jak pytanie. Następnie wziął moje dłonie i pocałował każdego z moich kłykci. Jezu, czemu on jest taki kochany?
- Tak, dokładnie tak - pocałowałam go, gdy mnie przytulił.
Zaśmiałam się lekko.
- Uwielbiam, jak mnie przytulasz.
- Cóż, w takim razie może powinienem przytulać cię częściej - uśmiechnął się słodko, zakładając kosmyk moich włosów za moje ucho.
- Powinieneś. Teraz zejdźmy na dół do Brada, zanim zrobi coś głupiego.
- Zabiję go, jeśli czegoś dotknie. - Justin warknął, zmuszając mnie do przewrócenia oczami. Typowy Justin.
- Justin, naprawdę. Zachowuj się.
Dotarliśmy do salonu, gdzie Brad już siedział wygodnie na kanapie, przeskakując między kanałami na telewizorze.
- Moje dwie ulubione osoby! - powiedział sarkastycznie, podnosząc się do pozycji stojącej.
- Przestań pieprzyć. Czego chcesz? - zapytał agresywnie Justin.
- Pozwól mi się tym zająć. - odepchnęłam Justina do tyłu. - Więc, czego chcesz? - westchnęłam z ulgą.
- Zadałem to samo pytanie. - Justin powiedział z tyłu.
- Tak, ale ja zapytałam grzeczniej. Ty brzmiałeś, jakbyś chciał mu wyrwać głowę. - mruknęłam ponuro.
- Cóż...
- Nawet o tym nie myśl - ostrzegłam go, nie chcąc słyszeć z jego ust nic więcej.
- Wy dwoje, skończyliście? - Brad zapytał rozbawiony, przeszkadzając nam. Oboje na niego spojrzeliśmy, a ja pokiwałam głową, gdy Justin wydawał się być cicho.
- Chciałem tylko zapytać, czy moja mała siostrzyczka chciałaby zjeść ze mną lunch, zanim opuszczę Stratford. Czy to zbyt wiele?
- Tak.-oznajmił Justin, a jego spojrzenie sugestywnie pociemniało.
- Nie. - ścisnęłam jego rękę, sygnalizując mu,by się zamknął. - Chcesz mnie zabrać gdzieś na miasto? - zapytałam, kompletnie przytłoczona jego pytaniem.
Brad przytaknął.
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać o kilku sprawach i nie chcę wyjeżdżać ze Stratford przed spędzeniem trochę czasu z moją małą siostrzyczką. Moglibyśmy zjeść razem lunch.
- Myślałam, że mnie nienawidzisz... - wymamrotałam.
Brad westchnął.
- Wiesz, że możesz być denerwująca, uparta i nie przestrzegałaś moich zasad, ale... - stanął o krok bliżej nas. - Jesteś moją siostrą. Nie potrafię cię nienawidzić, nawet gdybym próbował.
Zaczerpnęłam dużą, cenną ilość powietrza do płuc.
- W porządku.
- W porządku? - zapytał Brad, marszcząc brwi.
- Z przyjemnością zjem z tobą lunch. - uśmiechnęłam się, po czym poczułam Justina ściskającego moją dłoń od tyłu, obracając mnie w swoją stronę.
Stanęłam z nim twarzą w twarz, już wiedząc, co będzie następnie.
- Justin, proszę. To tylko lunch. Nie musisz się martwić.
Zacisnął szczękę.
- Wiesz, co o nim myślę.
- Będę z powrotem zanim się obejrzysz - pocałowałam go słodko, otaczając rękoma jego szyję. - Kocham cię.
- Ja ciebie też, kochanie. Dbaj o siebie.
Biorąc swoją torebkę, udałam się z Bradem w kierunku drzwi, podczas gdy Justin obserwował każdy mój ruch. Spojrzałam na niego, smutno się uśmiechając. Nienawidziłam zostawiać go samego, gdybym mogła zabrałabym go ze sobą. Ale oczywiście Brad, by się na to nie zgodził. Nie sądzę, by Brad kiedykolwiek zrozumiał jak bardzo mi zależy na tym chłopaku. Powiedziałam bezgłośne "kocham cię", po czym opuściłam dom.
Wchodząc do samochodu Brada, poczułam lekki dyskomfort, ponieważ byłam z nim w samochodzie sam na sam. Ostatnim razem sprawił, że poczułam się bezwartościowa  niechciana, głupia - te wszystkie rzeczy były najgorszym ubóstwem.
Zapięłam pasy, skomląc do siebie. Miałam pustkę w głowie. Dźwięk moich toreb wrzucanych przez Brada na tylne siedzenie, dobiegł do moich uszu, a następnie usłyszałam odgłos zamykanych drzwi. Opadł na siedzenie kierowcy, zamykając drzwi i odpalając samochód. Pochyliłam głowę w dół  nie mając nic innego do zrobienia, prócz płakania z powodu piekła, którym stało się moje życie w przeciągu zaledwie kilku sekund. Dlaczego to się dzieje?
- Przynosisz tylko, kurwa, wstyd. Jak teraz siebie widzisz? Płacząc za bezwartościowym kawałkiem gówna, takim jak on? On ciebie nie kocha, Chloe. Byłaś dla niego bezużytecznym śmieciem. Hej, popatrzyłabyś na to tak? Ten chuj właśnie sobie
poszedł. - zachichotał, wyjeżdżając z teraz pustego podjazdu. Brad zaczął odjeżdżać. Wzięłam głęboki oddech, otwierając usta w obronie.
- On cię nie kocha - och, jak bardzo się mylił. Pomyślałam o mojej wcześniejszej rozmowie z Justinem, kiedy powiedziałam mu, że tęsknię za starym Bradem. Zdałam sobie sprawę, jak prawdziwie trudne to było zobaczyć kogoś, kogo kochasz zmieniającego się na twoich oczach. To było nie tylko straszne, to mnie równie dobrze zbiło z równowagi. A Brad się zmienił po śmierci moich rodziców.
- Nie zamierzam nic z tobą zrobić i lepiej żebyś wiedziała, że mama i tata również by tego nie chcieli. Nie znieważyłaś tylko mnie.Znieważyłaś też swoich rodziców. Jestem przekonany, że są tak samo zniesmaczeni jak ja jestem w tej chwili. Jesteś bezwartościowa dla całej swojej rodziny. Zrujnowałaś wszystko. Mam nadzieję, że będziesz to pamiętała każdego pieprzonego dnia! - walnął pięścią w deskę rozdzielczą, powodując u mnie niekontrolowany szloch. Zaczęłam źle oddychać, mój mózg próbował przetworzyć słowa mojego brata, które do mnie wypowiedział.
- Brad, p-proszę, przestań. Nie wiesz, co d-do mnie mówisz - wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić. W rzeczywistości nie mogłam. To, co mówił nie mogło być prawdą.
- Doskonale, kurwa, wiem, co mówię i jeśli chcesz wciąż żyć tym żałosnym życiem, bądź moim pieprzonym gościem. Nie wiem dlaczego zadałem sobie tyle trudu, by uratować twój bezużyteczny tyłek. Nie jesteś nawet tego warta. Zatrzymam samochód i pozwolę ci wrócić do tego, co do cholery robiłaś. Tylko nie mieszaj mnie w to i nie dzwoń do mnie kiedy mnie najbardziej potrzebujesz, tylko po to by potem kopnąć mnie w dupę. - warknął, zatrzymując samochód na środku dzielnicy, przez którą jechał. Chwycił moje rzeczy z tyłu, rzucając je na mnie. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Wynoś się! - rozkazał mi. Postąpiłam zgodnie z jego poleceniem, wysiadając z samochodu. Spojrzałam na niego tępym wzrokiem, nie wiedząc, co zrobić. Rzuciłam swoje torby na chodnik, zastanawiając się, co powiedzieć.
Westchnęłam do siebie. Spieprzył, naprawdę spieprzył. Ale ostateczne był moim bratem, którego szczerze kochałam, pomimo wszystko. Prawdą jest, dopóki nie pozwolisz odejść, dopóki sobie nie wybaczysz, dopóki nie przebaczysz tej sprawy, dopóki nie zdasz sobie sprawy, że to się skończyło, nie możesz ruszyć na przód - wszyscy czasem popełniamy błędy, czasem robimy niewłaściwe rzeczy, rzeczy, które mają nieciekawe konsekwencje. Ale to nie znaczy, że jesteśmy źli, czy nie jesteśmy zaufanymi osobami po tym wszystkim.
- Hej, siostrzyczko. Wszystko w porządku? - zapytał Brad, przeszkadzając moim rozmyślaniom, gdy ruszył prosto ulicą.
- Er - zmarszczyłam brwi, przypominając sobie, że jestem w samochodzie razem z Bradem. Byłam zbyt pochłonięta swoimi myślami. - Tak, jest okej. Gdzie mnie zabierasz?
- Zawsze głodna informacji - uśmiechnął się. Minęło trochę czasu odkąd ostatnim razem widziałam jego uśmiech i właściwie za tym tęskniłam. - Zobaczysz.
Skinęłam głową.
- Pamiętasz, jak pobiłem tego dzieciaka, który próbował ukraść twój rower? - Brad uśmiechnął się krzywo, wypuszczając lekki chichot.
- Tak, pamiętam. Mama cię uziemiła - zaśmiałam się lekko na myśl o Bradzie i  mnie będącymi jeszcze dziećmi. - Chłopak miał potem kilka urazów.
- Nie chciałem jej powiedzieć prawdziwego powodu, dla którego walczyłem - powiedział, odwracając głowę, by na mnie spojrzeć, a następnie znów skupił się na drodze.
Kilka minut później dotarliśmy do włoskiej restauracji. Budynek wyglądał, jakby przejęła go włoska mafia. Farba odchodziła od ścian, a na szyldzie widniała włoska flaga. Wewnątrz grała orkiestra, a stoliki były nakryte obrusami w czerwoną szachownicę. Nic się nie zmieniło. Wybraliśmy stolik przy oknie, siadając naprzeciwko siebie, patrząc na kelnera, który szedł w naszą stronę,by nas powitać. Gdy zamówiliśmy napoje, Brad rzucił okiem na menu, gdy ja patrzyłam się na swoje kolana, bawiąc się palcami.
- Masz zamiar przestać? - zapytał ze zdenerwowaniem, kładąc swoją wolną rękę na moich drżących dłoniach.
- Przestać co? - zapytałam, jakby osłupiała.
- Robić tak rękami, kochanie! Naprawdę jesteś tak zdenerwowana? - zabrał swoją dłoń z moich, kładąc ją na kierownicy.
Uśmiechnęłam się na myśl o Justinie. Minęło zaledwie kilka minut odkąd wyszłam z domu, a już za nim tęskniłam. Tęsknienie za kimś i nie posiadanie możliwości, by go zobaczyć jest najgorszym uczuciem kiedykolwiek. Mówiąc sobie, że będę w stanie go zobaczyć za kilka godzin, wzięłam menu i zrobiłam dokładnie to samo,co Brad.
- Smażona pierś z kurczaka z oliwą z oliwek, jalapenos, świeżą kolendrą i czarną fasolą - Brad mamrotał do siebie, zanim podniósł wzrok. - Brzmi nieźle, co?
Skinęłam głową, uśmiechając się.
- Wezmę tylko lasagnę.
Gdy otrzymaliśmy nasze napoje, Brad zamówił smażoną pierś z kurczaka z jej wszystkimi dodatkami oraz lasagnę dla mnie. Cóż mogę powiedzieć? Mam klasę.
Brad westchnął.
- Chloe, co się dzieje?
- Hm? - podniosłam wzrok.
- Słuchaj, przepraszam jeśli kiedykolwiek cię skrzywdziłem. Chciałem cię chronić. Odkąd mama i tata umarli, moim zadaniem było utrzymać cię bezpieczną. Jesteś wszystkim, co mam. - wziął łyk swojego piwa.
- Tak, często to słyszę - pomyślałam o Justinie i natychmiast za nim zatęskniłam. Mówią, że jeśli za kimś tęsknisz, ten ktoś czuje prawdopodobnie to smao, ale nie wydaje mi się, by Justin tęsknił za mną tak bardzo, jak ja za nim w tej chwili. Chciałam, by mnie objął, potrzebowałam poczuć jego skórę na mojej. Och. cholera, tak bardzo go kocham.
Znów zatraciłam się w swoich myślach, bawiąc się słomką, zanim upiłam łyk mojej coli, którą Brad zamówił zaledwie kilka minut temu.
- Nie chcę cię od niego zabrać, Chloe. Wciąż myślę, że nie jest dla ciebie odpowiedni, ale muszę go zaakceptować. - Brad odetchnął z ulgą, oczywiście wiedząc, że miałam na myśli Justina.
- Naprawdę? - uśmiechnęłam się, ignorując część, w której powiedział, że Justin nie jest dla mnie odpowiedni.
- Tak, naprawdę. Myślę, że nadszedł czas, bym się z tym pogodził,odkąd znaczy dla ciebie tak wiele.
- Tak jest - stwierdziłam jasno.
Chwycił moje ciało i przyjrzał się mu dokładnie, posyłając mi zdecydowane spojrzenie.
- Nie mów tak. Nie zdajesz sobie sprawy jak piękna, jak życzliwa, jak idealna jesteś? Każdego dnia udowadniasz mi, jakim szczęściarzem jestem mając cię w swoim życiu, jak bardzo jestem wdzięczny mając cię przy sobie - ciągnął, zdesperowany bym wiedziała jak wiele dla niego znaczę. - Nie mam pieprzonego pojęcia, czy tam na górze jest Bóg, ale jeśli jest, to wiedz że zostałaś do mnie zesłana z jakiegoś powodu. Ludzie tacy jak ty nie pojawiają się ot tak w czyimś życiu. Jesteś tu z jakiegoś powodu, Chloe. Jesteś tak bardzo wyjątkowa dla mnie i ja-.
Gwałtownie odwróciłam od niego głowę, przerywając mu.
- Przestań - wyszeptałam. Uniósł brwi w zdezorientowaniu, dlaczego zareagowałam w ten sposób.
- Justin, ja... Ja nie mogę cię zostawić. Nie mogę - miałam gulę w gardle zanim odwróciłam się tyłem do niego. Moje oczy pełne łez ukazywały każdą emocję, którą czułam.
- Rozumiem. Uszczęśliwia cię, czyż nie? - wziął kolejny łyk swojego piwa, nie zrywając kontaktu wzrokowego.
Pokiwałam głową, uśmiechając się.
- Jest niesamowity. Tylko musisz mu dać szansę.
- Tak sądzę - przełknął z trudem. - To naprawdę trudne polubić kogoś, kto przeprowadził moją siostrę przez tyle gówna. Przeszłaś piekło i z powrotem.
- To nie tak... - mój głos ucichł.
- Zależy mi na tobie, czy w ogóle rozumiesz czemu traktuję cię w ten sposób? Chciałem cię, kurwa, chronić. Chciałem dać ci normalne życie, a ty zdecydowałaś się pojechać do Stratford i ryzykować swoje życie.
- Przykro mi - urwałam. - To po prostu...
Przerwał mi.
- Wiem, wiem, rozumiem, Chloe. Chciałaś być wolna, zdałem sobie z tego sprawę. Ty wiesz, jesteś całkiem mądrą dziewczyną.
- Ale jak? - zamrugałam zdziwiona.
- Słyszałem trochę o tobie. Kłamałaś ze swoją tożsamością, nie mówiąc nikomu swojego prawdziwego imienia, by pozostać bezpieczna. To naprawdę sprytne - Brad się uśmiechnął. - Zupełnie tak jak ja.
Nie mogłam nic na to poradzić, by się nie zaśmiać.
- Nie mogłam zostawić Justina, ponieważ nikogo tu nie miałam. To nie dlatego, że na niego leciałam, po prostu chciałam pozostać żywa, a on pozwolił mi spać na kanapie i przynosił mi jedzenie - wzruszyłam ramionami.
- Jak masz na imię? Czy nie masz? - spytał, chichocząc.
- Jestem Julia Gallo, a jak ty masz na imię? - odpowiedziałam nerwowo, dosłownie przez zaciśnięte zęby. Nie mogłam uwierzyć, że miałam się zachowywać jak Hannah Montana w stosunku do tego kolesia, ale to moja jedyna szansa na przeżycie.
- Jestem Justin Bieber, ale moi przyjaciele nazywają mnie Jay.
- Mieszkanie w obcym domu oraz bycie karmionym przez nieznajomego kolesia... - Brad zastanowił się nad tym, unosząc jedną brew, patrząc na mnie obojętnie przez chwilę.
- To brzmi dziwnie, ale nie wiedziałam, co zrobić. Byłam bezsilna. Myślałam o wyjechaniu, ale nie miałam pieniędzy. Minęło kilka dni, tygodni, a ja zaczęłam lubić Justina...
Przeszkodził nam kelner, który przyniósł jedzenie. Biorąc kęsa, Brad skinął na mnie głową.
- Kontynuuj.
- Uratował mnie kilka razy przed swoim bratem i ich gangiem czy kimś tam. Nawet po tym, gdy Damien powiedział mu kim naprawdę jestem. W końcu, był tu dla mnie. Oczywiście, był zły... - mój pusty żołądek się skręcił na tę myśl. - Długa  historia, ale mogę ci powiedzieć, że szczerze go kocham. To zajęło nam chwilę, by sobie to uzmysłowić.
- Jesteś bystrą dziewczyną. Upartą, ale wciąż żyjesz i to jest cud - posłał mi krzywy uśmiech.
- Dzięki Justinowi - uśmiechnęłam się. Uratował mi życie wiele razy, a ja jestem mu winna. Żaden związek nie jest idealny. Zawsze są jakieś sposoby, które należy nagiąć do kompromisu  aby dać coś w celu uzyskania czegoś większego. Miłość, którą siebie darzymy, była większa niż te małe różnice. To jest jak duży wykres kołowy, na którym największą część zajmuje miłość w związku. Miłość może się naprawdę przydać.
- Tak bardzo go kocham, Brad.
Posłał mi smutny uśmiech, zanim westchnął.
- Co chcesz bym zrobił? Próbuję z całych sił. On wciąż mnie odpycha od siebie.
- Wy musicie porozmawiać - zaczęłam we frustracji.
- Spróbuję, gdy tylko skończymy lunch. Jeśli chce wyjść ze mną na prostą, musi przestać się zachowywać wobec mnie jak chuj.
- Jest zły - wzruszyłam ramionami.
- Co rozumiem. Praktycznie skoczyłem na gościa. - jego wzrok złagodniał. - Przepraszam cię za wszystko, Chloe. Popełniłem błąd, rozumiem to. Nie chciałem cię skrzywdzić. Cholera, jestem tylko człowiekiem. Ja też pieprzę wiele rzeczy.
- Wiem, ja też przepraszam. Przepraszam za wszystko, co ze mną przeszedłeś.
- Przeprosiny przyjęte - Brad się uśmiechnął słodko. - Jesteś taka piękna, Chlo. Wyglądasz zupełnie jak mama. Oszałamiająca, wdzięczna, inteligentna. - Brad zachichotał do siebie. - Pamiętam jak się urodziłaś, jakby to było wczoraj. Byłem taki podekscytowany, że mam cię jako moją siostrę. Każdemu cię pokazywałem.
Uśmiechnęłam się.
- Teraz rozumiem. Oczekiwałeś po mnie więcej. Nie jestem tą samą Chloe, którą zwykłam być.
- Nie mówię tego tylko dlatego, że oczekiwałem po tobie więcej. Mówię to, bo to prawda. Nie zasługiwałaś na to, by zostać wyrzucona przeze mnie z auta. Nie zasługiwałaś na to, by zostać nazwaną bezwartościową. Jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś wszystkim co mi zostało i pomyliłem się robiąc to wszystko. Kocham cię i, najważniejsze, mama i tata cię kochają, Chloe. 
- Też cię kocham, Brad. Kocham mamę i tatę... I tęsknię za nimi. - przełknęłam mocno ślinę, walcząc z chęcią rozpłakania się.
- Ja też za nimi tęsknię. Są z ciebie dumni, Chloe. Nie jesteś idealna, ale oni nie chcieli byś taka była. Moje życie byłoby nudne, gdybyś była idealna.
- To wszystko tak wiele dla mnie znaczy - uśmiechnęłam się do niego ciepło. - Dziękuję, Brad. - wyszeptałam.
- Dziękuję za poświęcenie czasu na to, by mnie wysłuchać. Teraz zjedz swoją lasagnę, siostrzyczko. Nie chcę byś jeszcze bardziej schudła. Wyglądasz jakbyś nie jadła od wieków.
Uśmiechnęłam się łagodnie i ujęłam jego dłoń.
- Dzięki za zabranie mnie tutaj.
- Nie ma za co, siostrzyczko. - urwał. - Czy ktoś nadal sprawia ci problemy. Wiem, że było wiele osób po tobie. Po prostu chcę się upewnić, że jesteś w pełni bezpieczna. - zapytał mnie Brad. - zaczęłam czuć się komfortowo, patrząc w przestrzeń. - Chlo? Proszę, bądź ze mną w pełni szczera.
- Cóż... - odchrząknęłam
- Hm? - spojrzał na mnie, kończąc swoje jedzenie.
- Obiecaj, że nie będziesz zły. - pokiwał głową, sygnalizując mi, że obiecuje. Wzięłam głęboki oddech. - To jest dla mnie naprawdę trudne, naprawdę nie chcę o tym rozmawiać...
- Po prostu mi powiedz, Chloe. Jestem twoim bratem, możesz powiedzieć mi wszy-
Zastawiając się przez sekundę, przerwałam mu, zamykając swoje oczy.
- Damien mnie zgwałcił. Uprawiał ze mną seks wbrew mojej woli.
Powiedziałam to. Wyszło na jaw.
Brad wytrzeszczył oczy, jakby nie mógł zrozumieć, co mu właśnie powiedziałam.
- Przepraszam?
- Nie każ mi mówić tego ponownie... - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, gdy łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
Brad uderzył pięścią w stół.
- Ten pieprzony gnojek.
Mogłam zobaczyć złość, która w nim narastała, co mnie piekielnie przestraszyło.
- Pożałuje wszystkiego, co ci zrobił.
Szybko wstał, ale ja go zatrzymałam.
- Brad, proszę... - natychmiast zaczęła szlochać na środka restauracji, podczas gdy ludzie się na nas patrzyli, ale w tym momencie nic mnie nie obchodziło.
- Chloe... - podszedł do mnie szybko, przytulając mnie mocno. - Tak mi przykro. Zrobił to z mojego powodu, prawda? - płakałam w jego klatkę piersiową, gdy uderzyła mnie fala wspomnień.
- Puść mnie! - krzyknęłam. Chwycił moje dłonie, przyciskając je wraz ze mną do ściany.
- Ty mała suko! - warknął, uderzając prawą stronę mojej twarzy. Zaczęłam płakać, będąc zaskoczona. - Ty i twój brat zniszczyliście wszystko i teraz zapłacisz za to, co zrobiłaś!
Mogłam to w końcu przyznać. Byłam oficjalnie zastraszana przez Damiena. Nie wiedziałam, w co się wpakowałam. Nie wiedziałam, co mnie czeka, gdy nagle uświadomiłam sobie, że nie ma Jaya. Innymi słowy, nikt nie mógł mi pomóc w sytuacji, w którą się sama wpakowałam. Musiałam sobie poradzić sama.
- Chciał zemsty. - wyszlochałam.
Pogłaskał moje włosy.
- Tak mi przykro, Chloe. To moja wina, zrobił to, by mnie dopaść. Ja, ja jestem okropnym bratem. Moim zadaniem było cię ochronić i totalnie zawaliłem. Prawdopodobnie mnie nienawidzisz.
- N-nie nienawidzę cię, Brad. - zająkałam się, próbując złapać oddech.
Westchnął i nie wiedziałam, czy ze złości, desperacji, czy zranienia. Czy wszystkiego razem.
- Wszystko będzie dobrze, dopilnuję tego.
Odkąd staliśmy na środku restauracji, ja płacząca i szlochająca w pierś brata, byliśmy głównym obiektem zainteresowań. Kelner to zauważył i się zapytał, czy coś się stało. Nie, wszystko w porządku, idioto. Oczywiście nadal się trzymałam.
- Czy możemy otrzymać rachunek, proszę? - zapytał Brad kelnera, wciąż mnie mocno trzymając.
- Oczywiście, proszę pana.
To zajęło kelnerowi zaledwie kilka sekund, by przynieść nam rachunek. Gdy Brad się z tym uporał, spróbowałam się uspokoić.
- Zawiozę cię do domu. - miły głos Brada zadźwięczał w moich uszach.
Spojrzałam na niego, biorąc go za rękę i udając się w stronę wyjścia, zanim się zorientowałam, że użył terminu "dom". Chciał mnie zabrać z powrotem do domu w Kalifornii? Nie chciałam opuszczać Justina. Nie! Nie może tego zrobić. Natychmiast się zatrzymałam.
Brad musiał zrozumieć mój lęk.
- Zawiozę cię do Jaya, nie Kalifornii. To twój dom. - uśmiechnął się delikatnie, chowając kosmyk moich włosów za moje ucho. Wszystko we mnie się zrelaksowało.
Dzięki Bogu.
- Na razie. Mam inny pomysł. - jego głos stał się ciemniejszy.
- Co masz na myśli? - zapytałam nerwowo.
- Coś ważnego, co musi zostać skończone.

Tak, dobrze wiem ile trwało zanim dodałam ten rozdział, ale nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć. Każdy dobrze wie, że autorki dodały rozdział dopiero pod KONIEC sierpnia, a przede wszystkim zaczęła się szkoła.
Pierwszą wiadomością jest nowa tłumaczka.
Powitajcie cudowną Wiktorię, bez której nie dałabym rady. Mam nadzieję, że polubicie jej tłumaczenie, bo naprawdę robi to świetnie.
Drugą wiadomością jest nowy rozdział.
Niestety nie mam pojęcia kiedy się pojawi, ponieważ autorki wciąż go nie dodały.
Trzecia wiadomość.
Założyłam nowe tłumaczenie, ale nie martwcie się, nie zostawię Afterlight.
Zapraszam na moje tłumaczenie, wspaniałego opowiadania
Blue 
Niedługo pojawi się nowy rozdział. Prawdopodobnie jutro. 
Czwarta wiadomość 
Zapraszam także na swoje opowiadanie, które nazywa się
Rose
Będę wdzięczna jeśli tam zajrzycie i zostawicie swoją opinię. Niedługo powinien pojawić się nowy rozdział.
Piąta wiadomość
Założyłam nowe konto na asku, więc teraz tylko tam zadajecie mi pytania! 
That's it. Miłego dnia, nie zabijcie mnie przez to, że tak długo nie dodawałam rozdziału. 
W dodatku, mam nadzieję, że docenicie pracę Wiktorii. 
Obsługiwane przez usługę Blogger.